Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szekspir blisko widza

Łukasz Gazur
„Romeo i Julia” w niemal musicalowej formie
„Romeo i Julia” w niemal musicalowej formie fot. archiwum
Za kulisami. Udało się Teatrowi im. J. Słowackiego zrobić spektakl z szacunkiem dla tekstu Szekspira, ale jednocześnie unikając wystawiania ramoty - co się krakowskim scenom w wypadku kanonu dramatów czasem zdarza. To „Romeo i Julia” w ciekawej, niemal musicalowej formie, acz bez ekscesów.

To także głos współczesny. Oglądając efektowne sceny taneczne, bardziej ma się wrażenie obcowania z kinowymi hitami w stylu „Zakochany Szekspir” czy nawet „Step up” niż z dramatem mistrza ze Stratfordu. Ale jednak szybko orientujemy się, że nie ma tu mowy o „poprawianiu oryginału”, jego „przepisywaniu”, dekonstruowaniu, odnajdywaniu drugiego i trzeciego dna. Nic z tych rzeczy. Ma być atrakcyjnie, ale w zgodzie z literą tekstu.

Spektakl zrobiony jest z rozmachem. Dość wspomnieć, że wchodzi w pierwsze rzędy widowni, rozpisany jest też na balkony. Toczy się więc w kilku płaszczyznach, a wszystko łatwiej jest oglądać dzięki lustrzanej scenografii. Do tego zgrabnie skomponowane przez Martynę Kander kostiumy. Wszystko estetycznie ze sobą współgra, nie ma wizualnych dysonansów mimo zmian, jakie zachodzą na scenie. Pod tym względem do krakowskiej inscenizacji „Romea i Julii” nie można mieć zarzutów.

W roli najsłynniejszej pary w dziejach scen teatralnych dobrze odnajdują się Ewa Jakubowicz oraz Marcin Wojciechowski. Ona - trochę trzpiotka, trochę zakochana panna. On - nieco sentymentalny, rozpływający się w romantycznym uczuciu. Zgrabnie się uzupełniają na scenie, budując świadomie obie pierwszoplanowe postacie dramatu. Bywa zabawnie, aczkolwiek nie ma mowy o farsowym zabarwieniu.

Reżyserujący „Romea i Julię” Marcin Hycnar dobrze się spisał. Stworzył rzecz o wielkiej miłości w atrakcyjnej wizualnie i muzycznie formie. Przemyślał nie tylko to, co chce powiedzieć dzisiejszej publiczności szekspirowskimi słowami, ale także: jak.

Jeśli coś jest tu mankamentem, to dłużyzny. Trzy godziny w tym wypadku są nieuzasadnione. Skróty w pierwszej części spektaklu z pewnością by nie zaszkodziły, a dodałyby przedstawieniu dynamiki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski