Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kasprzyk: Boże kochany, gdzie ja byłem przez te wszystkie lata?

Rozmawia Artur Gac
Marian Kasprzyk: W sporcie ważniejsze jest to, co ma się w głowie
Marian Kasprzyk: W sporcie ważniejsze jest to, co ma się w głowie FOT. PZB.INFO.PL
Z powodu guza wycięto mi przełyk, żołądek i śledzionę. Od tego czasu jestem pusty w środku, ale pełny duchowo. W moim przypadku modlitwa zdziałała cuda – opowiada Marian Kasprzyk, mistrz olimpijski w boksie z Tokio w 1964 roku, uznawany za jednego z najlepszych polskich pięściarzy w historii.

– Jakie wrażenie wywarła na Panu pielgrzymka do Medjugorie?
– Już w samym marszu pod górę po wielkich kamieniach było coś mistycznego. Poza tym widok tej niesamowitej rzeźby z brązu Chrystusa Zmartwychwstałego, z ciągle wilgotnym kolanem... Do tej pory nikt nie odkrył, skąd bierze się ta ciecz. Wróciłem naładowany wewnętrznie.

– Energii może pozazdrościć Panu niejeden mężczyzna w sile wieku, choć lata temu przeszedł Pan skomplikowaną, trudną operację.
– Z powodu guza w 1992 roku wycięto mi przełyk, żołądek i śledzionę. Od tego czasu jestem pusty w środku, ale pełny duchowo. W moim przypadku modlitwa zdziałała cuda, dlatego dziś na pierwszym miejscu jest Bóg. Dzięki Niemu stałem się mocnym człowiekiem.

– Przemianę duchową przeszedł Pan po operacji?
– Tak. Wcześniej też uważałem się za osobę wierzącą, ale byłem w tym cienki i powierzchowny. Dopiero teraz wiem, czym jest prawdziwa wiara. Czuję, że ktoś prowadzi mnie przez życie. Ten głos Ducha Świętego lub Anioła Stróża jest w moich myślach. Gdy mam dylemat, kieruje mnie we właściwą stronę.

– Religia jest obecna w Pana codziennym życiu?

– Każdy dzień rozpoczynam modlitwą o godzinie 5 rano. Odmawiam wszystkie cztery tajemnice różańca świętego, ponadto kilka litanii oraz parę tzw. bocznych modlitw, które mi pomagają. Od razu czuję się lepiej. Rozmawiam z Bogiem przez dwie godziny, po czym idę do kościoła.

– Też regularnie?
– Oczywiście, ponieważ każdego dnia przyjmuję komunię świętą. Ten sakrament dopiero jest siłą! Przecież biorę do siebie Pana Jezusa i cały czas żyję razem z Nim. To dzięki temu nie odczuwam słabości.

– Pamięta Pan pierwszą spowiedź, która odmieniła Pana życie?
– Gdy zachorowałem, łączył mnie z żoną tylko ślub cywilny. Do kościoła chodziłem, ale nie przyjmowałem komunii. Dopiero przed operacją w szpitalu w Katowicach-Ligocie, zdecydowałem się pójść po ponad 30 latach do spowiedzi. Gdy ksiądz kazał mi odmówić dziesiątkę różańca, nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Okazało się, że zamiast jednej cząstki, odmówiłem dziesięć całych modlitw różańcowych.

– A zatem z nawiązką przeprosił Pan za grzechy.
–Czyli teoretycznie mógłbym na tym poprzestać, bo wywiązałem się z pokuty, ale postanowiłem inaczej. Uznałem, że muszę nauczyć się modlitw i tak odmawiałem je codziennie, a jednocześnie płakałem. Taki stan towarzyszył mi około trzech lat, aż pewnego razu, w trakcie modlitwy, ogarnęła mnie myśl, że przyszedł Duch Święty. Od tego momentu moim modlitwom przestały towarzyszyć rzewne łzy, choć jeszcze zdarza się, że czasami sobie popłaczę.

–Ostatecznie wziął Pan z żoną ślub kościelny?
– Owszem, ale okoliczności były dość niecodzienne. Zaraz po operacji nie mogłem się zebrać, ale w styczniu 1993 roku przyszedł do nas ksiądz po kolędzie. Gdy już wychodził, żona zagadnęła o ślub. Wrócił i po sprawdzeniu, że mamy zaświadczenia, wyznaczył termin za kilka dni. To była sobota. Na świadka wziąłem sobie kolegę pięściarza Ryśka Ziębę, który boksował w wadze koguciej.

– Doświadczył Pan namacalnego wsparcia duchowego?
– Trzy lata po moich problemach ze zdrowiem, żona zachorowała na stwardnienie rozsiane. Nie mogła mówić i poruszać się o własnych siłach. Będąc krótko po swojej operacji robiłem przy niej wszystko i dawałem sobie radę. Wiem, że bez modlitwy nie podołałbym tej opiece. Żona niestety zmarła.

– A może dały o sobie znać mocna psychika i charakter mistrza olimpijskiego?
– Dokładnie te słowa wypowiadali koledzy, ale odpowiadałem: „dobra, dobra, wy już mi tak nie gadajcie. Spróbujcie się modlić, to jest test na charakter!”. Wielu nie daje sobie szansy, żeby się przekonać, a tanim kosztem nie da się osiągnąć celu. To nie jest łatwa droga.

– Wspomniał Pan, że łzy nadal cisną się w czasie modlitwy do oczu. Dlaczego?
– Bo żałuję, że przez tyle lat zawalałem sprawy. „Boże kochany, gdzie ja byłem przez ten czas?” – pytam siebie. Mam ogromne szczęście, że zdążyłem i to nie w ostatniej chwili.

– A może, paradoksalnie, bardziej gorliwa wiara w młodości nie pozwoliłaby Panu uprawiać sportu walki, jakim jest boks?
– Wręcz przeciwnie, mógłbym osiągnąć jeszcze więcej.

– Jak to?
– Będąc szlachetniejszym w życiu, miałbym bardziej uporządkowaną psychikę, a siła mentalna jest może ważniejsza od tej fizycznej. Poza tym nie błądziłbym, tylko w pełni koncentrował się na sporcie. Lepiej znosiłbym wyzwania.

– Czuje Pan, że w związku z trwającą już ponad dwie dekady przemianą, wszystkie Pana grzechy mogły zostać darowane?
– Nie, tak może pomyśleć tylko człowiek pyszny. Ja, mam nadzieję, że zdążę przeprosić za wszystkie swoje występki i słabości.

– Pana złoty medal nadal spoczywa na Jasnej Górze w Częstochowie?
– Oczywiście. Jeszcze za życia żony poprosiłem ją, żeby go ucałowała i ofiarowałem go Matce Bożej.

– Dlaczego rozstał się Pan z najcenniejszym trofeum?
– To wyszło naturalnie, z serca. W przekazaniu medalu pomógł mi proboszcz z Kamienicy ksiądz Władysław Droździk, po czym ojcowie paulini zaprosili nas na okolicznościowy obiad. Na co dzień medal jest ponoć schowany, ale na przykład podczas ogólnopolskiej pielgrzymki sportowców był wyeksponowany na uroczystej wystawie.

– Nigdy Pan nie żałował, że zachował sobie tylko replikę?
– A skąd, teraz czuję się na Jasnej Górze jak u siebie w domu.

– Pod koniec czerwca w Bielsku-Białej odbył się turniej bokserski pod Pana patronatem organizowany przez klub BKB Beskidy, w którym prowadzi Pan zajęcia dwa razy w tygodniu. Dostrzega Pan swoich następców?
– Mam dwóch niezłych chłopaków, 13- i 14-latka, ale obaj są leniami. Dla nich trening jest zabawą, którą wypełniają wolny czas, zamiast sumiennie podchodzić do pracy. Z takim nastawieniem niczego nie zwojują. W ogóle nie rozumiem tej dzisiejszej młodzieży… Albo inny przykład, przychodzi chłopiec z nadwagą i niby chce zrzucić trochę kilogramów, ale zamiast ćwiczyć, snuje się po sali. Mam użyć brzydkiego określenia?

– Proszę.

– Młodzieży generalnie brakuje jaj. Aż oczy bolą od patrzenia na ich podejście. Gdybym miał drużynę, to takie osoby po prostu wyrzuciłbym z sali. W głowie mi się nie mieści, żeby chłop w moim wieku zawstydzał małolatów.

– Jakie rady próbuje Pan im „sprzedać”?

– Przede wszystkim technikę, czyli sposób boksowania, stania na nogach, podchodzenia pod przeciwnika, ustawienie i skręt bioder oraz ramion… Wszystko musi być zgrane, żeby ciosy miały siłę i były precyzyjne, a nie „pruły” powietrze. Osoba z talentem i drygiem teorię złapie w mig, ale wtedy zaczynają się schody, po których trzeba żmudnie się wspinać.

***

Dawid Kwiatkowski, pięściarz zawodowy z Oświęcimia: Zajęcia z panem Marianem, mimo jego wieku, są czystą przyjemnością. Pierwsze, co zwraca uwagę, to jego fachowe oko, bo od razu widzi elementy wymagające poprawy i koryguje błędy. Ponadto jest na tyle sprawny, że chwyta za tarczę i jest w stanie przerobić ze mną całą technikę. Wystarczyło niewiele czasu, by mistrz olimpijski pokazał wiele nowych elementów, które dopiero wymagają wytrenowania, żeby weszły mi w nawyk. Niby nigdy nie miałem problemu z chodzeniem po ringu, ale dopiero teraz wiem, ile mogę udoskonalić. Dowiedziałem się, jak odpowiednio wykonywać skręt, kontrolować zbyt wysokie unoszenie pięt i zmienić sposób zadawania ciosów sierpowych. Poza tym, po przestrzelonym sierpie nie powinienem odchylać się, bo w ten sposób robię dystans przeciwnikowi do odpowiedzenia jego akcją. Szkoła pana Mariana hołubi ogrywanie rywali ruchliwością w ringu, co zawsze bardzo mi się podobało. Wziąłem sobie do serca wszystkie rady i mam nadzieję, że z lepszej strony pokażę się już w kolejnej walce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski