Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ewa Wycichowska: Artysta musi mieć "suche oczy" [ROZMOWA]

Stefan Drajewski
Kiedy kilka dni temu Ewa Wycichowska odbierała nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za rok 2014, powiedziała: "To jest nagroda dla wszystkich polskich tancerzy i choreografów"

Ma Pani na koncie wiele nagród. Nagroda ministra kultury to wisienka na torcie. Czy Pani każdą sytuację musi wykorzystać, aby upomnieć się o taniec, balet, tancerzy, choreografów?
Taka już jestem. Nie będę ukrywać, że czuję się wyróżniona z grona tancerzy i choreografów nie dlatego, że byłam primabaleriną, że jestem choreografem, pedagogiem i dyrektorem teatru, ale dlatego, że cały czas słychać o mnie niezależnie - dobrze lub źle. Mam świadomość, że wielu artystów działających w jednej z tych dziedzin, osiągających wielkie sukcesy, pozostaje bezimiennymi. Dotyczy to przede wszystkim tancerzy, których sceniczny żywot jest bardzo krótki. Bardzo często nie zdążą dostać żadnej nagrody, bo już muszą zejść ze sceny, bo muszą się przekwalifikować. Dlatego traktuję tę nagrodę jako dowód uznania dla wszystkich moich koleżanek i kolegów tancerzy, dla wszystkich pedagogów, z którymi się w życiu zetknęłam, dla choreografów, którzy robią swoje z dala od wielkich centrów kultury, zakładają nowe zespoły... Odbierając tę nagrodę nie mogłam nie upomnieć się o tancerzy, którzy podczas ostatniej reformy emerytalnej zostali pozbawieni emerytur i w wieku 40 lat muszą zaczynać zawodowe życie od nowa.

Emerytury dla tancerzy były przywilejem obowiązującym tylko w krajach socjalistycznych. To prawda. Koleżanki i koledzy z innych krajów zazdrościli ich nam. Ale oni mają system przekwalifikowania się, którego nie stworzono w Polsce w zamian, kiedy te emerytury zlikwidowano. Nie widzę możliwości przywrócenia emerytur. Widzę natomiast konieczność i możliwość stworzenia programu finansowego umożliwiającego tancerzom zmianę zawodu. Odchodząc z teatru, oni w tej chwili muszą konkurować z młodymi wilczkami. Obecnie tancerze muszą na własną rękę zadbać o zdobycie drugiego zawodu, co nie jest takie łatwe, jeśli pracuje się w zespole artystycznym. Ideałem byłoby, aby tancerz zatrudniony na etacie gromadził na swoim indywidualnym koncie fundusz, z którego mógłby skorzystać podczas szukania nowego sposobu na życie po zakończeniu kariery artystycznej. Nie wszyscy mogą być choreografami, nauczycielami tańca, inspicjentami...

Obecnie nie wszyscy tancerze są związani z zespołami baletowymi. Niektórzy działają na własną rękę. Może nadszedł czas na zdefiniowanie na nowo, kim jest tancerz? Kto to ma zrobić? Nie chodzi o to, kto ma jaki dyplom, ale o to, co robi.
Nie kryje Pani, że im dłużej kieruje Pani Polskim Teatrem Tańca, tym częściej znajduje Pani wspólne punkty z Conradem Drzewieckim. Jednym z nich będzie Pani najbliższa premiera - "Lament", którą podobnie jak on - "Ad Matrem. Psalm" - dedykuje Pani swojej matce. Conrad marzył i w czasach, kiedy on tworzył, marzenia mogły się spełniać. Współczesny choreograf może marzyć, ale musi też liczyć. Od wielu lat nie robię tego, co chcę, ponieważ ciągle brakuje pieniędzy. Propozycja stworzenia nowego spektaklu zbiegła się z odchodzeniem mojej matki.

Jaka to propozycja?
Zaproszenie przyszło z Wrocławia, który w 2016 roku będzie Europejską Stolicą Kultury. Teatr Współczesny, organizator tego konkursu, wskazał trzy nazwiska, na które należy zwrócić uwagę: Tymoteusz Karpowicz, Helmut Kajzar i Tadeusz Różewicz. Mając w pamięci Listy Kleista, które realizowałam z Januszem Stolarskim, natychmiast go zaprosiłam do współpracy, ciągle nie precyzując tematu. Na trzy cztery oboje powiedzieliśmy Różewicz. I wtedy zaczęliśmy się zastanawiać, który tekst poety dałby się zrealizować również poprzez ciało tancerza. Kolejna wyliczanka i znowu wyszło, że myślimy o tym samym: "Matka odchodzi". To był właśnie ten czas, kiedy moja mama odchodziła. Powrót do tej książki udowodnił, że to dobry wybór. Różewicz pisze w niej między innymi, że "artysta pisze treny suchymi oczami", bo dba o formę. Jako dyrektor, choreograf, pedagog, patrząc na odchodzącą matkę, miałam podobne odczucie jak Różewicz. Artysta ma świadomość, że nie zdąży zrealizować obiecanych matce rzeczy, ponieważ ma na głowie wiele innych spraw i musi mieć "oczy suche".

Dlaczego zmieniła Pani tytuł?
Nazywając ten spektakl "Lament", myślę, że jest to także lament nad odchodzeniem sztuki, nad odchodzeniem wielkich artystów, takich jak Stanisław Barańczak, Tadeusz Różewicz, wybitnych osobowości sztuki tańca... Nie ma miesiąca, aby ktoś ważny nie pożegnał się z tym światem. A życie toczy się dalej. Ci , którzy w jakikolwiek sposób korzystali z tych mistrzów, mogą się czuć osamotnieni. Matki odchodzą. Podobnie jest z wielką sztuką, filozofią. I co dalej?

Co Panią najbardziej zainspirowało w książce Tadeusza Różewicza?
Słowa, w których ten wielki poeta przyznaje się do swego rodzaju wyrzutów sumienia: że nie miał czasu dla matki, że nigdy nie napisał dla niej wiersza... U Różewicza znalazłam sytuację, której sama doświadczyłam. Moja mama, podobnie jak matka poety, wołała swoją matkę. To było coś przejmującego.

Powiedziała Pani, że odchodzą ze sztuki wielkie tematy egzystencjalne.
One nie tyle znikają, ile są traktowane w banalny sposób, powierzchownie. Powstają nowe dzieła, ale coraz częściej nastawione są na komercję. A ludzie potrzebują metafory, potrzebują tego, co między słowami.
Jak Pani propozycję przyjęli tancerze?
Jesteśmy już po pierwszych próbach. Zastanawiałam się, jak zareagują na moją propozycję. Zastanawiałam się, co oni myślą o starych kobietach, pięknych kobietach, brzydkich kobietach... I okazało się, że każdy ma jakieś przemyślenia na ten temat.

Zrealizowała Pani bardzo wiele spektakli. Który z nich był równie osobisty jak ten, nad którym Pani pracuje? Myślę że "+- skończoność", ponieważ przejście przez bramę, zapętlenie w kierunku wieczności i pojawianie się osób przezroczystych to prawie czysta metafizyka. Drugim bardzo istotnym spektaklem były "Przypadki pana von K.". Poznanie prawdy na ziemi jest ograniczone. Pan K. mówi wprost, aby poznać coś więcej, trzeba się przenieść na drugą stronę. Ten temat wraca. Czytam w tej chwili rozmowy Tadeusza Różewicza z Kazimierzem Braunem, w których poeta wyraźnie daje mi wskazówkę: reżyserzy - w domyśle choreografowie, opowiedzcie mi coś, czego ja nie wiem. Możecie rozrzucić te kartki - patrz "Kartoteka rozrzucona", możecie je na nowo poskładać po swojemu. I ja teraz szukam sposobu na połączenie słowa, ruchu, muzyki, która powstaje na bieżąco...

Czy w tym osobistym przedstawieniu wystąpi Ewa Wycichowska?
Nie. Może pojawi się mój głos, może przemknę na filmie...

Ewa Wycichowska tancerka, choreograf, profesor muzyki na Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie, dyrektor Polskiego Teatru Tańca. W tym roku otrzymała nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Przygotowuje premierę na zaproszenie Teatru Współczesnego we Wrocławiu, ponieważ w 2016 roku Wrocław będzie Europejską Stolicą Kultury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski