Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

31-428 Kraków, ul. Chrobrego 29 - blok w literackich okładkach

Wacław Krupiński
Dzieci także kolędowały. Od lewej: Marysia Gizella, Aldonka Lewczuk, Majka Lisowska, Gaba Zielińska (z turoniem) Agatka Kornhauser; przed nimi Gosia Gizella
Dzieci także kolędowały. Od lewej: Marysia Gizella, Aldonka Lewczuk, Majka Lisowska, Gaba Zielińska (z turoniem) Agatka Kornhauser; przed nimi Gosia Gizella Fot. Krystyna Liskowska
Na parterze Julian Kornhauser, na X piętrze - Adam Zagajewski, pomiędzy nimi aktorzy, plastycy, muzycy, u których też trzeba było pokolędować. Tradycję składania sobie życzeń zainicjowali Zbigniew Paleta i Jerzy Radziwiłowicz. W przeddzień Wigilii, 23 grudnia.

Nauczyłem Jurka grać kolędy na takim prostym flecie, i tak we dwóch zaczynaliśmy, idąc od dziesiątego piętra aż na parter, od mieszkania do mieszkania - opowiada legendarny skrzypek Piwnicy pod Baranami Zbigniew Paleta, od ponad 30 lat mieszkaniec Meksyku. - Każdy musiał kolędników czymś poczęstować, a następnie do nich dołączyć. Na końcu nasza grupa liczyła już około 40 osób, zatem ugościć ją nie była łatwo.

- To był nasz pierwszy rok na Chrobrego, kiedy w przeddzień Wigilii Zbyszek rzucił myśl, by pokolędować. Wziął skrzypce, ja ten flecik, przećwiczyliśmy dwie proste kolędy i ruszyliśmy, zaczynając od mieszkania, gdzie mieszkała dozorczyni - potwierdza Jerzy Radziwiłowicz.

Leszek Piskorz też utrzymuje, że kolędowanie rozpoczynało się na parterze - od mieszkania dozorczyni, pani Irenki Cyganek, po czym szło się do Kornhauserów, do Karasiów i ruszało na piętra.

- Do ósmego wszyscy byli pijani, zwłaszcza ci, co szli od samego dołu. Bo jednak najczęściej gościło się kolędników kieliszeczkiem wódki - mówi Ewa Kolasińska.

- Do ósmego? Już wcześniej - protestuje Jerzy Radziwiłowicz. - Trudno było dojść do samej góry.

- Najgorzej było u nas, bo myśmy mieli ostatnie mieszkanie, raptem dwupokojowe; nijak się w nim pomieścić... - wspomina Leszek Piskorz. Zdarzało się, dodaje, że z uwagi na późną porę niektóre mieszkania się omijało i później ci pominięci mieli pretensje. Ale byli i tacy, którzy świadomie nie otwierali kolędnikom.

Ale i tak śpiewać miał kto. Choćby aktorzy. Mieszkali tam ze Starego Teatru - poza Jerzym Radziwiłowiczem - Leszek Piskorz, Stefan Szramel z Ewą Kolasińską, Andrzej Kozak, Zygmunt Józefczak, Andrzej Buszewicz z żoną śpiewaczką, Izabellą Jasińską, gwiazdą opery bytomskiej, i Edward Wnuk z żoną Ewą, artystką Piwnicy pod Baranami, i Leszek Świgoń; i jeszcze śpiewaczka Olga Szwajgier z mężem, kompozytorem Krzysztofem Szwajgierem, i Nina Repetowska, i Franciszek Muła, z Teatru STU, i Skald Jacek Zieliński. Teraz wspomina, że ratowali się śpiewnikami, bo jednak na ogół każdy pamiętał ledwo jedną, dwie zwrotki... Ważną postacią był też organista Tadeusz Machl, który zapraszał kolędników do mieszkania, gdzie miał instrument.

- To było bardzo stresujące, bo to dzień przed wigilią, zatem na przykład lepiłam pierogi, a zarazem nasłuchiwałam, na którym piętrze są kolędnicy, by w odpowiednim momencie być gotową do bankietowania - wspomina Ewa Kolasińska. Nie kryje też, że byli z kolegą z teatru Jerzym Radziwiłowiczem trochę upośledzeni pod względem słuchu, zatem fałszowali oboje, acz wytykali to sobie wzajemnie, u siebie winy nie widząc.

Bywało, że impreza trwała do rana. - Kiedyś przyjechali do nas w Wigilię rodzice, a ja nieprzytomna, bo o piątej rano wróciliśmy z kolędowania - przyznaje Halina Zielińska.

Niektórzy, bliżej zaprzyjaźnieni, i w samą Wigilię spotykali się już w mniejszym gronie.

A później Paletowie wyjechali do Meksyku, wyprowadzili się też Radziwiłowiczowie i tradycja upadła, choć jeszcze jakiś czas była podtrzymywana. Kontynuowały ją dzieci, które kolędowały w sylwestra, oczywiście już bez brewerii dorosłych, wynagradzane cukierkami i innymi łakociami.

Żyliśmy jak rodzina
- Nie wiem, czy to był jakiś fenomen, ale w tamtej parcianej rzeczywistości to było coś wyjątkowego. Byliśmy niemal wszyscy w jednakowym wieku, co nas cementowało, podobnie jak fakt, że większość z nas wykonywała wolne zawody - mówi Stefan Szramel, jeden z aktorów. Ich mieszkało tam najwięcej.

Sprowadzili się do tego bloku przy Chrobrego 29, choć tak naprawdę wejście jest od strony Białuchy, od ulicy Otwinowskiego, w roku 1976. Wtedy to władza, jak powie dziś jeden z ówczesnych urzędników Wydziału Kultury, później wieloletni dyrektor teatrów, Wiktor Herzig, robiąc ukłon w stronę artystów i chcąc zatrzymać ich w Krakowie, postanowiła oddać im w tym bloku większość mieszkań. Było ich 44 na dziesięciu piętrach. To z numerem 44 przypadło Leszkowi Piskorzowi. - Upatrywałem w tym jakiejś tajemnicy, wszak już grałem w legendarnych „Dziadach” Swinarskiego - opowiada aktor.

44 mieszkania, a do tego na parterze Julian Kornhauser, a na 10. piętrze, w tym samym pionie - Adam Zagajewski. - Julian i Adam w jednym stali domu, Adam na górze, a Julian na dole -parafrazuje Fredrę Jerzy Radziwiłowicz.

Byli już wtedy autorami głośnej książki manifestu „Świat nie przedstawiony”. - To była Krupnicza naszego pokolenia, a my z Julianem jako okładki tego bloku - ocenia teraz wybitny poeta. I przypomina, jak obaj obawiali się, czy im owych przydziałów władza nie odbierze, byli bowiem sygnatariuszami „Listu 59” przeciwko zmianom w ówczesnej Konstytucji. Ostatecznie wielkoduszność władzy zwyciężyła. Ale w stanie wojennym o Julianie Kornhauserze pamiętała. Został internowany.

Z tamtych lat Leszek Piskorz zachował wiersz kolegi z piętra „Dla nadziei kortu”, czczący zwycięstwo aktora w turnieju tenisowym. - Oprawiony przez Jerzego Skarżyńskiego, wisi w domu na honorowym miejscu i czeka aż Adam dostanie Nobla. Dopiero będzie to cenna pamiątka - uśmiecha się aktor.

Zagajewski i Kornhauser nie byli jedynymi przedstawicielami świata literatury. Mieszkali tam bowiem także poeta i tłumacz Andrzej Nowak, i poeta Jerzy Gizella z żoną Ewą Lach, piszącą dla dzieci.

Wtedy mieszkanie spółdzielcze, na które czekało się całymi latami, to był wielki dar. Stefan Szramel odwiedził akurat w Wydziale Kultury swego kolegę z I roku Szkoły Teatralnej, Wiktora Herziga. „Masz gdzie mieszkać?”. Nie miał. Był na etapie kolejnego rozwodu... Jacek Zieliński dowiedział się o szansie na własne lokum podczas festiwalu piosenki w Opolu od Zbigniewa Palety, który z jego bratem Andrzejem chodził do Liceum Muzycznego. O mieszkania zabiegał też Stary Teatr, te, na poddaszu, w których mieszkali aktorzy - na przykład Piskorz wspólnie z Jerzym Bińczyckim - przeznaczono na inne cele. - Mieszkanie Piskorza z Bińczyckim było jedynym nadającym się do życia - dwa pokoje z łazienką i kuchenką. Reszta to były pokoiki bez wody. Brałem ją z kranu na korytarzu, toaleta była jedna wspólna dla całego poddasza, prysznic piętro niżej w teatrze. Jedynie gaz miałem doprowadzony do kuchenki - wspomina Jerzy Radziwiłowicz.

Byli ostatnim pokoleniem lokatorów teatralnego strychu. „Przez cztery lata mieszkałem na strychu. Z sufitem spadzistym, z oknem wychodzącym na wieżę mariacką, na jej czubek. Jak okno było otwarte, a trębacz grał hejnał, dobrze było słychać. A raz go przyłapałem, że zatrąbił w nocy dwadzieścia po pierwszej” - mówił Łukaszowi Maciejewskiemu w książce „Wszystko jest lekko dziwne”. A wspominając Chrobrego dodawał: „Bardzo nam się tam przyjemnie żyło przez kilka lat”.

Spotykali się w tym bloku często zaskoczeni, że oto będą sąsiadami. - Pamiętam, zobaczyłam na schodach Baśkę Paletową. „To ty też tutaj?” - wspomina Ewa Kolasińska.

Pomiędzy lokatorami bloku więzi były niemal rodzinne. Gdy Barbara Paleta wkrótce po urodzeniu córki trafiła na dłużej do szpitala, Ludwikę, dziś gwiazdę kina Ameryki Łacińskiej, karmiła Olga Szwajgier, która także wtedy miała córeczkę. Została i chrzestną matką Ludwiki.- Myślę, że artystyczne wariactwo, jakie ma Ludwika, zawdzięcza właśnie Oldze, wyssała je z mlekiem - śmieje się Zbigniew Paleta.

- To była wspaniała wspólnota ludzi sztuki, niemal rodzinna, w której panowały znakomite relacje międzyludzkie - ocenia Leszek Piskorz. Taka opinię ma i Jerzy Radziwiłowicz. Niemal wszyscy byli z sobą zżyci. Wspierali się.

Mieszkający wciąż na parterze Wojciech Karaś, syn ówczesnego rektora UJ, z żoną lekarką (do dziś pomaga wielu lokatorom), byli jedynymi, którzy mieli telefon. - Cudowni ludzie, kolejka do nich stała jak na poczcie. Wojtek tylko otwierał drzwi: „No, chodź, chodź”. A jeszcze wszyscy podawaliśmy ich numer, zatem nie tylko stale dzwonił w ich mieszkaniu telefon, ale jeszcze gonili po ludziach, by zeszli do aparatu - opowiada Stefan Szramel.

Ktoś z sąsiadów miał w domu huśtawkę dla dzieci. Też służyła wszystkim. Dominika Paletówna zbierała koleżanki, po czym pukała: „Dzień dobry, przyszłyśmy się pohuśtać. Dziewczynki proszę ustawić się w kolejce”.

Suszyłem włosy Pierwszej Damie
Dzieci również trzymały się razem. Na przykład Gaba Zielińska i Agata Kornhauser, dziś pierwsza dama. Razem chodziły do przedszkola, razem do podstawówki nr 75. Agata była bardzo pilna, przychodziła rano po Gabę, gdy ta ledwo co wstała z łóżka i spokojnie czekała. -Nieraz pomagała przy robieniu kanapek do szkoły - wspomina Jacek Zieliński, który odbierał czasem dziewczynki po basenie. - Nie będę ukrywał, suszyłem włosy pierwszej damie - mówi ze śmiechem. A Gabriela Zielińska-Tarcholik pamięta, jak to już w licealnych czasach poszły na prywatkę, na której koleżanka z dzieciństwa poznała przyszłego męża. Spotkały się teraz, gdy Skaldowie wystąpili w Pałacu Prezydenckim w koncercie „Szlachetnej Paczki” (TVP pokaże go w Wigilię), Agata Duda przypomniała np. Andrzejowi Zielińskiemu, jak to zabrał Gabę i ją na krakowski występ Boney M. A miał lider Skaldów wejście do najlepszej strefy, pożyczył bowiem owej grupie instrument.

O dzieciach mogłaby powstać osobna opowieść. Na przykład o kołysce. Takiej dla maluszka. Danuta Piskorz pamięta, że to Konrad Swinarski podarował ją Annie Polony.
- A niby skąd miałby mieć Kondzio kołyskę?! To chyba Janek Nowicki mi dał, pewnie po Łukaszu, gdy urodził się mój siostrzany wnuk, Marcin - mówi mi wybitna aktorka.

- Nie, to musiała być kołyska od Swinarskiego, dlatego cieszyła się w naszym środowisku takim mirem... - upiera się Leszek Piskorz.

- Oczywiście, że po Łukaszu Nowickim, później kołysała Maćka Stuhra, aż trafiła na Chrobrego do naszego Piotrusia - przekonuje Ewa Radziwiłowicz.

Służyła też Ludwice Paletównie i Kasi Piskorzównej... - Pamiętam, że Kasia darła się strasznie, a ja, śpiąc, kołysałem ją nogą - przyznaje tata.

Miała ją też Anna Dymna, gdy urodziła Michała... Co stało się z kołyską, na której ponoć wypisywano imiona kolejnych dzieci? Nie wiadomo.

Skoro dzieci to i trzepak, bo w tamtych latach trzepak stawiano koło bloku obowiązkowo. I częściej niż dywanami obwieszony był bawiącymi się dziećmi. A dzieci w tym bloku było niemało. Dominika i Ludwika Paletów, Kasia Piskorzów, Gaba i Bogumił Zielińscy, i Aldona Lewczuk, i trzy córki Gizellów, i Rafał i Maja Lisowscy i mały Radziwiłowicz...

Parę lat później zapytał dziennikarz Piotrusia, tatuś jest aktorem, a ty kim chcesz zostać, jak dorośniesz? „Ja to bym chciał zostać pisarzem”. „Bardzo ładnie”. „A ty Zosiu?” - zwrócił się do młodszej siostry. „A ja bym chciała zostać siostrą pisarza”.

Wspierano się w tym bloku we wszelakich sprawach. Paleta i Radziwiłowicz mieli kluczyki od swoich maluchów i umowę, że jak któryś swojego auta nie odpali, a jest w wielkiej potrzebie, to bierze auto kolegi.

Paleta wspomina, jak to kiedyś nocą obudził go dzwonek do drzwi. To Ewa Kolasińska z pytaniem, czy nie ma pół wora. Nie miał. Dwa dni później gościł wiele osób, alkoholu było w bród, zatem, gdy już został sam, rozochocony poszedł do Szramelów; oczywiście, nie z pustymi rękami. „Mam” - oznajmił radośnie obudzonym gospodarzom.

Generalnie blok był balangowy, bo to premiera w teatrze, to inne wydarzenie. Albo ot, ochota na kielicha. I nikt się nie awanturował, nie ściągał milicji.

- Adaś był uroczym sąsiadem. Ileż razy była u nas birbantka, nigdy się nie skarżył - zapewnia lokator zza ściany Leszek Piskorz.

- Ja, który jestem trochę samotnikiem, zaglądałem do Franka Muły, do Juliana, do Zbyszka Palety, zaczynaliśmy się przyjaźnić z Jurkiem Radziwiłowiczem, był jeszcze tłumacz z hiszpańskiego Andrzej Nowak. To był żywy dom. Doceniłem to, gdy później mieszkałem w bloku pod Paryżem, gdzie każdy był zamknięty w swoim życiu, w swoim mieszkaniu - mówi mi Adam Zagajewski.

Andrzej duda bił psa gazetą
- Stanowiliśmy wspólnotę, ale nie przeszkadzaliśmy sobie wzajemnie, nie był to kołchoz - zapewnia Ewa Kolasińska.

A na dodatek stale dochodzili inni. To Jerzy Bińczycki, to Edward Linde Lubaszenko odwiedzał Radziwiłowiczów, to wpadali do Wnuków artyści Piwnicy pod Baranami i na przykład Piotr Skrzynecki zapadał w tym bloku na parę dni, bo każdy chętnie go gościł.

To dzięki sąsiadce z piętra, Ewie Wnukowej, Jacek Zieliński, który nosił wonczas fryzurę niczym bohaterowie filmu „Hair” i równie wielką brodę, trafił do Piwnicy; zaczął występować w jej programach kabaretu i komponować piosenki - dla Wnukowej, dla Haliny Wyrodek. Wiele z nich przetrwało do dzisiaj, jak „Wyspa” do tekstu Dymnego, która stała się jednym z piwnicznych hymnów.

Kontaktom służyły też zwierzęta. Psów nie brakowało. Ewa Kolasińska wylicza: myśmy mieli Kubusia, Nowak - Watsona, Kuciowie - jamnika Dżinka, Kornhauserowie Nadira, Zosia de Ines takiego czarnego, jak on się wabił... Tadeusz Machl i jego żona Irena - bokserki Perusię i Evitę, Radziwiłowiczowie - jamnika Piesię...

- Mieliśmy konflikt z Machlem, ponieważ nasza Piesia nienawidziła ich bokserki. I choć była o wiele mniejsza, była sprytniejsza, wchodziła pod tamtego psa i gryzła go po brzuchu - przywołuje tamte lata Ewa Radziwiłowicz.

Już od Gabrieli Zielińskiej-Tarcholik dowiem się, że ów czarny pies to był Iwan, że był jeszcze Garet u pp. Karasiów, Kika u Paletów, a u nich w domu, krótko, owczarek Dżesi.

- Chodziliśmy z tymi psami na spacery nad Białuchę i tam odbywały się wielkie dyskusje na tematy teatralne, literackie, a i polityczne - dodaje Stefan Szramel.

Jamnika mieli też Kornhauserowie. I jak Andrzej Duda przychodził do swej obecnej żony Agaty, to ów jamnik Nadir, pupilek Alicji Kornhauserowej, natychmiast się koło młodych kręcił. Tyle że Andrzej Duda bardzo tego nie lubił, i - o ile przyszła teściowa nie widziała - zwijał gazetę w rulon i bił nim psa. „Co wezmę gazetę do ręki, to Nadirek ucieka” - mówiła później sąsiadom zdziwiona pani domu.

Dziś, w przeddzień 40-lecia zasiedlenia bloku, przeważającej części jego dawnych lokatorów już tam nie ma. Nie przetrwało też wiele z niegdysiejszych małżeństw. Uciekli do większych mieszkań, własnych domów. Tu największe lokale, typu M 5, liczą 55 kw. - trzy pokoje, nieduża kuchnia, za to łazienka większa od niej i także z oknem. Stało się to podobno przez pomyłkę. - Bardzo się cieszymy, w dzień do wanny słońce świeci - mówi Jacek Zieliński, jeden z tych, którzy pozostali Chrobrego wierni. Wciąż także, jako jedyny, zachował położoną nieopodal nad Białuchą działkę.

- Jacek długo nie chciał o działce słyszeć, a teraz życia sobie bez niej nie wyobraża, każdego dnia tam leci - dodaje żona.

To na tej działce odbyła się balanga z okazji 30-lecia bloku.

Czy będą obchodzić i 40-lecie bloku. Nie wiadomo. Jest natomiast szansa, że znów pojawią się kolędnicy. Syn Zielińskich - Bogumił zapowiada, że wpadnie ze swymi dziećmi, i pewnie namówi i tatę, by wziął skrzypce... I przejdą dawnym szlakiem, po czym wpadną, jak trzy lata temu, do pp. Karasiów, na kielicha, na wspomnienia...

***

Adam Zagajewski we wstępie do wyboru wierszy „Późne święta” (PIW. 1998)
„Inne krakowskie mieszkanie: moja mikroskopijna pracownia na dziesiątym piętrze bloku przy ul. Bolesława Chrobrego (na parterze mieszkał Kornhauser, na dziewiątym piętrze Radziwiłowicz, który był wtedy „człowiekiem z marmuru”; Krystyna Burkowa wręczyła mu kiedyś w windzie zebrane na spacerze polne kwiaty. Z okna widziałem cmentarz Rakowicki - wielką zieloną plamę w lecie i gorejący od światła świec płomień w pierwszych dniach listopada. Nad nim profil Sowińca z dyskretnym -z tej odległości! - garbkiem kopca Piłsudskiego. I, na wiosnę i w lecie, codziennie wieczorem oślepiające słońce , wsuwające się pod ciemnozieloną linię horyzontu.”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski