Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lex Bartoszewski, czyli postawmy tamę skakaniu po trumnach

Mikołaj Mirowski
Profesor Władysław Bartoszewski zmarł 24 kwietnia
Profesor Władysław Bartoszewski zmarł 24 kwietnia Piotr Smoliński/Polska Press
24 kwietnia 2015 r. zmarł Władysław Bartoszewski, człowiek pokolenia II Rzeczpospolitej i pokolenia Kolumbów, pokolenia, które zapłaciło ogromną daninę krwi za polską wolność.

Powstaniec warszawski, działacz "Żegoty", więzień stalinowski. Opozycjonista, historyk i dziennikarz czasów PRL-u, przekazujący niezafałszowaną polską historię, choć prawda nie była wtedy w cenie. Minister spraw zagranicznych niepodległej III Rzeczypospolitej, rzecznik pojednania polsko-niemieckiego i dialogu polsko-żydowskiego. Słuchany za granicą z otwartymi ustami, polski bohater.

Nie śmiałbym pisać nic na jego temat, żadnego wspomnienia czy głębszej refleksji. Miałem okazję raz tylko słuchać go na żywo. Nie wypada pisać o kimś takim jak Władysław Bartoszewski, bo cóż ja mogę powiedzieć, skoro tyle zasłużonych postaci będzie go wspominać, myślałem. A mimo to pozwalam sobie ryzykownie dla mojego wieku i doświadczenia, skreślić kilka słów przemyśleń, gdyż przeraziła i zasmuciła mnie fala tzw. internetowego "hejtu", który właśnie na naszych oczach przelewa się, nie bacząc na coś takiego jak majestat śmierci, nie mówiąc już o oczywistych zasługach zmarłego.

To prawda, błędem śp. Władysława Bartoszewskiego pod koniec jego długiego życia było zaangażowanie się w politykę po stronie jednej partii. Rozumiem i wiem, że określenia "bydło" czy "motłoch", których swego czasu użył były bolesne, obraźliwe i niepotrzebne. Nawet jeśli spowodowane reakcją na niegodne i hańbiące zachowania ludzi niepotrafiących się zachować. Zresztą zdarzały mu się i inne ostre sformułowania. A z racji autorytetu jakim się cieszył miały one swój polityczny, czasem miażdżący ciężar. Niemniej ile trzeba złej woli, jak bardzo trzeba być zacietrzewionym, jak ogromne trzeba mieć klapki na oczach, by na tej podstawie wystawiać, temu wielce zasłużonemu dla Polski człowiekowi, który wielokrotnie wykazywał się odwagą gdy realnie groziła za to śmierć, rachunek wieńczący jego biografię! To naprawdę niepojęte. Nawet gdyby Władysław Bartoszewski wypowiedział jeszcze więcej nieeleganckich czy obraźliwych słów - to czy w jakikolwiek sposób może podważyć jego wcześniejsze bohaterskie czyny?

Życiorys i świadectwo

Jakie to "przewiny" mogą zanegować biografię człowieka, który był więźniem Auschwitz, żołnierzem Armii Krajowej, członkiem Rady Pomocy Żydom "Żegota", powstańcem warszawskim, więźniem stalinowskim, konsekwentnym i zdeklarowanym antykomunistą, sygnatariuszem listu intelektualistów protestujących przeciwko zmianom w Konstytucji PRL, wykładowcą Towarzystwa Kursów Naukowych, internowanym w stanie wojennym? Prawdę mówiąc nie chodzi tylko o jego wyjątkowy życiorys, choć nie każdy kto miał piękną kartę podczas okupacji niemieckiej, miał siłę i odwagę przeciwstawić się później stalinowskiemu złu. A Bartoszewski, doskonale wiedząc czym to może grozić, świadomie wstąpił i działał w mikołajczykowskim PSL-u jako redaktor pisma "Gazeta Ludowa". To właśnie wtedy m.in. powstał jego ważny dla polskiej pamięci historycznej cykl artykułów o Powstaniu Warszawskim,zatytułowany "Dni walczącej stolicy". Kiedy to było? Spieszę przypomnieć internetowym moralistom - pod koniec lat 40., czyli na początku najbardziej ponurego okresu w historii PRL. Niedługo potem Bartoszewski trafił do stalinowskiego więzienia na łączne 8 lat! Wielu po takim doświadczeniu mogłoby mieć dość, jego jednak to nie złamało i nie zniechęciło do dalszej aktywności opozycyjnej. Jak można tego nie docenić?

I tu dochodzimy do drugiego ważnego aspektu życia Władysława Bartoszewskiego, którego nie można podważyć, a warto z ogromną mocą podkreślić. Otóż, prócz walki z totalitaryzmem dodatkowo wykonał on ogromną pracę naukowo-publicystyczną, którą przekazał kolejnym pokoleniom. To jest właśnie to, co górnolotnie nazywamy czasem dawaniem świadectwa. To Władysław Bartoszewski wraz Zofią Lewinówną opracował fundamentalną dla polskiej historiografii pracę "Ten jest z ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom 1939-1944". "Jaka szkoda, że wskutek nadużycia termin Złota Księga - pisał o książce polsko-żydowski historyk i pisarz Michał Borwicz - tak bardzo się zbanalizował i zdewaluował! Rzadko które dzieło zasługiwałoby bowiem w tym stopniu na tę nazwę".

To dzięki temu opracowaniu, które powstawało w niełatwych przecież warunkach, dziś możemy odpierać wiele nieprawd i półprawd w kwestii Holokaustu. Nie pomyśleliście o tym, luminarze hejterstwa? Oczywiście mógłbym także wymienić i inne rzeczy: jego jednoosobową współpracę z Radiem Wolna Europa, odważne, bo niepoddające się cenzurze wykłady na KUL-u czy udział w opozycyjnym Towarzystwie Kursów Naukowych, wreszcie rzesze wychowanków, którym przekazywał niezakłamaną historię Polski. Mógłbym dołożyć więcej przykładów, ale przecież dla hejterów liczą się tylko epizody z ostatnich lat…

Przeciw "palikotyzmowi"

Jest dużo racji w stwierdzeniu, że obecna wrogość do Barto-szewskiego ma swoją genezę w czymś, co można nazwać "palikotyzmem". Choroba palikotyzmu, która narodziła się na Krakowskim Przedmieściu po katastrofie smoleńskiej była paskudna i wstrętna. Widziałem jej narodziny na własne oczy i było mi bardzo wstyd. Marnym dla mnie argumentem była konstatacja, że przecież i druga strona była bezpardonowa w swoiście pojmowanej walce politycznej. Wiadomo: kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. Nie, odrzućmy tę logikę, prowadzi bowiem do spirali budującej tylko nienawiść. Dlatego apeluję - nie sprowadzajmy wszystkiego do bieżącej polityki i zwalczajmy każdy "palikotyzm".

Podam skrajne i świadomie wyostrzające, przykłady dwóch osób. Jeśli kiedyś nadejdzie kres (oby żyli jak najdłużej w zdrowiu i szczęściu!) ministra Antoniego Macierewicza i marszałka Stefana Niesiołowskiego (obecnie dwóch chyba najbardziej zajadłych rycerzy zwalczających się obozów), wspominajmy te postaci tylko z dumą. Pamiętajmy ich jako ludzi dzielnych i odważnych. Wtedy, w czasach PRL lat 70. i 80., gdy wielu chowało się po kątach, byli jednymi z nielicznych potrafiącymi przeciwstawić się złemu systemowi. Ich niedobre epizody bądź szkodliwe działania z czasów wolnej Polski wyrzućmy z myśli, nie powinny nas one zajmować. Znajmy właściwe proporcje, wiedząc, że nie ma ludzi, którzy nie błądzą.

Non possumus!

Gorszące były protesty i jątrzące komentarze po śmierci Czesława Miłosza czy Bronisława Geremka. Równie niedopuszczalne rozgrywały się sceny przed pochówkiem Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. Decyzji, co prawda kontrowersyjnej, ale w obliczu tak niewyobrażalnej tragedii jaką była katastrofa smoleńska, a także państwowej żałoby, brutalne ataki na dopiero co zmarłego prezydenta Rzeczypospolitej, zatrważały. Niestety historia, (co raz więcej na to wskazuje), może powtórzyć się teraz w stosunku do Władysława Bartoszewskiego.

Hańbiące było, jest i będzie uprawianie polityki na trumnach czy metaforyczne skakanie po nich. Dlatego należy postawić temu tamę. Niezależnie od naszych poglądów czy wyznawanej etyki wyraźmy swoje non possumus! Bliźni hejterzy, proszę was byście się opamiętali. Ten dzielny polski żołnierz jakim był Władysław Bartoszewski, przeszedł do historii i będzie obecny na kartach podręczników. Nie zasłużył sobie na to, co teraz czynicie. Pamiętajcie, że wasze wpisy, opinie czy teksty świadczą źle tylko o was. Kiedyś będą waszym i tylko waszym wyrzutem sumienia! Droga dialogu, chęć wsłuchiwania się w inaczej myślących, a zarazem unikania stygmatyzowania ich, nie jest ława, tym bardziej nie należy jej zarzucać!

Mikołaj Mirowski, dr historii, w Muzeum Powstania Warszawskiego prowadzi projekt "Warszawa dwóch Powstań"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki