Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie był święty, stąd wie, że jak Bóg coś zaplanuje, to odwrotu nie ma

Barbara Rotter-Stankiewicz
Ks. Cecere trzyma tzw. półrękawicę ojca Pio, która osłaniała jego dłoń ze stygmatami
Ks. Cecere trzyma tzw. półrękawicę ojca Pio, która osłaniała jego dłoń ze stygmatami Fot. Barbara Rotter-Stankiewicz
– Wytrzyma Ojciec? – zapytano go przed podróżą do Polski. Słusznie, bo ksiądz Paolo Cecere ma 83 lata i trochę chorób. – Bez tego bym umarł – odrzekł z dobrotliwym uśmiechem. Przyjaciel ojca Pio przywiózł do nas opowieści o charyzmatyku i bezcenną relikwię – habit.

Mógłby napisać książkę o św. ojcu Pio. Ale nie chce. Woli o nim mówić do konkretnych słuchaczy, mieć z nimi bezpośredni kontakt. Zawsze, przez prawie 60 lat kapłaństwa, był wśród ludzi. Więc jakże teraz inaczej? Lubi wyzwania.

Gdy był proboszczem w ubogiej dzielnicy, zdołał wybudować piękny kościół, zdobywając pieniądze ze sprzedaży…złomu i makulatury. Znany jest także jako organizator pomocy dla Albanii. Na własny koszt wykształcił między innymi 30 młodych obywateli tego kraju. Za tę działalność prezydent przyznał mu honorowe obywatelstwo Albanii. Ale ogromną radością jest dla ks. Paolo także to, że jego przybrany syn, Albańczyk, właśnie będzie się żenił. Ale po kolei.

– Jako nastolatek nie byłem taki święty. Tak rozrabiałem, że czasem rodzice zamykali mnie w domu –przyznaje.

W 1948 we Włoszech stacjonowali amerykańscy żołnierze. Matka jego kolegi była prostytutką i dostawała od nich różne upominki – pyszne czekolady, słodycze i… długopisy. – Kiedy zobaczyłem po raz pierwszy w życiu długopis, zapragnąłem go mieć za wszelką cenę. Ale że sporo kosztował, a swoich pieniędzy nie miałem, zacząłem je podkradać najpierw dziadkowi, a potem ojcu. Tata jednak się zorientował i spuścił mi lanie –wspomina.

Uciekł z domu, jednak nie na długo. W międzyczasie rodzice postanowili bowiem oddać go do szkoły z internatem. Wtedy powiedział im, że chce iść do seminarium, bo ciągle myśli o kapłaństwie. Jego mama wkrótce zmarła, ale przed śmiercią zdążyła mu powiedzieć: – Rób, jak chcesz.

I zrobił tak, jak czuł: – Moje życie się zmieniło, ale zmieniło się również życie mojego ojca, który był niewierzący, ale postanowił pojechać do San Giovanni Rotondo, by spotkać się z o. Pio, znanym już wówczas w całych Włoszech.

Żeby się tam dostać, trzeba było z rodzinnego miasta koło Neapolu pokonać 262 kilometry, a to w latach 40. nie było łatwe. Udało się jednak i ojciec kapłana dostał szansę, by spotkać się z ojcem Pio. Nie wiedział nawet, jak to się stało, że stanął z nim twarzą w twarz i poczuł, że chce wyznać mu grzechy.

Nie dostał rozgrzeszenia. Gdy spytał, dlaczego, usłyszał od spowiednika: – Bo nie wyznałeś mi wszystkich grzechów… Jesteś skłócony ze swoim teściem. Poszło wam o pieniądze. Kiedy się z nim pogodzisz, przeprosicie się i przebaczycie sobie – wróć tutaj…

Po miesiącu ojciec Paolo Cecere znów przyjechał do San Giovanni Rotondo i tym razem otrzymał rozgrzeszenie. Stał się wówczas niemalże fanatykiem ojca Pio.

W tym czasie Paolo przeżywał kryzys. –Po dwóch latach w seminarium poczułem, że nie tędy droga. Nie chciałem być księdzem – opowiada. Ojciec, mający już wtedy wielkie zaufanie do o. Pio, naciskał, by przed rzuceniem seminarium, syn spotkał się z zakonnikiem. Zgodził się tak dla świętego spokoju na wyjazd do San Giovanni Rotondo, ale zastrzegł, że do spowiedzi absolutnie nie pójdzie.

– Nie wiem nawet, jak to się stało, że klęczałem przy konfesjonale. Tak strasznie się bałem… I wtedy ojciec Pio zwrócił się do mnie z tak ogromną dobrocią i zrozumieniem, że mój lęk zniknął. Wiedział doskonale, co czuje moje serce. Powiedział mi dokładnie, jaka przyszłość mnie czeka

Paolo był wtedy siedemnastolatkiem, ale po 66 latach od tej rozmowy, która zaważyła na jego życiu, wciąż mówi o niej z ogromnym wzruszeniem.

– Gdy miałem 24 lata, zostałem księdzem. Po święceniach kapłańskich pełniłem funkcję sekretarza biskupa, a także wikarego parafii katedralnej. To wszystko przepowiedział mi o. Pio. Miałem jednak problem; ponieważ jestem człowiekiem otwartym, do parafii zaczęło przychodzić coraz więcej ludzi. Doszło do konfliktu z proboszczem, który bał się, że chcę zająć jego miejsce. Gdy zobaczyłem, co się dzieje… uciekłem z katedry. Mojego biskupa wtedy nie było, ale gdy po dwóch tygodniach przyjechał, kazał mi tam wracać.

Wtedy – jedyny raz w życiu – sprzeciwił się i odmówił. – To chyba było nieposłuszeństwo, którego chciał Pan Bóg… – uśmiecha się dzisiaj. – Biskup ukarał mnie i przeniósł do parafii na peryferiach Castellammare di Stabia. Byłem wśród gwiazd, a nagle znalazłem się w oborze… Z katedry do baraku…

Kazano mu budować kościół – kamień poświęcił o. Pio. Wtedy to miejsce było na obrzeżach – dziś jest centralnym punktem miasta, liczącego 70 tysięcy mieszkańców. Gdy zaczynał, w parafii było 200 rodzin – teraz jest 2600!

Poniekąd dzięki zaangażowaniu ks. Cecere i jego współpracowników o. Pio został świętym. Jak to możliwe? – Jan Paweł II bardzo pragnął beatyfikować o. Pio. Gdy papież się rozchorował, proces został przyblokowany. Ciągle brakowało potwierdzonego cudu za wstawiennictwem o. Pio. I oto okazało się, że pewna kobieta z Salerno została uzdrowiona z nowotworu. Profesor, który miał ją operować stwierdził, że pacjentka nie ma szans, by żyć. Brat Modestino, kapucyn, przyjaciel o. Pio, a także mój, powiedział mężowi chorej: Nie martw się, twoja żona może być uzdrowiona. Modlił się o to do św. ojca Pio i kobieta wyzdrowiała – mówi ks. Paolo.

Lekarze nie mogli uwierzyć. Po zaawansowanej chorobie nowotworowej nie było śladu. Od razu złożono dokumenty, myśląc, że właśnie ten przypadek będzie uznany za cud. – Ale szatan zamieszał w sprawie. Gdy rozpoczął się proces beatyfikacyjny, Kongregacja do spraw Świętych, poprosiła o medyczną kartotekę pacjentki. Dokumentów nie można było znaleźć przez dwa lata! – opowiada ks. Paolo. Dyrektor szpitala w Salerno oświadczył, że nie wpuści już nikogo do archiwum, jednak na prośbę swojego kolegi z Castellammare di Stabia ugiął się i zezwolił na przeszukanie kartoteki, gdzie pracował już inny archiwista. Dokumenty leżały jak gdyby nic. Były tam cały czas.

Ks. Paolo jest pewien, że jego święty przyjaciel wciąż nad nim czuwa. Znał go niemalże od dziecka, wiedział, że jako młody ksiądz naraża się wszystkim kapłanom w diecezji broniąc o. Pio przed fałszywymi posądzeniami i szkalowaniem, z jakimi późniejszy święty się wówczas spotykał. – Dlatego otrzymałem od niego osobiste dary: kiedy umarł, mogłem czuwać w nocy sam w kaplicy przy jego zwłokach, a kiedy niedawno otwierano jego grób – również byłem przy tym obecny.

Tej opiece przypisuje też efekty swego działania, siłę do pracy, i to, że miał siłę przyjechać do Polski, gdzie mimo upałów i tak jest chłodniej niż w Italii. We wszystkim dostrzega dobrą stronę, dlatego potrafi cieszyć się z przejażdżki bryczką i nie ma oporów, by zagrać w stworzonym przez ks. Jarosława „pierwszym księżowskim kabarecie Annaya z siedzibą w Lalikach” rolę włoskiego górala. Że ma na sobie strój z Żywiecczyzny, to już drobiazg. Publiczność zgromadzona na I Dniach św. o. Charbela w podradomskiej Florencji oceniła ten artystyczny debiut księży Paolo, Jarka i Wojciecha bardzo wysoko…

– Pan Bóg użył mojego negatywnego doświadczenia z dzieciństwa, abym rozumiał lepiej młodzież, umiał przebaczać – uważa ks. Cecere. – W mojej parafii, z której odszedłem na emeryturę 7 miesięcy temu, było aż 20 grup młodzieżowych, wywodzi się z niej 7 księży i 5 sióstr zakonnych. Księdzem został także syn mojej „narzeczonej” z dzieciństwa. Zobaczcie, jakie Pan Bóg ma plany!

Jeśli ktoś chce poznać bliżej ks. Paolo Cecere może znaleźć jego wypowiedzi, zdjęcia i nagrania na stronie: www.padrejarek.pl

***

Ksiądz Paolo Cecere, 83-letni włoski kapłan, przez kilka tygodni podróżował po naszym kraju. Przyjechał tu z ks. Jarosławem Cieleckim i razem z nim odwiedzał parafie w całej Polsce, mówiąc o świętym charyzmatyku. Przywiózł bezcenną relikwię – habit św. o. Pio, udostępniony na tę pielgrzymkę przez oo. kapucynów z Pietrelciny. To wyjątkowa sytuacja, bo relikwia ta opuściła Włochy tylko raz – dwa lata temu została udostępniona na kilka dni w Londynie.

W Polsce mogli ją już zobaczyć mieszkańcy malutkiej Florencji koło Radomia, Ołoboku, Chociuli i Świebodzina. Habit, a także tzw. półrękawicę, która osłaniała dłoń ze stygmatami, były też w Szczecinie, Szczecinku, Warszawie, Pszczewie, Piotrkowie Trybunalskim. Można je było uczcić w Niepokalanowie, w Bujnach i Zajączkach, Kleczy Dolnej koło Wadowic, w Częstochowie. Wszędzie kościoły były pełne i wszędzie ks. Paolo mówił o swoim świętym przyjacielu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski