Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Witold Liguziński. Po pięćdziesiątce skończył prawo i... kontroluje Urząd

Arkadiusz Maciejowski
Witold Liguziński nie chce ujawniać swojego wizerunku
Witold Liguziński nie chce ujawniać swojego wizerunku fot. Michał Gąciarz
Sylwetka. Można uznać, że prezydent Majchrowski „wyszkolił” sobie jednego z największych krytyków działań magistratu. Witold Liguziński, absolwent Krakowskiej Akademii, bezwzględnie wytyka teraz każdy błąd urzędników.

Zaskarżył uchwałę antysmogową i wygrał, czym...spowolnił walkę o czyste powietrze w Krakowie. Twierdzi, że jest doradcą ludzi z pierwszych stron gazet i pomaga im realizować w Krakowie duże inwestycje. Pieniędzy miał jednak dorobić się z żoną kilkanaście lat temu, sprzedając przy ul. Grodzkiej hamburgery.

Teraz pojawia się na komisjach Rady Miasta Krakowa i tropi urzędnicze absurdy. Walczy m.in. o usunięcie aut z Rynku Głównego. Zdjęć nie pozwala sobie robić, bo... nie chce być rozpoznawalny. Witold Liguziński ma 62 lata i jest jedną z najbardziej tajemniczych postaci na magistrackich korytarzach.

W końcu jednym głosem

- Kiedyś, gdy pochwaliłam pana Liguzińskiego za to, że się angażuje i chce w pewien sposób naprawiać świat, usłyszałam od innych radnych, że jestem naiwna - przyznaje Anna Prokop-Staszecka, przewodnicząca komisji ekologii i ochrony powietrza Rady Miasta Krakowa.

Bo choć nikt nie chce tego powiedzieć oficjalnie, wiele osób podejrzewa założyciela stowarzyszenia „Obywatel na Straży” o to, że m.in. zaskarżając uchwałę antysmogową przyjętą przez sejmik województwa małopolskiego, działał w czyimś interesie. Sam Witold Liguziński odpiera jednak te zarzuty. Twierdzi, że prowadząc firmę doradczą pomaga wielu wpływowym ludziom. Ale w kwestii smogu miała to być wyłącznie jego inicjatywa i jego żony Elżbiety.

Przypomnijmy, że sejmikowa uchwała zakładała wprowadzenie w Krakowie zakazu palenia węglem od 2018 r. Zdaniem Liguzińskiego, jej zapisy naruszały konstytucyjną zasadę równości obywateli i swobody działalności gospodarczej. Sprzeciwiał się temu, że zakaz palenia węglem nie obejmowałby kominków. Ostatecznie sąd uznał argumenty Liguzińskich i uchwałę uchylił.

Andrzej Guła z Krakowskiego Alarmu Smogowego, który bronił tej uchwały, przyznaje jednak, że nie ma żalu do Witolda Liguzińskiego. - Niedawno po raz pierwszy rozmawialiśmy osobiście, sprawiał wrażenie szczerego. Tłumaczył, że nie jest przeciwnikiem zakazu palenia węglem. Przeciwnie, argumentował, że ograniczenia powinny być bardziej radykalne i obejmować kominki. Z tym się z nim zgadzam.

Nie mam więc podstaw, by myśleć, że pan Liguziński zaskarżając uchwałę działał na czyjeś zlecenie, jakiegoś np. lobby węglowego - mówi Andrzej Guła z KAS , choć zaznacza, że uchylenie tamtej uchwały spowolniło walkę ze smogiem. - Spadło np. tempo wymiany pieców węglowych na ekologiczne, bo wielu mieszkańców pomyślało, że skoro na razie nie będzie zakazu palenia węglem, to po co się spieszyć z wymianą. Pod tym względem działanie pana Liguzińskiego opóźniło walkę ze smogiem - mówi Andrzej Guła.

Co ciekawe, obaj panowie, którzy jeszcze niedawno stali po dwóch stronach barykady, teraz mówią jednym głosem. Bo część radnych PO i PSL postuluje, aby również do nowej, poprawionej uchwały nie wpisywać zakazu palenia w kominkach (miałby obowiązywać od 2019 roku). - Obecny projekt uchwały jest sprawiedliwy. Jeśli jednak ktoś dla przyjemności będzie mógł dalej zanieczyszczać powietrze, paląc w kominku, to my na pewno zaskarżymy takie prawo - uzasadniał na łamach „DP” Witold Liguziński. Zapowiada walkę o prawa mieszkańców również w innych sprawach, ale jednocześnie wokół jego osoby pojawiają się wątpliwości.

Pierwsze hamburgery

Witold Liguziński urodził się Nowym Korczynie. Do Krakowa przyjechał w latach 70. ubiegłego wieku. Studiował na wydziale mechanicznym Politechniki Krakowskiej. Jego specjalizacją była budowa samochodów. Sam przekonuje jednak, że całe dorosłe życie „pracował głównie głową”. Jako jeden z pierwszych posiadał rachunek inwestycyjny w krakowskim biurze maklerskim, inwestował też na raczkującej jeszcze giełdzie papierów wartościowych. Tam poznał wiele osób, które dziś prowadzą duże inwestycje. W pewnym momencie założył więc firmę doradczą.

- Pytano mnie, jak prowadzić różne przedsięwzięcia, a ja dzieliłem się swoją wiedzą i doświadczeniem - tłumaczy Liguziński. Niezbyt chętnie przyznaje się jednak do tego, że przez wiele lat był też milicjantem. Pełnił nawet funkcję m.in. naczelnika Wydziału Kryminalnego w Krakowie Śródmieściu.

Z tamtych czasów pamięta go Krzysztof Durek, emerytowany policjant, obecnie radny miejski (PiS). - Ja w 1981 r. zostałem wydalony ze służby a Liguziński wręcz przeciwnie, co więcej, uaktywnił się politycznie i starał się o miejsce radnego w jednej z dzielnic - wspomina Krzysztof Durek.

Na przełomie lat 80. i 90. żona Witolda Liguzińskiego otworzyła przy ul. Grodzkiej bodaj pierwszy w Krakowie lokal z hamburgerami (funkcjonował przez ponad 10 lat). I dla małżeństwa miała to być prawdziwa żyła złota. Liguziński wspomina, że klienci ustawiali się w długich kolejkach a zyski były imponujące. Oczywiście z czasem interes słabł, bo wyrosła konkurencja. Zaprzecza jednak, jakoby miejsce na fast food w centrum miasta miało być jakąś „nagrodą” za zaangażowanie polityczne - jak sugerują znające go osoby. Twierdzi on, że żona po prostu złożyła wniosek o przydział lokalu i go po kilku latach starań otrzymała.

W roku 90. Liguziński odszedł z policji, ale kontakty pozostały. W 2006 roku znalazł się na liście wyborczej Komitetu Wyborczego Wyborców Jacka Majchrowskiego, choć teraz toczy boje z Urzędem Miasta. - To był czas, gdy o wielu mechanizmach panujących w urzędzie jeszcze nie wiedziałem. Znałem grupę osób, nie chcę mówić konkretnie kogo, z otoczenia prezydenta, i dostałem od nich propozycję, aby znaleźć się na liście. Do Rady Miasta ostatecznie się nie dostałem - tłumaczy Witold Liguziński.

Zaznacza, że z samym prezydentem Majchrowskim nigdy nie łączyły go wyjątkowo zażyłe relacje. - Poznaliśmy się bodaj na 100-leciu klubu Juvenia, gdzie mój syn był bardzo dobrym rugbystą. Zaznaczam, nie walczę z prezydentem, bo on o wielu rzeczach może nie mieć pojęcia. Walczę z błędami jego urzędników - mówi Liguziński.

Prawo po pięćdziesiątce

Tajemnicą poliszynela jest jednak, że „dostęp” do prezydenta mu pomógł. W wieku 53 lat postanowił...ponownie studiować. Tym razem prawo. Choć, jak twierdzi, jest samoukiem i na prawie zna się od lat, to chciał usystematyzować wiedzę. Zdecydował więc zapisać się na studia zaoczne w ówczesnej Krakowskiej Szkole Wyższej (obecnie Krakowska Akademia) założonej m.in. przez prezydenta Majchrowskiego. Gdy okazało się, że rekrutacja została wstrzymana, miały zadziałać znajomości i mimo wszystko został dopisany do listy studentów. W rozmowie z nami sam powtarzał, że uczelnia nie powinna żałować, że zrobiła dla niego wyjątek, bo był najlepszym studentem na roku.

Paradoksalnie uczelnia, którą tworzył Jacek Majchrowski, „wyszkoliła” jednego z największych krytyków urzędu kierowanego przez... prezydenta. Liguziński w ostatnich latach wygrał w sądzie z Zarządem Infrastruktury Komunalnej i Transportu blisko 30 razy! Sprawy dotyczyły strefy płatnego parkowania. Liguziński uznał za niesprawiedliwe, że ZIKiT masowo rozdaje wjazdówki do strefy parkowania za darmo. - Wielu urzędników wykorzystywało je do prywatnych celów - tłumaczy. Żądał ujawnienia pełnej listy osób i instytucji, które takie wjazdówki otrzymały. Gdy mu odmawiano, kierował sprawę do sądu. I wygrywał. A gdy mimo wyroku urzędnicy nadal nie ujawniali danych, sąd nakładał na ZIKiT kary. I tak blisko 30 razy, na łączną kwotę ok. 20 tys. zł. Ostatecznie drastycznie zmniejszyło się rozdawnictwo wjazdówek.

Teraz Liguziński zabrał się za samochody parkujące wokół Rynku Gł. Twierdzi, że wyznaczone tam miejsca parkingowe są nielegalne. Napisał już skargę do prezydenta Majchrowskiego na Tomasza Popiołka, dyrektora Wydziału Spraw Administracyjnych. I podkreśla, że jeśli to nie przyniesie efektu, skieruje sprawę do prokuratury. - Chcę wierzyć, że panem Liguzińskim kierują tylko czyste pobudki i toczy swoją walkę o lepszy Kraków. Oczywiście w wielu aspektach się z nim nie zgadzamy, ale co do zasady to dobrze, że mieszkańcy się angażują w sprawy swojego miasta - mówi dyrektor Popiołek.

Państwo Liguzińscy regularnie pojawiają się na posiedzeniach różnych komisji Rady Miasta Krakowa i wytykają radnym niewiedzę oraz błędy. - Żona jest na emeryturze, ma sporo czasu na działalność społeczną, a ja staram się łączyć ją ze swoją pracą - dodaje. Cały czas prowadzi też swoją firmę konsultingową WITLIG CONSULTING. Podkreśla, że... małych zleceń raczej nie przyjmuje. Specjalizuje się w sprawach o warunki zabudowy i pozwolenia na budowę.

[email protected]

Komentarz: Liguziński na pewno jest skuteczny

Trzeba pochwalić pana Liguzińskiego za skuteczność. Jest bardzo zaangażowany, włącza się w sprawy miasta i często wygrywa. Oczywiście swoim sposobem działania może kogoś denerwować, ale w większości przypadków efekt jest pozytywny. No, bo skoro sąd w sprawie uchwały antysmogowej przyznał mu rację, tzn., że faktycznie była ona wadliwa. Stara się spełniać rolę takiego strażnika lokalnego prawa i o ile będą na tym zyskiwać mieszkańcy, to należy go wspierać.
Bogusław Kośmider, przewodniczący Rady Miasta Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski