W „Demonie” Marcina Wrony padający deszcz nie tylko sprawia, że rozstępuje się ziemia, odsłaniając krwawe tajemnice nawiedzonego domu, ale także obmywa on z symbolicznej winy tych, którzy jednak w ogóle się do niej nie przyznają. Bohaterowie filmu nie chcą bowiem pamiętać o niechlubnej przeszłości, relacjach polsko--żydowskich, które z symbiozy nie raz ewoluowały w rzeź.
O tym właśnie opowiada głośny „Demon”, który wejdzie do kin w najbliższy piątek. Głośny nie tylko dzięki nagrodom, które zdobył już na międzynarodowych festiwalach, ale również za sprawą jego twórcy, który na festiwalu filmowym w Gdyni odebrał sobie życie - dwa dni po pokazie swego dzieła. Jego dramatyczna decyzja z pewnością wpisze się w recepcję świetnego „Demona”, którego realizację wsparły m.in. Krakow Film Commission i województwo małopolskie.
Wrona, który pełnił na planie nie tylko rolę reżysera, ale także scenarzysty i producenta filmu, skondensował czas trwania akcji właściwie do jednej weselnej nocy, podczas której pan młody (grający w światowych produkcjach Itay Tiran) przechodzi niewiarygodną transformację. Opętany przez żydowskiego ducha dybuka, który powraca na ziemię, by rozliczyć się z przeszłością, odkrywa krwawe karty historii miejsca, gdzie trwa w najlepsze polskie wesele.
„Demon” przywołuje słowa Wrony, który powiedział mi niespełna miesiąc przed swoją śmiercią, że kręcenie filmu przypomina mu poligon wojskowy - przestrzeń nieustannych przygotowań do ciężkiej walki, jaką trzeba stoczyć na planie z filmową materią. Te zmagania o twórczym i fizycznym charakterze wyrażają szczególnie sceny tanecznych zabaw, w których udział biorą szalejący na parkiecie (a właściwie na dechach w stodole) goście. Zamroczeni alkoholem, rozchełstani, spoceni, pozbawieni moralno-etycznych hamulców Polacy - gotowi do przekraczania wszelkich granic. I nikt, i nic, nawet wstępujący w pana młodego duch nie ma prawa zakończyć ich weselnej ekstazy.
Z zagęszczającej się z minuty na minutę atmosfery grozy wyłaniają się w „Demonie” także poetyckie obrazy, wpisujące się we wrażliwość estetyczną kina Marcina Wrony. Nastrój nostalgii za czasem utraconym, kiedy Polacy i Żydzi żyli w symbiozie, odnajdziemy w ujęciach prowincjonalnego miasteczka spowitego mgłą. Piękny jest zwłaszcza finał dzieła przenoszący nas w surową przestrzeń kamienistego krajobrazu, gdzie upiory przeszłości strącane są w przepaść. Marcin Wrona, kręcąc typowy horror, opowiedział poważnie, ale bez moralizowania, o polsko-żydowskich relacjach. Jego „Demon” pokazuje, że bez dokonania roliczeń z przeszłością nie zbudujemy szczęśliwego jutra.
Pamięci Marcina Wrony
Kino pod Baranami zaprasza na pokazy filmów tragicznie zmarłego reżysera Marcina Wrony, jednego z najbardziej utalentowanych twórców młodego pokolenia. 17 i 18 października, oprócz premierowych pokazów filmu „Demon”, zostaną wyświetlone także „Moja krew” i „Chrzest”. Zobaczymy również studencki film reżysera „Człowiek magnes”. Bilety kosztują: 12, 14 i 20 zł.(UW)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?