Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wenecja zachwycona filmem Jerzego Skolimowskiego

Z Wenecji Artur Zaborski
Festiwal filmowy. Wielominutowa owacja i okrzyki zachwytu. Nie pamiętam tak żywiołowej reakcji na festiwalu w Wenecji ani w tym, ani w poprzednim roku. Właśnie w ten sposób nagrodzono film jedynego Polaka obecnego w konkursie głównym imprezy – „11 minut” Jerzego Skolimowskiego.

I od razu trzeba powiedzieć, że obraz Skolimowskiego wyrasta na faworyta imprezy. Mówi się o czterech filmach, które mają realną szansę ubiegania się o Złotego Lwa.

Lubiany w Wenecji Aleksander Sokurow ze swoją „Francofonią” zachwycił zachodnich krytyków, ale Polakom podobał się mniej. Rosjaninowi zarzuca się powtórki i pretensjonalność, czego zdają się nie dostrzegać koledzy po fachu z głębi Europy i z USA. Ale jako że ten twórca zaledwie przed pięcioma laty wyjechał z Lido z główną nagrodą, raczej nie ma co liczyć na powtórkę tej sytuacji.

Z filmem Skolimowskiego jest podobnie jak z obrazem Sokurowa: Zachód pieje z zachwytu (kilku dziennikarzy z Włoch, Francji i USA powiedziało mi po pokazie prasowym, że właśnie obejrzeli arcydzieło), Polacy są bardziej krytyczni.

Skolimowskiemu nie odmawia się dyscypliny ani panowania nad filmową materią. „11 minut” imponuje sprawną reżyserią, żelazną dyscypliną montażową i świetnym aktorstwem (grają Andrzej Chyra, Agata Buzek, Mateusz Kościukiewicz). Problemem jest sama historia, która ulatuje z głowy niedługo po projekcji.

Najnowszy obraz twórcy „Czterech nocy z Anną” to konceptualne studium przypadku. Reżyser pokazuje widzom, w jaki sposób los zupełnie niezależnych od siebie osób spotyka się w jednym punkcie. Oglądamy tytułowe jedenaście minut z życia kilku bohaterów. Niewiele dowiadujemy się o nich samych, towarzyszymy im jedynie w krótkich epizodach. Epizodach dobrze napisanych i angażująco na ekranie wygranych. Chyra sprzedający hot dogi, Buzek w łóżku z Głowackim, Ogrodnik jako kurier handlujący kokainą czy Mecwaldowski z podbitym okiem, chorobliwie zazdrosny o swoją ekranową żonę – to galeria zróżnicowanych postaci, przykuwająca uwagę, absorbująca. Tu nie ma czasu na nudę, ciągle coś się dzieje. Kiedy jednak film dobiega do mety, pozostaje wrażenie niedosytu.

Liczyliśmy jednak na coś więcej – niekoniecznie kolejną scenariuszową woltę, ale refleksję, przemyślenie, komentarz do ironii, która toczy naszym losem. Na tę refleksję jednak w naładowanych akcją „11 minutach” czasu zabrakło. A przecież i kino konceptualne powinno coś o świecie mówić.

Nie zmienia to jednak faktu, że wrażenie, jakie wywołuje rozwiązanie tego filmu (dla mnie efekciarsko przesadzone), wielu widzom pozostało w pamięci na długo. Ponadto Skolimowski cieszy się na Lido szczególnym poważaniem (to jego czwarty film w konkursie głównym festiwalu). Nagroda dla polskiego reżysera wydaje się nieunikniona, sukcesy polskiego kina raczej na pewno zostaną dopełnione w Wenecji. Złoty Lew należy się jednak najlepszemu filmowi w konkursie. A tym „11 minut” nie jest.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wenecja zachwycona filmem Jerzego Skolimowskiego - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski