Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jesteśmy "adwokatami zwierząt"

Jan Matoga
Olimpia i Andrzej Kłosińscy
Olimpia i Andrzej Kłosińscy Archiwum prywatne
Rozmowa. O swojej pracy opowiadają Olimpia i Andrzej Kłosińscy, przedstawiciele polskiego oddziału Centre of Applied Pet Ethology, największej na Wyspach Brytyjskich organizacji kształcącej behawiorystów zwierzęcych

- O ile jeszcze kilka lat temu, pojęcie "behawiorysty zwierzęcego", mogło wzbudzać, co najmniej konsternację u większości z nas, o tyle dziś polscy behawioryści sami przyznają, że mają napięte grafiki i ręce pełne roboty. Kim jest behawiorysta zwierzęcy?

- Kolokwialnie nazywa się nas zwierzęcymi psychologami, ale to nie do końca prawda. Oczywiście, żeby zostać behawiorystą, można być psychologiem, ale nie tylko. Musimy posiadać odpowiednio szeroką wiedzę z dziedziny psychologii, biologii i etologii. Na przykład, kiedy zajmujemy się kotem, musimy zdawać sobie sprawę z tego, że to bardzo terytorialne zwierzę. Niezbędna jest też wiedza o tym, jakie struktury mózgu odpowiadają za jakie zachowania. Musimy znać się na diecie zwierząt, czy lekach, które można im podawać.

- Jakie zachowania zwierzęcia powinny skłonić jego właściciela do szukania pomocy behawiorysty?

- Każde, które sprawia problemy. Teriery mają silną potrzebę kopania w ziemi i rozkopują ogród właściciela, koty bywają agresywne, właśnie ze względu na swoje przywiązanie do terytorium. Takie zachowania mogą wynikać z niezaspokojonych potrzeb zwierząt. Niekoniecznie trzeba je zmuszać do rezygnowania ze swoich przyzwyczajeń, ale można - na przykład - zaproponować im coś w zamian. Właściciele, niestety rzadko rozumują w ten sposób. Próbują wymusić na zwierzęciu zmianę zachowania bez pokazania alternatywy. A zwierzęta także odczuwają smutek, frustrację i inne emocje, tak typowe dla ludzi.

- Jak przebiega taka terapia ze zwierzęciem?

- Zawsze na żywo. Musimy sami obserwować zwierzę, warunki, w których żyje a nawet jego właścicieli. Czasami prosimy też o nagranie filmu pokazującego poszczególne zachowania zwierzęcia. Dalej, skupiamy się na rozpoznaniu, czy zachowanie jest wyuczone, czy naturalne, wynikające choćby z jego zdrowia. Żadna terapia nie przebiega jednakowo. Czasami wystarczy, na przykład zasugerować właścicielowi by zrekompensował swojemu psu zakaz kopania w ogrodzie i stworzył mu warunki do innych działań. Koty, z kolei, są samotnikami, bardzo przyzwyczajonymi do środowiska, w którym żyją. Każdy kot patroluje swój teren, szuka potencjalnych schronień, oswaja się ze swoim terytorium. W jego przypadku ciężej będzie ZMIENIĆ stare przyzwyczajenia.

- Czy behawiorystom zdarzają się porażki "wychowawcze"?

- Tak, bywają sytuacje, w których niewiele jesteśmy w stanie poradzić. Kotu trzeba przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwo. Pies również potrzebuje określonego środowiska, w którym może normalnie funkcjonować. Jeśli orientujemy się, że właściciele nie mają czasu na zajmowanie się swoimi zwierzętami, lub nie spełniają innych podstawowych warunków, mówimy o tym otwarcie. Naszą podstawową zasadą jest bycie "adwokatem zwierząt". Staramy się pomóc ich właścicielom zrozumieć co czują, co nimi kieruje i jak im pomóc. Ale nie jesteśmy w stanie zajmować się zwierzętami za nich.

- Z jakimi błędami właścicieli zwierząt najczęściej borykają się behawioryści?

- Opiekunowie niewłaściwie diagnozują przyczyny zachowań swoich pupili, a co za tym idzie, nie potrafią też odpowiednio zareagować. Zdarzają nam się, na przykład takie przypadki, gdy właściciel psa jest zdziwiony jego agresją wobec innych czworonogów. Dowiadujemy się potem, że od maleńkości, pies nie był spuszczany ze smyczy. Staramy się wówczas tłumaczyć, że to taka sytuacja, jakby dziecko było do siódmego roku życia trzymane w izolacji. Nie można się dziwić jego strachliwym i agresywnym reakcjom. Bardzo dużo błędów wynika po prostu z braku odpowiedniej świadomości społecznej i wiedzy.

- A jak pod względem tej świadomości wypada Polska na tle Wielkiej Brytanii?

- Na pewno słabiej. Można odnieść wrażenie, że w Polsce psy są rugowane z przestrzeni publicznej. Ich właścicieli i je same obowiązują głównie liczne nakazy i zakazy, natomiast nie tworzy się odpowiednich warunków do normalnego funkcjonowania. Na Wyspach normą są dogparki, w których psy mogą się oswajać ze sobą i ludźmi. Przez to, w miejscach publicznych jest tam więcej psów niż u nas. Nie tylko dlatego, że same psy mają miejsce do wyszalenia się, ale również dlatego, że są to przestrzenie specjalnie zaprojektowane i bezpieczne dla ludzi. W Polsce miejsc do spacerowania z psami jest ciągle bardzo mało. To jest coś, co na pewno powinno ulec poprawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski