Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kazimierz Moskal. Z toporem nad głową

Rozmawiał Piotr Tymczak
Moskal trenerem Wisły jest po raz trzeci. Obecna misja trwa od marca
Moskal trenerem Wisły jest po raz trzeci. Obecna misja trwa od marca Szymon Starnawski
Rozmowa. - Zdaję sobie sprawę, gdzie pracuję. Tu każdy trener musi się liczyć z tym, że jak nie ma zwycięstw, to trzeba się pożegnać - mówi KAZIMIERZ MOSKAL, szkoleniowiec Wisły

- Jak się Panu ostatnio pracowało w atmosferze doniesień, że może zostać Pan zwolniony z Wisły, jeśli nie będzie zwycięstw?

- Kiedy jest się trenerem, to od samego początku trzeba żyć z toporem nad sobą. Od momentu podpisania kontraktu jest to wpisane w nasz zawód. Głosy o tym, że mogę stracić pracę, były już po ostatnim meczu minionego sezonu. Nie powiem, aby takie sytuacje były miłe, kiedy się czegoś podejmujesz i dajesz w pracy z siebie wszystko. Absolutnie mam jednak świadomość tego, w jakim klubie pracuję. Od Wisły oczekuje się zwycięstw, bez względu na okoliczności. Każdy trener musi się więc z tym liczyć, że w momencie kiedy nie będzie wygranych, to będzie trzeba się pożegnać.

- Skąd były sygnały, że może Pan stracić pracę po poprzednim sezonie? Rozmawiał ktoś z klubu z Panem na ten temat?

- To były sygnały medialne.

- A teraz były takie rozmowy z władzami klubu?

- Byłem na spotkaniu z radą nadzorczą. Nikt na nim nie powiedział, że jeśli nie wygramy z Pogonią w Szczecinie, to będzie to jednoznaczne z utratą posady. Nie były potrzebne jednak takie sygnały, aby być świadomym swojej sytuacji.

- Pana problemy w tym sezonie zaczęły się po przegranym meczu Pucharu Polski z Ruchem w Chorzowie. Zapowiadał Pan, że potraktuje to spotkanie poważnie, po czym wystawił obronę ze stoperami Michałem Czekajem i Krystianem Kujawą. Kibice poczuli się oszukani, zaczęli Pana krytykować na forach internetowych.

- Dalej podtrzymuję to, co wtedy mówiłem. Podchodziliśmy do tego meczu bardzo poważnie. Wystawiliśmy w tym dniu najsilniejszy skład, na jaki nas było stać. Nikt do końca nie wie, z jakimi problemami się borykaliśmy.

- Jako stoper mógł zagrać Alan Uryga.

- Gdyby zagrał na środku obrony i też nie awansowalibyśmy, to też byłyby podobne komentarze w stylu: "Alan zagrał na obronie i brakowało defensywnego zawodnika w środku pola". Łatwo jest komentować po fakcie. Jesteśmy mistrzami świata w kreowaniu bohaterów albo szukaniu ofiar po jednym meczu.

- Później oliwy do ognia dołożył ligowy remis 3:3 z Lechią Gdańsk.

- Jeżeli ktoś coś sobie ułoży w głowie, to później każdy powód jest dobry. Było widać, jak chcieliśmy wygrać to spotkanie, prowadziliśmy 2:0. Przy takim wyniku nie można sobie szybko dać strzelić bramki, bo traci się pewność i do gry wkrada się nerwowość.

- W końcu przyszło zwycięstwo nad Śląskiem Wrocław. Może do wygranej zmobilizowały informacje, że klubowi działacze szukają Pana następcy? Może powinno tak być przed kolejnymi meczami?

- Nie chciałbym, aby tak było. My na ten temat nie rozmawialiśmy z zespołem. Rozmawialiśmy o tym, że Wisła potrzebuje zwycięstw. Myślę, że efekt przyniosła nasza praca.

- Docenili to kibice, którzy po meczu głośnymi śpiewami udzielili Panu pełnego poparcia. Dodało to otuchy?

- Oczywiście, że było to dla mnie miłe. To było dla mnie niespodziewane. Dziękowałem im za to. Jeśli ma się zaufanie u kibiców, to jest dużo.

- Teraz przed wami dwa wyjazdy. A Wisła ostatni raz wygrała w roli gości w grudniu ubiegłego roku.

- To nie przynosi nam chluby, ale każda taka seria się kończy. Blisko przełamania byliśmy już w Szczecinie. Nadchodzi czas, aby w końcu przywieźć trzy punkty z wyjazdu.

- Jak Pan ocenia to, co do tej pory działo się w lidze?

- Największą niespodzianką in plus jest postawa Piasta Gliwice, a in minus Lecha Poznań. Nikt nie spodziewał się nie tyle nawet tego, że Piast będzie na pierwszym miejscu, ale będzie miał taką przewagę nad drugim zespołem. To bardzo dobry wynik.

- Czego brakuje Wiśle, aby być taką rewelacją rozgrywek jak Piast?

- Zobaczymy, jak to będzie dalej przebiegało, czy Piast podtrzyma swoją dyspozycję. Na pewno trudno przez cały sezon podtrzymać taką formę. My skupiamy się na sobie. A na wynik wpływ ma wiele czynników. Jeśli popatrzymy, jak traciliśmy bramki, jakie były konsekwencje błędów zawodników, ale też sędziów, to można powiedzieć, że czynnik szczęścia też ma wpływ. Nie możemy jednak się tak usprawiedliwiać, mieć pretensji do wszystkich wokół, musimy popatrzeć na siebie, aby nie popełniać kosztownych, indywidualnych błędów, mniej tracić bramek.

- Jeżeli w następnym meczu z Górnikiem Łęczna nie będzie wygranej, to może być to dla Pana ostatnie spotkanie w roli trenera "Białej Gwiazdy"?

- Nic się nie zmieniło w porównaniu do sytuacji, jaka była przed meczem ze Śląskiem.

- Jak Pan wytrzymuje z tym toporem?

- Nie jest to dla mnie problem. Gdyby to miało na mnie wpływ, to nie potrafiłbym spokojnie realizować tego, co mam zaplanowane, byłyby nerwowe ruchy, a tak nie jest. Wierzę w to, co robimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski