MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jan Hartman startuje do Sejmu. Dlaczego? "Mam smykałkę do draki"

Redakcja
Z profesorem Janem Hartmanem z Collegium Medicum UJ, filozofem i bioetykiem, profesorem nauk humanistycznych, wydawcą oraz publicystą, wykładowcą akademicki kandydującym w Krakowie do Sejmu z listy lewicy - rozmawia Marek Bartosik.

"Bo byłem głupi". Tak odpowiedział pan kiedyś na postawione sobie samemu pytanie "Dlaczego byłem konserwatystą?" . Teraz próbuje pan wejść do polityki. Nie boi się pan, że będzie pan się z tego kiedyś tak samo tłumaczyć?
Bardzo możliwe, że poniosę porażkę, ale to może być ładna porażka.

Albo nawet piękna katastrofa.
To też możliwe. Ale jestem przede wszystkim filozofem, autorem wielu książek, wykładowcą publicystą. Nie mam żadnego przymusu zajmowania się polityką. Finansowo też nie jest specjalnie atrakcyjna, bo uposażenie posła jest bliskie dochodom, jakie osiąga ze wszystkich źródeł profesor. Jeśli dostanę się do Sejmu, zostanę szeregowym politykiem. Gdybym w polityce nie awansował czy nie został wybrany powtórnie, to nie przyjąłbym tego jako klęski. Startuję z przekonania, że człowiek, który zajmuje się polityką jako teoretyk, powinien coś dać z siebie w życiu publicznym.

A może próbuje pan zmienić swoje życie, jak to się facetom w pańskim wieku już zdarza?
Rzeczywiście chciałbym robić coś więcej. Mam taki dryg, smykałkę do jakiejś draki, lubię walkę i zmiany, ale nie zaniecham wykładów czy pisania. Bo lubię i umiem to robić. Do decyzji o kandydowaniu ośmieliło mnie to, że zdałem sobie sprawę, iż jako poseł miałbym nad większością kolegów w wielu sprawach przewagę. Jako akademik wiem, co kryje się za określeniem "znam się na czymś". I pamiętam, że nie znam się na ogromnej większości spraw, o których będę współdecydował. Jako świadomy swoich ograniczeń racjonalista będę szukał pomocy specjalistów. Mam też silne poczucie wartości porządku konstytucyjnego. Myślenia w tych kategoriach brakuje w parlamencie, za mało jest tam etyki politycznej i kultury prawnej, której podstawą jest konstytucja. Mogę się więc przydać jako obrońca porządku konstytucyjnego. Mam też umiejętność przemawiania w sposób logiczny i przekonujący jednocześnie. To tak samo cenne jak umiejętność intrygowania czy doświadczenie polityczne.

Brakuje panu tylko armat, czyli także poparcia politycznego?

Startuję jako singiel. Nie jestem członkiem SLD, dotąd zupełnie nie byłem z tym ugrupowaniem związany. Szanuję w nim to, że otwiera się na ludzi kompletnie z zewnątrz.

Początkowo miał pan startować z piątego miejsca. Teraz został pan przesunięty przez władze krajowe partii oczko wyżej. Takim absolutnym singlem więc Pan nie jest.
Mówi pan czwarte miejsce... Ja jeszcze nic o tym nie wiem. Liczyłem na trzecie. Na tym jednak polega ta demokratyczna gra wstępna. Kandydaci starają się być na najwyższych miejscach. Ja też.

To kto pana w SLD popiera?
Skoro zostałem z zewnątrz dokooptowany, to z nadzieją, że trochę głosów partii przyniosę. A silnie popierają mnie Grzegorz Napieralski i rzecznik Tomasz Kalita. Ja znam w SLD tylko te dwie osoby i to od pięciu tygodni. O, jeszcze pana Gondka, szefa SLD w Małopolsce ostatnio poznałem. Ale nie jestem kandydatem partyjnym, nie tylko środowiskowo, ale też ideowo, bo nie przestaję być liberałem. Gdyby przed Grzegorzem Napieralskim zadzwonił do mnie Donald Tusk i powiedział, że widzi mnie na liście PO w Krakowie, oczywiście bym się zgodził. Ale to SLD mnie chciało.

Ktoś musiał pana poznać z Napieralskim.
Osobą, o której wiem na pewno, że mnie rekomendowała przewodniczącemu, jest prof. Magdalena Środa. Obiły mi się o uszy jeszcze inne nazwiska.

Załóżmy, że z tej draki coś wyniknie. I panu, jako liberałowi w klubie SLD, przyjdzie zagłosować np. za zmianą kodeksu pracy zwiększającą uprawnienia pracowników. I co pan wtedy zrobi?

Na posiedzeniu klubu będę się odwoływał do opinii fachowców co do skutków takiej zmiany przepisów. Jeżeli będę miał dramatycznie inne zdanie niż klub, to mogę nie głosować, wstrzymać się od głosu, lecz w wypadku ogłoszenia dyscypliny muszę głosować za. Dyscyplina jest jedynym musem, jakiemu poseł podlega. Ale mogę pana uspokoić: trzy czwarte programu SLD całkowicie zgadza się z moimi poglądami!
Zaraz... Parę lat temu napisał Pan: "Z podstawowymi poglądami socjalistów fundamentalnie się nie zgadzam".

Ale tego socjalizmu we współczesnych partiach socjaldemokratycznych nie ma zbyt dużo. Nigdy się nie zgodzę na podnoszenie podatków po to, by finansować programy socjalne nie służące ochronie chorych i najbiedniejszych, lecz przyznawaniu świadczeń wszystkim grupom społecznym. Taktyka państwa socjalnego, rozbudowanego, używającego zasiłków socjalnych do wychowywania i uzależnienia społeczeństwa od rządu, jest mi obca. Jak się weźmie program SLD to tam socjalizmu jest szczypta, a duża porcja standardów demokratycznych przyjętych w całej Europie. Mnie nie wiąże zgoda na wszystkie punkty programu SLD, a entuzjazm dla niektórych liberalnych elementów programu. Chodzi o świeckie państwo, a więc przywrócenie porządku konstytucyjnego w tym zakresie. A po drugie przyjęcie przez Polskę karty praw podstawowych do Traktatu Lizbońskiego.

Brak tych elementów odstręczył pana od PO?

Nic mnie nie odstręczało. Znam wielu polityków PO osobiście, mam duży szacunek i do premiera, i znacznej części działaczy. Mam nadzieję, że dzięki temu będę się mógł przydać w budowaniu zaufania między tymi dwoma partiami.

A z PiS już nie?
Gadanie o możliwości koalicji SLD z PiS jest mąceniem wody.

Bardzo pan wierzy Grzegorzowi Napieralskiemu.

To nie kwestia wiary, a oczywistości. Mówienie o takiej możliwości jest obraźliwe i dla SLD, i dla PiS.
Gdyby nie to, że niedawno odbył się pogrzeb Andrzeja Leppera, to może byłoby łatwiej zapomnieć, że nie takie niemożliwości już się zdarzyły. Powtarzam: to jest political fiction. My liczymy na to, że PSL zrobi dość słaby wynik, SLD dobry, PO poniżej oczekiwań, a PiS trochę powyżej. Platforma będzie zmuszona do koalicji z SLD, a ta utworzy rząd z tym samym, zresztą bardzo dobrym- tu się z Napieralskim różnię - premierem Tuskiem. Byłby to układ dużo bardziej skłonny do reform niż koalicja obecna.

Zamarzyło się panu zostać tym kawałkiem języczka u wagi?

Tak, a dokładniej zamarzy mi się, wówczas gdy zostanę posłem. Teraz jestem w sytuacji sportowca, który chce dobrze zagrać.

I to bez treningu... Zapędziliśmy się w dywagacje strategiczno-polityczne. Ale realnie patrząc to startuje pan z odległego miejsca na liście partii, która nie będzie głównym rozgrywającym.

Treningiem była moja działalność publicystyczna. To moje zaplecze. Nie jestem wcale przywiązany do myśli o zwycięstwie. Cieszę się, że biorę udział w kampanii, że widzę to od środka. Szansa na drugi mandat Sojuszu Lewicy Demokratycznej w Krakowie jest poniżej 50 procent. Z kolei szansa, że przypadnie on mnie, a nie moim konkurentom z listy chyba nieco większa. Prawdopodobieństwo mojego wejścia do Sejmu oceniam na 25 procent. Gdy dostanę 3 tysiące głosów to będę pewnie wyglądał jak zbity pies, ale przy 7 tysiącach będę schodził ze sceny z podniesionym czołem. Choć pewnie znajdą się tacy, którzy będą szydzić, że okazałem się naiwny, że poszedłem na lep złudzeń i tak dalej.... Jednak uważam, że każdy musi się dowiedzieć co jest wart i ile znaczy.
Czytaj także: Mulat z Nowej Huty chce być posłem

Już dotychczasowa aktywność publiczna sprawiła, że tłumaczy się pan, że nie jest masonem, konserwatystą. I przyznaje się pan, że jest Żydem. Czy nie obawia się pan, że jako polityk będzie podlegał dużo bardziej radykalnym ocenom?
Mam bardzo wielu internetowych nieznanych mi przyjaciół i dość dużo wrogów, którzy mnie obrażają i kłamią na mój temat, czasem wypisując antysemickie inwektywy. W roli publicysty mam kilkuprocentową rozpoznawalność w społeczeństwie. Jako aktywnemu posłowi oczywiście przybędzie mi i zwolenników, i wrogów. Czy ci nowi wrogowie będą mogli robić coś więcej niż dotychczasowi? Może rzucą we mnie jajkiem.

Pisał pan o sobie: "Pochodzę ze zbiedniałej burżuazji związanej niegdyś z geszeftem, później z akademią". Dokąd pan zdąża. Jakie to dziedzictwo ma tu znaczenie?
To, że moi przodkowie bywali wybitnymi działaczami społecznymi, artystami, biznesmenami, że mam pochodzenie żydowskie dla mojej działalności, także poselskiej nie ma bezpośredniego znaczenia. A pośrednie takie, że jak ktoś jest inteligentem w którymś tam pokoleniu, to być może łatwiej mu wytrwać w racjonalnym myśleniu o dobru publicznym. Reliktowa dziś, stara inteligencja jest wartościowa i dobrze by w Sejmie była reprezentowana, bo wnosi rozwagę, racjonalności i wykształcenie.

Nie peszy pana, że gdy pan wchodzi na listę SLD, to poparcia odmawia mu właśnie Aleksander Kwaśniewski?

Grzegorz Napieralski chyba jeszcze nie dość uprzejmie o to poparcie Aleksandra Kwaśniewskiego poprosił. Nie dziwię się, bo przecież on chce być prawdziwym szefem partii. Wierzę, że prezydent jeszcze przed wyborami zdecyduje się na ważny gest poparcia dla Sojuszu, co powinno przynieść wzrost poparcia o jeden procent.

Rozmawiał: Marek Bartosik

Zobacz zdjęcia ślicznych Małopolanek! Wybierz z nami Miss Lata Małopolski 2011!

Głosuj na najlepsze schronisko Małopolski

Mieszkania Kraków. Zobacz nowy serwis

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Jan Hartman startuje do Sejmu. Dlaczego? "Mam smykałkę do draki" - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski