MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bałem się gniewu

Redakcja
Sędzia ringowy Leszek Jankowiak i Andrzej Gołota Fot. Tomasz Bołt
Sędzia ringowy Leszek Jankowiak i Andrzej Gołota Fot. Tomasz Bołt
- Jednego, ujemnego punktu zabrakło, a to Pan uprzedziłby Saletę i zadecydował o porażce Gołoty przez dyskwalifikację.

Sędzia ringowy Leszek Jankowiak i Andrzej Gołota Fot. Tomasz Bołt

Rozmowa z LESZKIEM JANKOWIAKIEM, sędzią ringowym walki Przemysława Salety z Andrzejem Gołotą

- Bałem się tego... Zastanawiałem się, co zrobić, ale nie można przykładać jednej miary do Gołoty, a innej dla pozostałych zawodników. Andrzej jest ikoną boksu, ale nie zmienia to faktu, że celowo wypluwał z ust ochraniacz na zęby. Tylko za pierwszym razem to zachowanie było konsekwencją przyjęcia od Salety ciosu podbródkowego. Każde następne przerywanie walki interpretowałem jako ewidentny faul taktyczny.

- Pierwszy punkt odjął Pan Gołocie po trzecim przewinieniu w czwartej rundzie.

- Musiałem stanowczo zareagować, bo zagrywki Andrzeja, z mojej perspektywy, miały na celu zyskanie czasu na odpoczynek. W przerwie między rundami informowałem w jego narożniku, że kolejna próba będzie wiązała się z karą.

- Niesmak Pana niedoszłej decyzji byłby ogromny.

- W pierwszej chwili pomyślałem o reakcji ludzi, zapewne bardzo gwałtownej, którzy w komplecie oglądali walkę na żywo. Ta myśl wywołała pierwszy stres dotyczący tej ewentualnej decyzji. Wydarzenia z 6. rundy, gdy bokserzy sami rozstrzygnęli walkę, w jakiś sposób uratowały mnie od gniewu kibiców.

- Wówczas nie mówiłoby się, że Saleta miał przewagę i słusznie wygrał, tylko że sędzia ringowy pozbawił Gołoty szansy na zadanie szczęśliwego, nokautującego ciosu.

- Pamiętajmy, że moja decyzja byłaby tylko konsekwencją respektowania przepisów, a winny swojego zachowania byłby Andrzej.

- Ostatecznie Gołota padł na deski w 6. rundzie. Wstał, gdy kończył go Pan wyliczać, ale chwiejącemu się bokserowi nie zezwolił Pan na kontynuowanie walki.

- Gdy upadł, zobaczyłem jego wzrok. Zacząłem liczyć, a Andrzej wypluł szczękę i wskazał mi na nią, jakby oczekując, że odstąpię od dalszego liczenia. W momencie, w którym zadecydowałem o przerwaniu walki, objąłem go, aby nie stracił równowagi, chwytając rękami za liny. Z troski, żeby nie zrobił sobie krzywdy, być może popełniłem błąd. Gdybym pozostawił go samemu sobie, pewnie nie miałby resztek wątpliwości, czy jest w stanie kontynuować walkę. Widząc jego niezadowolenie, powtórzyłem kilka razy: "to chodzi o twoje zdrowie". Dodałem, że ma dwoje dzieci i dla kogo żyć.

- Jak zareagował?

- Popatrzył i "poczęstował" mnie niecenzuralnym słowem. Czuję się jednak tak malutki w porównaniu do Gołoty, że nie ma to żadnego znaczenia. Mnie też serce bolało, że tak zakończyła się walka. Widziałem, że nie jest w stanie pogodzić się z moim werdyktem, ale przyznam, że już w piątej rundzie byłem bliski przerwania walki.

- Dlaczego?

- Ponieważ było kilka sytuacji, w których Andrzej przyjął czyste i bardzo mocne ciosy. Nie tylko chwiał się na nogach, ale też jego wzrok przestał być ostry.

- Co Pana powstrzymało?

-W pewnej chwili miałem okazję tak stanąć, że widziałem żonę Andrzeja. Gdyby jej reakcja była histeryczna lub choćby emocjonalna, pewnie zakończyłbym pojedynek. Skoro jednak małżonka Gołoty siedziała spokojnie, uznałem, że to nie czas, by pozbawić Andrzeja szansy.

Rozmawiał Artur Gac

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski