Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarzy jak na lekarstwo

Dorota Stec-Fus
Joanna Urbaniec / Polskapress
Służba zdrowia. Bez szybkiej zmiany polityki dotyczącej kształcenia medyków za 5 lat lat będzie ich dramatycznie brakowało. Ale nieciekawie jest już dziś. Szpitale szukają lekarzy rodzinnych, neonatologów, patomorfologów. Bezskutecznie. A Ministerstwo Zdrowia nie widzi problemu.

Szpital Uniwersytecki w Krakowie bezskutecznie poszukuje neonatologów, onkologów i radiologów. W przypadku tych ostatnich sytuacja jest szczególnie zła, ponieważ w całej Polsce jest ich zaledwie czterystu - ubolewa zastępca dyrektora placówki dr Stefan Bednarz.

Olbrzymim problemem jest deficyt patomorfologów. Mamy ich w kraju również nie więcej niż czterystu, co jest jedną z przyczyn opóźnień w diagnozowaniu nowotworów.

Szpital nowosądecki zatrudnia lekarzy nie tylko z wielu części Małopolski, ale także z innych województw. Np. neonatolog przyjeżdża tam z Krakowa w określonych dniach. Oddziału okulistycznego nie ma w ogóle, bo nie miałby kto w im pracować. - Brakuje internistów, chirurgów ogólnych oraz endokrynologów - wylicza dyrektor Artur Puszko. Chętnie uruchomiłby oddział chirurgii dziecięcej, ale - w myśl wymogów Narodowego Funduszu Zdrowia - musiałby znaleźć lekarzy na 2,5 etatu. A to jest niewykonalne.

Medyków poszukują także placówki niepubliczne. - Największy problem mamy z lekarzami medycyny pracy, ginekologami i neonatologami -- mówi dr Marek Kowalski z Centrum Medycznego Ujastek, które leczy chorych także w ramach kontraktu z NFZ. Na szczęście placówka wystarała się o rezydentury (miejsca specjalizacyjne dla młodych lekarzy opłacane przez ministra zdrowia) neonatologiczne i za kilka lat będzie miała wyszkolonych przez siebie specjalistów.

Dramatycznie wręcz brakuje lekarzy rodzinnych. - W Polsce jest ich tylko 11 tysięcy, a potrzeba dwa razy tyle - podkreśla dr Tomasz Sobalski, prezes Małopolskiego Kolegium Lekarzy Rodzinnych. Dodaje, że niemal codziennie otrzymuje pytania o specjalistów, którzy mają jeszcze "wolne moce przerobowe". Odpowiedź zawsze brzmi: "Nie ma takich". Tak też pozostanie, bo mimo licznych apeli resort przyznaje za małą liczbę rezydentur tym absolwentom medycyny, którzy chcą kształcić się na lekarzy rodzinnych.

Dr Jerzy Friediger, wiceprezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie, prognozuje, że najdalej za 5 lat na rynku usług medycznych nastąpi krach. - Na emeryturę zaczną przechodzić lekarze z ostatniego tzw. dużego naboru na studia medyczne. Pacjenci znajdą się w sytuacji beznadziejnej - mówi.

Drastyczne zmniejszenie liczby studentów pierwszego roku medycyny - z około 7 tys. do ok. 2,4 tys. - nastąpiło w 1990 r. Władze doszły do wniosku, że PRL kształciła medyków na potrzeby całego bloku wschodniego i pora to zmienić. Ta błędna decyzja sprzed lat jest jedną z głównych przyczyn obecnych kłopotów.

Coraz większa, niemożliwa do zapełnienia luka pokoleniowa spędza sen z oczu dyrektorom szpitali. - Zatrudniamy młodych i zdolnych, ale mniej doświadczonych lekarzy, oraz bardzo doświadczonych, ale już w sile wieku - zauważa dyrektor Stefan Bednarz.

Resort zdrowia nie widzi dramatu. I przekonuje, że lekarzy w Polsce jest coraz więcej.

Jedna z przyczyn deficytu medyków to exodus za granicę. Od 2004 r. wyemigrowało ich ok. 11,4 tys. W ich miejsce przyjechało do pracy w Polsce tylko 1287 osób. Spośród nich - jak podaje resort zdrowia - 415 pochodzi z krajów Unii Europejskiej. Dominującą grupę lekarzy cudzoziemców spoza Wspólnoty stanowią Ukraińcy.

Małopolski Oddział Wojewódzki NFZ, jak wynika z przesłanej nam odpowiedzi, nie dostrzega braku lekarzy w naszym regionie. Przekonuje, że - z wyjątkiem Kompleksowej Ambulatoryjnej Opieki Specjalistycznej nad Pacjentem Zakażonym HIV - wykupił wszystkie potrzebne pacjentom porady i zabiegi. -- Nie jest prawdą, że poradnie z każdej dziedziny muszą być w każdym małopolskim powiecie - twierdzi Aleksandra Kwiecień z NFZ w Krakowie. Świadczenia, na które zapotrzebowanie jest duże -- np. ginekologiczne, kardiologiczne czy okulistyczne - są dostępne w każdym powiecie. Te natomiast, z których w ocenie urzędników korzysta mniej pacjentów - np. geriatria, nefrologia czy proktologia - zostały wykupione przez fundusz tylko w niektórych.

Również urzędnicy Ministerstwa Zdrowia śpią spokojnie. Z obszernego stanowiska resortu można wnioskować, że pacjenci powinni pójść w ich ślady, bo podjęte przez rząd kroki zapobiegną dramatowi. - O skuteczności naszych działań najlepiej świadczy fakt, że liczba lekarzy w poszczególnych dziedzinach stale rośnie - twierdzi Krzysztof Bąk, rzecznik resortu. Według danych Centralnego Rejestru Lekarzy, z początkiem stycznia tego roku zawód medyka wykonywało 111 tys. 265 osób, czyli 16 tys. (ok. 17 proc.) więcej niż w roku 2008.

Czy jednak magia statystyk zastąpi lekarzy, do których pacjenci ustawiani w coraz dłuższych kolejkach? Wydaje się to mało prawdopodobne. Tym bardziej że rezydentur (czyli przyznawanych przez resort miejsc specjalizacyjnych dla absolwentów medycyny) jest… coraz mniej. W 2009 r. było ich 3,5 tys., w roku ubiegłym już tylko 3 tysiące.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski