Widać to w wielu kątach galerii – choćby we włóczkowej „niekończącej się historii”, rozpisanej na salę wystawienniczą: dwa szale połączone są jedną nicią wełnianą. Gdy więc jeden jest dziergany, drugi się pruje. I odwrotnie. Ale nić przebiega przez całą salę. Jak nić Ariadny, dzięki której można się odnaleźć.
Jeśli dodać, że na wernisażu te szale dziergane były przez rodzinnie związane Małgorzatę i Ewę Szpila z Bobowej, nabiera ta praca wręcz symbolicznego charakteru. Poszukiwanie sensu i porozumienia, przekazywanie tradycji, rodzaj rękodzielniczej pępowiny.
Takich dzieł jest tu więcej. Bo najważniejsze, że ta wystawa daje się odczytać na wielu poziomach. Tak jest też choćby z instalacjami z instrumentów muzycznych. Wszystkie zostały podarowane na wystawę przez mieszkańców. I wszystkie każą z siebie wydobywać dźwięk nietypowo – wodą, ocieraniem piłeczką, uderzaniem.
Dla tych wprawionych w zagadnienia współczesnej muzyki słyszalne będą tu echa eksperymentów Steve’a Reicha, dla innych – będzie to ciekawa zabawa w sztukę po prostu. Nie jest to bowiem wystawa z gatunku tych, które anektując przestrzeń społecznych relacji, rezygnują z wizualnej strony czy po prostu nie zwracają na nią uwagi. Wręcz przeciwnie. CADU chce być efektowny, ale nie efekciarski. Jego pomysły są przemyślane, ale jednocześnie znakomicie wizualnie opakowane.
Ale to, na co trzeba szczególnie zwrócić tu uwagę, to wyczucie w proporcjach pomiędzy globalnością sztuki i lokalnością kontekstów. Dobrze, że Anna Smolak, dawniej związana z krakowskim Bunkrem Sztuki, a dziś kuratorka BWA Sokół w Nowym Sączu, postanowiła pójść tą drogą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?