Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba je nosić na rękach

Justyna Krupa
Tak wiślaczki świętowały mistrzostwo. Przygląda im się Piotr Dunin-Suligostowski, nowy prezes TS
Tak wiślaczki świętowały mistrzostwo. Przygląda im się Piotr Dunin-Suligostowski, nowy prezes TS FOT. JAROSŁAW PRUSS
Ekstraklasa koszykarek. Znowu nie było na nie mocnych. Wisła Can-Pack po raz 24. w historii została mistrzem Polski.

Artego Bydgoszcz 68
Wisła Can-Pack Kraków 89
(6:17, 21:28, 20:23, 21:21)

Stan rywalizacji (do 3 zwycięstw): 3:1 dla Wisły.

Artego: Międzik 8 (2x3), Morris 8, Kuin 6 (2x3), Carter 4, McBride 2 – Koc 18 (1x3), Bekasiewicz 11 (1x3), Krężel 8 (2x3), Niedźwiedzka 3 (1x3), Faleńczyk 0, Szybała 0.

Wisła: Lavender 21, Quigley 13 (2x3), Vandersloot 11 (1x3), Żurowska-Cegielska 8, Ziętara 4 (1x3) – Petrony­­te 11, Abdi 7, Ouvina 5 (1x3), Skobel 4, Szott-Hejmej 2.

Sędziowali: Tomasz Trawicki, Dariusz Zapolski, Karina Pełka.
„Białej Gwieździe” do obrony tytułu mistrzowskiego brakowało już tylko jednego zwycięstwa w rywalizacji z Artego. Rywalki z Bydgoszczy od początku były w gorszej sytuacji. Mając mniejsze możliwości rotacji składem, musiały być znacznie bardziej zmęczone po piątkowym, wyczerpującym starciu. A tymczasem już po 16 godzinach musiały znów wybiec na parkiet. Sobotnie starcie rozpoczęło się bowiem jeszcze przed południem.

Ponadto widać było wyraźnie, że w fatalnej formie fizycznej była podkoszowa bydgosz­czanek Amisha Carter. Amerykanka zmagała się z problemami zdrowotnymi. Słabiej zagrała też liderka Artego, Julie McBride. Tym razem nie „dyrygowała” już drużyną tak, jak zwykle. W efekcie gospodynie dopadła kompletna niemoc w ataku, która zaowocowała zdobyciem w pierwszej kwarcie ledwo 6 punktów. To właśnie ten fatalny początek Artego zaważył na losach całego spotkania.

Przewaga Wisły była widoczna zwłaszcza na tablicach, gdzie rzadko podejmowała walkę Carter. W efekcie gospodyniom brakowało punktów z ponowienia. A krakowiankom łatwiej było przeprowadzać szybkie ataki. W drugiej kwarcie z łatwością pod kosz byd­goszczanek przedostawały się nawet rezerwowe Wisły. Duży problem gospodynie miały zwłaszcza z zatrzymaniem bez faulu Gintare Petro­nyte. Już przed przerwą Wisła wypracowała sobie tak dużą przewagę, że organizatorzy mogli zacząć szykować się do fety.

Kiedy w końcu zabrzmiał ostatni gwizdek, wiślaczki zaczęły radosny taniec na środku boiska. Mogły być z siebie dumne
– drugi rok z rzędu zdominowały krajowe rozgrywki. – To nie był najłatwiejszy sezon. Tak naprawdę było w nim wiele trudnych chwil. Ale to mistrzostwo jest od tego wszystkiego ważniejsze! Mam wielką radość w sercu i jestem taka dumna z moich koleżanek z zespołu – ekscytowała się później Jantel Lavender na Instragramie.

Euforia udzieliła się też działaczom. Nowy prezes TS Wisła Piotr Dunin-Suligostowski dosłownie nosił na rękach Cristinę Ouvinę. Z kolei wręczający medale prezes Polskiego Związku Koszykówki Grzegorz Bachański w ferworze emocji chciał podarować McBride aż dwa srebrne krążki. – Jestem szczęśliwy, że w przededniu mistrzostw Europy na Węgrzech i Rumunii możemy cieszyć się takimi finałami – podkreślał Bachański.

Wielu komentatorów miało problem z wyborem MVP finałów. Głównie ze względu na zespołową grę obu ekip. Zwłaszcza w przypadku Wisły można to uznać za komplement pod adresem drużyny. Ostatecznie – po raz drugi z rzędu – tytuł MVP powędrował do kapitan Wisły Justyny Żurowskiej-Cegielskiej.

Gdy wiślaczki przed północą wróciły do Krakowa, pod halą czekała już na nie grupka najwierniejszych kibiców z szampanem. – O, wreszcie strzelą korki, bo w Bydgoszczy go zabrakło
– śmiała się Ouvina. – Musiałyśmy oblewać trenera wodą mineralną!

W niedzielny wieczór świeżo upieczone mistrzynie przedefilowały jeszcze po murawie stadionu im. Henryka Reymana, by zademonstrować swoje trofeum wszystkim fanom „Białej Gwiazdy”.

Rozmowa. To mistrzostwo cieszy bardziej

– Byłoby mi smutno, gdybym musiała opuścić Polskę i Kraków – wyznaje hiszpańska rozgrywająca Wisły Can-Pack, Cristina Ouvina.

- To już Pani drugie mistrzostwo Polski zdobyte z Wisłą Can-Pack. Smakuje inaczej niż w zeszłym roku?

Za każdym razem zdobycie mistrzostwa to wielkie i trudne wyzwanie. Jednak w tym roku cieszyłam się z tego tytułu jeszcze bardziej niż w poprzednim.

Może dlatego, że tkwiła we mnie ta zadra, ta świadomość, że nie grałam zbyt wiele. Ale w pewnym momencie wróciła mi ta radość z gry w koszykówkę. Zwłaszcza w trzecim meczu finałowym miałam takie poczucie, że znów dobrze się czuję na parkiecie, cieszyła mnie współpraca z moimi koleżankami z drużyny. Momentami tęskniłam za tym w trakcie sezonu.

- Ten tytuł wynagrodził wam trudne chwile, jakie przeżywałyście w trakcie sezonu?

Rzeczywiście, były takie momenty – naprawdę bardzo trudne. Gdybyśmy – nie daj Boże – nie zdobyły tego mistrzostwa, to pewnie te wszystkie złe chwile znów wróciłyby do naszej pamięci i kołatałyby się w głowie. A tymczasem dzięki finałowemu zwycięstwu zdarzyło się coś zupełnie odwrotnego. Te wszystkie trudności poszły w zapomnienie.

- Po sobotnim meczu prezes Piotr Dunin-Suligostowski dosłownie nosił Panią na rękach. Może więc działacze nie chcą się z Panią rozstawać?

Rany, to było widać w telewizji? (śmiech). Prezes mnie wziął na ręce, a przecież ja jestem taka ciężka!

- A tak poważnie: myśli Pani, że jest szansa na pozostanie w Krakowie w kolejnym sezonie, czy planuje Pani zmienić otoczenie?

Nie mam jeszcze żadnych informacji odnośnie tego, co będzie się ze mną działo w przyszłym sezonie. Muszę porozmawiać z moim agentem. Nie mam pojęcia, czy krakowski klub chce, bym została na kolejny rok.

Wiem tylko, że w poniedziałek wracam do Hiszpanii. Potrzebuję trochę odpoczynku, by „wyłączyć się” na moment z tej koszykarskiej rzeczywistości. Mój organizm też tego potrzebuje, bo mam pewne problemy z kolanem. I potem przyjedzie czas, by zastanowić się, gdzie będę grać w przyszłym sezonie.

- A Pani jak czuje? Te trzy lata spędzone w Wiśle to już wystarczająco dużo w jednym klubie?

Każdy z tych sezonów był inny. Musiałabym teraz dokonać pewnego podsumowania. Ale byłoby mi smut­­no, gdybym musiała opuścić Polskę i Kraków. Tym bardziej że z masą ludzi tutaj się związałam. I to począwszy od kibiców, a skończywszy na panach ochroniarzach w recepcji.

Gdybym zmieniła klub, musiałabym zostawić moje mieszkanie, mój samochodzik… który zresztą już ledwo zipie (śmiech). Na pewno żadna zawodniczka już go po mnie nie będzie mogła przejąć, nadadzą mu moje imię i wyślą na emeryturę! a

Rozmawiała Justyna Krupa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski