MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Aż mi skrzydła rosną!

Redakcja
JUSTYNA KOWALCZYK. - Miliony Polaków nie mają "zrąbanego" kręgosłupa, achillesów, kolan. Kibicom dziękuję bardzo za wielkie wsparcie. Ale to jest moje życie - mówi najlepsza biegaczka narciarska minionego sezonu.

Fachowcy twierdzą, że jest Pani jedną z głównych kandydatek do medali olimpijskich - zwróciliśmy się do Justyny Kowalczyk.

- Staram się o tym nie myśleć. Jest nowa sytuacja i powiem szczerze, że dla mnie niełatwa.
Kibice mówią, że Kowalczyk ma szanse na cztery medale?
- Tylko spokojnie! Ile Polacy zdobyli do tej pory medali na zimowych igrzyskach olimpijskich? Chyba osiem. Dlatego powinni mocno stąpać po ziemi. Nie będę ukrywać - igrzyska w Vancouver to mój cel numer jeden. Ale nic więcej ode mnie nie wydusicie.
Czego Pani życzyć w występie olimpijskim?
- Przede wszystkim zdrowia. Także spokoju, oby odbyło się bez nerwowych ruchów. Chciałabym bez wielkiej presji startować w zawodach o Puchar Świata. I krok po kroczku uzyskiwać lepsze wyniki. Hurraoptymistką nigdy nie byłam, pesymistką nie mam prawa być.
Mówi się, że w sporcie łatwiej jest atakować niż bronić. A ma Pani czego bronić, była przecież najlepszą biegaczką minionego sezonu...
- To chyba prawda. Mam nadzieję, że moja głowa zareaguje w ten sposób, że nie będę się przejmowała słabszymi wynikami na początku sezonu. Mogę nieraz dostać kopa w tyłek. A po olbrzymiej, sześciomiesięcznej pracy treningowej nie oczekuję, że w pierwszych startach będę stawać na podium, mogą być nawet miejsca około 10.-15. Przed rokiem zaczęłam w Pucharze Świata od siódmego miejsca, a skończyłam na pierwszym. Sezon zweryfikuje wszystko, startów w Pucharze Świata jest dużo, około dwudziestu. A na igrzyska trzeba się zresetować, nie pamiętać o tym, że się jest mistrzem świata, że się zdobyło Puchar Świata. Stanąć na starcie i walczyć.
Pani najgroźniejsze rywalki? Na trasy wraca świetna Estonka Smigun...
- W czołówce mogą być zmiany, choć zapewne niewielkie. Jest kilka młodych dziewcząt, jak Szwedka Kalla, które mogą nas, bardziej doświadczone zawodniczki, zaatakować. Oglądałam Smigun w Otepaeae i na lodowcu, jestem pod wrażeniem jej formy. Jak zawsze mocne będą Finki, Norweżki, Włoszki, Słowenka Majdić, Ukrainka Szewczenko. Oj, będzie kilkanaście kandydatek do medali.
Przed igrzyskami wystartuje Pani we wszystkich zawodach o Puchar Świata?
- Tak, odpuścimy tylko, jak co roku, sprinty w Duesseldorfie. Na pewno wystartuję na początku stycznia w Tour de Ski. To piekielnie trudna impreza, ale zawsze dobrze biegam po tourze.
Trener Aleksander Wierietielny bardzo Panią komplementuje, powiedział mi, że był w sezonie przygotowawczym zachwycony Pani pracą...
- To, co powiedział, jest dla mnie bardzo miłe, przyznaję - nie w stylu mojego trenera. Ma rację, moje zaangażowanie w sezonie letnim, ostatnio na lodowcach, było bardzo duże..
W poprzednich sezonach trzeba było czasem Panią hamować w treningu. Teraz sama Pani mówi, że pracowała wyjątkowo...
- Nie powiem, że wyjątkowo. To, co robiłam teraz, było trochę inne. Ja się zmieniłam, jestem inną zawodniczką, więc trening musiał być troszkę zmieniony.
O Pani letnich przygotowaniach krążą legendy. Trener mówi, że czasem umierała Pani ze zmęczenia. Trener przygotował tego lata jakieś specjalne "atrakcje"?
- Na szczęście nie. Najgorsza jest monotonia i nawarstwianie się tego wszystkiego, to powoduje zmęczenie, rutynę. Na szczęście tak się poukładało, że miałam przyjaciół w różnych miejscach, oni mnie motywowali. Choć przyznaję, że czasem miałam wszystkiego serdecznie dość.
Biegała już Pani przed rokiem na trasach olimpijskich w Whistler. I narzekała na nie, że są za płaskie, bez podbiegów. Trener Wierietielny nazwał je trasami dla zajączków...
- To niech zajączki po nich biegają. A poważnie - jeśli się walczy o olimpijskie medale, a mam nadzieję, że będzie mnie na to stać, to nawet podmuch wiatru ma znaczenie. Moje mięśnie na podbiegach mniej się zakwaszają i znoszą lepiej wysiłek. Na prostych używam innego kroku. Wtedy moje mięśnie szybciej się zakwaszają i o dobry rezultat trudniej. To jest prosta sprawa z punktu widzenia fizjologicznego. Jeśli się walczy o dalsze miejsca, to nie ma takiego znaczenia. W walce o medale liczy się każdy detal.
Gdy stanie Pani na starcie w Vancouver, to będzie czuła, że na jej barkach spoczywać będą nadzieje iluś tam milionów Polaków?
- Miliony Polaków nie mają "zrąbanego" kręgosłupa, achillesów, kolan. Ja będę biegła dla siebie. Dla mojego trenera i dla mojej drużyny. A kibicom dziękuję bardzo za wielkie wsparcie. Ale to jest moje życie.
W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że złoty medal to na pewno będzie za pięć lat na igrzyskach w Soczi.
- Mam plan, by podziękować tam trenerowi za wszystko.
Jako najlepsza biegaczka narciarska na świecie ma Pani do swojej dyspozycji najwyższej jakości sprzęt?
- Ze sprzętem od kilku lat nie mam żadnych kłopotów. Mam sprzęt z najwyższej półki. Wywalczyłam to przy podpisywaniu kontraktów. Nie mam wielkich pieniędzy dla siebie, ale mam za to wszystko, czego potrzebuję, ponad 100 par nart. Ktoś może mieć bardzo wysoki kontrakt i tylko pięć par nart. Ja tak nie chcę.
Czy ze smarowaniem w Kanadzie mogą być problemy? Podobno z uwagi na bliskość oceanu konsystencja śniegu jest nieco inna...
- Serwismeni są ważni, ale tak naprawdę przede wszystkim trzeba mieć nogi, płuca i dobrze biegać. A jeśli narty nie będą dobrze posmarowane, to wtedy nikt dobrze nie pobiegnie. To się czasem zdarza.
Wraca Pani czasem myślami do igrzysk olimpijskich w Turynie, gdzie zdobyła brązowy medal?
- Pewnie, że wracam. Często trenerzy innych ekip o tym ze mną rozmawiają. Teraz będą zupełnie inne doświadczenia. Tam byłam młodziutka, nieopierzona. Tyle skrajnych rzeczy zdarzyło się na tamtych igrzyskach. Radość, smutek, płacz, nawet utrata przytomności. Otarłam się tam o wszystko. Chciałabym, aby teraz było mniej takich ekstremalnych doznań. Startuję z innej pozycji. Ale mam nadzieję, że serce do walki zostało u mnie takie samo.
Co w tych wspomnieniach z Turynu dominuje?
- Niepewność, która się zdarzyła po utracie przytomności. To jest rzecz bardzo zła. Dlaczego moje serca i cała ja nagle przestałam funkcjonować? Człowiek boi się takich rzeczy.
Ogląda Pani czasem na wideo swoje biegi?
- Często. Warto zobaczyć, jak się szybko biega (śmiech). Zwracam uwagę na swoją technikę, taktykę. Patrzę też, co robią na trasie moje rywalki.
Teraz wszyscy - rywalki, ich trenerzy patrzą na Panią, podglądają. Jak się Pani z tym czuje?
- Fajnie jest, kiedy biegnę, a trenerzy innych reprezentacji mówią do swoich zawodniczek: zrób to tak, jak Justyna. Aż mi skrzydła rosną.
Wokół Pani tyle szumu medialnego, jak się Pani udaje zachować dystans i pokorę?
- Biegi narciarskie to strasznie ciężka dyscyplina. Jak się codziennie wstaje o piątej rano, trzy razy dziennie jest się doprowadzonym praktycznie do skrajnego wyczerpania, to człowiek się uodparnia. Na moje ego działa, jak widzę, że ktoś uczy się biegać na nartach. To jest piękny przekaz.
Powiedziała Pani ostatnio, że chciałaby mieć wszczepionego chipa. Dlaczego?
- W ramach systemu antydopingowego ADAMS muszę nieustannie wypełniać formularze, informować, gdzie będę w najbliższych trzech miesiącach, w jakich hotelach. Jeśli kontrolerzy dwa razy mnie nie znajdą, to grozi mi dwuletnia dyskwalifikacja. To jest bardzo męczące dla nich i dla mnie. Bywa, że kontroler zjawia się o godz. 22, ostatnio byli w Kasinie Wielkiej i długo szukali mnie. Nie tak dawno Finka Kuitunen zaproponowała, by wszczepić nam chipy. Na razie jest to jednak w sferze dyskusji.
Nie boi się Pani świńskiej grypy?
- Jak tu się chronić? W Polsce nie mamy jeszcze szczepionek. Przed dwoma dniami szczepiłam się przeciwko grypie, ta szczepionka ma łagodzić objawy świńskiej odmiany.
Nadal odmawia Pani sesji zdjęciowej ilustrowanym pismom?
- Oczywiście. Zrobiłam tylko jeden wyjątek dla "Twojego Stylu". Dobrze, że była jedna.
Zapowiadała Pani ukończenie jesienią studiów na AWF w Katowicach...
- I jestem już magistrem! Niedawno obroniłam pracę z wynikiem bardzo dobrym, studia ukończyłam z wyróżnieniem. Mam też tytuł trenera drugiej klasy. Trener nie będzie miał teraz ze mną lekko (śmiech). Do tej pory byłam jedynym nie magistrem w domu, teraz nie muszę się wstydzić przed moim bardzo mądrym rodzeństwem.
Rozmawiał: Andrzej Stanowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski