Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ypres: chmura niosąca śmierć

Paweł Stachnik, dziennikarz, redaktor Białego Kruka
Brytyjski żołnierz zagazowany podczas II bitwy pod Ypres. W ramce prof. Fritz Haber
Brytyjski żołnierz zagazowany podczas II bitwy pod Ypres. W ramce prof. Fritz Haber Fot. Archiwum
22 kwietnia 1915. 100 lat temu pod Ypres Niemcy przeprowadzają atak gazowy na dużą skalę. Uznaje się to za początek wojny chemicznej. W latach 1914-1918 gazu użyto ponad 400 razy.

Na odcinku frontu pod belgijskim miastem Ypres panował spokój. Był on jednak tylko pozorny, bo po niemieckiej stronie trwały przygotowania do akcji. Dowództwo 35. pułku saperów nerwowo obserwowało warunki atmosferyczne. Niemcy szykowali się do przeprowadzenia ataku gazowego na dużą skalę, a do tego potrzebna była odpowiednia pogoda, przede wszystkim zaś wiatr wiejący we właściwym kierunku. O godz. 16.30 do dowództwa pułku dotarła telefonicznie wiadomość z wojskowej centrali meteorologicznej w Brukseli, że już niedługo pojawi się północno-wschodni wiatr wiejący z prędkością 2 metrów na sekundę. To były właściwe warunki.

Przełamać impas
Atak wyznaczono na godz. 18. Do saperów powędrowały odpowiednie rozkazy. O właściwej porze operatorzy odkręcili zawory prawie 6 tys. zakopanych w ziemi metalowych butli z chlorem. Z wystających z gruntu rurek zaczął wydobywać się biały gaz, który uformował wielką chmurę o wysokości 3–4 metrów i szerokości 6 kilometrów. Popychane wiatrem kłębowisko zaczęło przemieszczać się w kierunku francuskich okopów.

Zaciekawieni żołnierze 43. dywizji algierskiej i 87. dywizji obrony terytorialnej przyglądali się mu z zainteresowaniem. Jednak gdy chmura dotarła do nich, zaczęło się piekło. Gaz niczym ogień zaczął palić oczy, gardła i płuca. Żołnierze kulili się w okopach, by tam znaleźć ochronę, ale to tylko pogarszało sprawę, bo przy gruncie stężenie chloru było silniejsze. Większość obrońców porzuciła broń i w panicznym strachu pobiegła na tyły, szukając ratunku i choć odrobiny wody. Opuszczone pozycje bez problemu zajęte zostały przez Niemców. Szacuje się, że śmierć w wyniku tego ataku poniosło 350 ludzi, a zatruciu uległo 15 tys.

Nie był to pierwszy przypadek użycia broni gazowej podczas Wielkiej Wojny. Już kilka dni po rozpoczęciu działań wojennych w sierpniu 1914 r. Francuzi użyli granatów z gazem łzawiącym, jakimi zwykle policja rozpraszała demonstracje. Gaz w warunkach otwartej przestrzeni nie dał jednak żadnych efektów. Po tym ataku Niemcy uznali, że mają prawo do odwetu (stosowania gazów zabraniała konwencja haska z 1907 r.) i w październiku pod Neuve Chapelle zbombardowali okopy przeciwnika pociskami artyleryjskimi z gazem drażniącym błony śluzowe. Efekt był podobny – siedzący w okopach brytyjscy żołnierze nawet nie zauważyli, że zaatakowano ich gazem.

Pierwsze próby były więc mało obiecujące, ale gdy pod koniec 1914 r. działania bojowe przekształciły się w wojnę pozycyjną, walczące strony rozpoczęły poszukiwania technicznych rozwiązań, które pozwoliłyby przełamać impas i uzyskać taktyczną, a może nawet strategiczną przewagę. Poważniej zajęto się także gazami.

– Przewaga defensywy nad ofensywą doprowadziła do zastoju i wojny pozycyjnej. W użyciu broni chemicznej dostrzegano szansę na przełamanie tego impasu. Wprawdzie obowiązywał zakaz jej używania, ale każdy z uczestników bez wahania po nią sięgnął. Francuzi użyli jako pierwsi gazu łzawiącego, konwencje jednakże zakazywały używania trucizn, a zatem technicznie rzecz ujmując nie złamali konwencji wykorzystując gaz łzawiący – mówi dr Jan Szkudliński, historyk wojskowości, pracownik Muzeum II Wojny Światowej.

Owce, a potem ludzie
Po stronie niemieckiej propagatorem broni chemicznej już od dłuższego czasu był wybitny chemik prof. Fritz Haber, twórca metody syntezy amoniaku, za którą w 1918 r. otrzymał Nagrodę Nobla. W 1910 r. w Berlinie założono Instytut Chemii Fizycznej i Elektrotechnicznej im. Cesarza Wilhelma, a jego szefem został właśnie Haber.

Powołał tam wydział badawczy zajmujący się poszukiwaniem skutecznej broni gazowej. Wybór Habera padł na chlor, który był odpowiednio trujący, nieco cięższy od powietrza, dzięki czemu nie ulatniał się i łatwo można go było pozyskać. Sekretną próbę użycia nowej broni przeprowadzono na poligonie pod Kolonią, wypróbowując jej skuteczność na stadzie owiec. Jako że wyniki były obiecujące, zapadła decyzja o zastosowaniu w warunkach bojowych.

Na miejsce pierwszego ataku gazowego wybrano odcinek frontu wschodniego pod Bolimowem w Królestwie Polskim. 31 grudnia 1914 r. Niemcy ostrzelali tam pozycje rosyjskie pociskami artyleryjskimi wypełnionymi mieszaniną bromku ksylitu i ksylenu, czyli gazem łzawiącym o silnym działaniu. W każdym pocisku znaj- dowało się ok. 4 kg środka, a ostrzał przez cztery godziny prowadziło 100 baterii liczących w sumie około 500 dział.

Jako że tego dnia panował silny mróz – minus 20 st. C, gaz z pocisków nie uwolnił się w odpowiedniej ilości i atak chemiczny nie dał żadnego efektu. Atakująca po ostrzale artyleryjskim niemiecka piechota spodziewała się okopów pełnych obezwładnionych rosyjskich żołnierzy, tymczasem przywitał ją stamtąd normalny ogień karabinowy, a potem rosyjski kontratak. Niemniej obecność gazu dała się zauważyć, bo jak w relacji z bitwy napisał korespondent „New York Timesa” Perceval Gibbon, ranni Rosjanie w szpitalu w Żyrardowie byli tak przesiąknięci oparami gazu, że opatrujący ich lekarze musieli co jakiś czas przerywać pracę, by zaczerpnąć świeżego powietrza.

Tragedia pod Ypres
Niezrażeni niepowodzeniami Niemcy postanowili podjąć kolejną próbę, również na dużą skalę, lecz tym razem na froncie zachodnim. Na miejsce ataku wybrano tzw. występ Ypres, gdzie front wybrzuszał się na niemiecką stronę. Atak przygotowano starannie pod osobistym nadzorem prof. Habera. Zaprojektował on stalowe, wykładane ołowiem butle na ciekły chlor, trzymetrowe ołowiane rurki, przez które miał ulatniać się gaz oraz tampony ochronne i maski tlenowe.

Powołano nową jednostkę mającą obsługiwać ten sprzęt – 35. pułk saperów dowodzony przez chemika płk. inż. Otto Petesona. Żołnierze pułku w ciągu dwóch tygodni zakopali nocą na przedpolu pod Ypres 5700 butli zawierających 150 ton ciekłego chloru. 22 kwietnia o godz. 18 gaz został wypuszczony w kierunku pozycji francuskich.

Brytyjski historyk Peter Hart w swojej niedawno wydanej książce „I wojna światowa 1914-1918. Historia militarna” przytacza relację jednego z francuskich oficerów: „To nie była smutna scena; była to scena tragiczna. Wszędzie widać było uciekinierów [..]: bez broni, zabiedzonych, w rozpiętych płaszczach lub bez nich, biegających wokół jak szaleni, błagających głośno o wodę, plujących krwią; niektórzy tarzali się po ziemi, desperacko próbując łapać powietrze”.

Atak gazowy udał się więc, ale nie został należycie wykorzystany taktycznie. Lukę powstałą po ucieczce zagazowanych zamknęła stacjonująca nieco dalej dywizja kanadyjska, która powstrzymała nacierającą niemiecką piechotę. Niemający rezerw Niemcy o zmierzchu zatrzymali natarcie, a w nocy Francuzi i Anglicy podciągnęli odwody i odtworzyli linię frontu. Alianckie straty poniesione od gazu pod Ypres wyniosły 350 zmarłych żołnierzy, zagazowaniu ulec mogło nawet 15 tys., a w całej bitwie zginęło 70 tys. Ze względu na skalę użycia gazu 22 kwietnia 1915 r. uznano na świecie za początek wojny chemicznej.

Podczas Wielkiej Wojny gazów użyto jeszcze m.in. nad rzekami Rawka i Bzura, pod twierdzą Osowiec, ponownie pod Ypres (w lipcu 1917 r., gaz musztardowy tam użyty nazwano iperytem), a także w Wielkopolsce przeciwko polskim powstańcom. W sumie w latach 1914-1918 zastosowano ją ponad 400 razy.

– Skuteczność rzeczywista broni chemicznej nie była wielka. Po pierwsze zależała ona mocno od warunków pogodowych, a po drugie dość szybko nauczono się przed nią zabezpieczać. Cenną jej zaletą było to, że przy użyciu nowszych rodzajów iperytu można było na dłuższy czas skazić określony obszar. W ten sposób uniemożliwiano korzystanie z okopów czy dział zatrutych iperytem. Natomiast ważniejsze było działanie psychologiczne gazu bojowego: żołnierze bali się tej broni, z którą kontakt oznaczał często śmierć w męczarniach – mówi dr Szkudliński.

KSIĄŻKA
Peter Hart, „I wojna światowa 1914-1918. Historia militarna”, Rebis, Poznań 2014.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski