Jak to często w straży bywa, zaczęło się od węży. Jednak nie od tych do gaszenia, które wszyscy dobrze znają. Chodziło o węże hydrauliczne, stanowiące część zestawu do ratownictwa drogowego. Taki zestaw powinna posiadać każda jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej, należąca do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Ale druhowie z Bobina, choć do systemu należą, zestawu nie mieli. Nie mieli też pieniędzy na jego zakup.
W tej sytuacji komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w styczniu przekazał druhom z Bobina sprzęt, którego wcześniej używała jednostka OSP z Karwina. Ona akurat w ubiegłym roku z KSRG wypadła. Problem w tym, że węże stanowiące część zestawu pracują pod bardzo wysokim ciśnieniem (630 atmosfer) i co 10 lat należy je wymienić. W tym wypadku akurat 10 lat minęło. Koszt zakupu nowych węży to - bagatela - 10 tys. złotych. Połowę tej sumy przekazała straż zawodowa. Drugie 5 tysięcy miała dołożyć gmina Proszowice.
Straż próbuje wyjechać do akcji, ale nie może
I pewnie sprawa nie wzbudziłaby większych wątpliwości, ale taką dotację musi zatwierdzić Rada Miejska. Tymczasem radny Andrzej Klimczyk z Posiłowa przypomniał sobie fakty z niedalekiej przeszłości.
-W ubiegłym roku podejmowaliśmy uchwałę o przyznaniu dla jednostki z Bobina 5 tysięcy złotych na zakup nowoczesnej syreny alarmowej. Poparłem ten wniosek, ale pod warunkiem, że stara syrena trafi do naszej jednostki, która dopiero co została założona. Jednak gdy podjęliśmy uchwałę i dotacja została przyznana, straż z Bobina odmówiła. Powiedzieli, że oni to sobie sami kupili i do dzisiaj syreny nam nie przekazali - mówił na posiedzeniu połączonych komisji Rady Miejskiej.
To wywołało prawdziwą lawinę uwag pod adresem bobińskiej straży, a szczególnie jej naczelnika Tadeusza Wróblewskiego. Można było usłyszeć, że "zrobił sobie z jednostki prywatny folwark", że "robi co chce i z nikim się nie liczy". A w ogóle co to za straż, która wyjeżdża do akcji kilka razy w roku. Albo próbuje wyjechać, ale nie może, bo akurat akumulator jest rozładowany i samochodu nie daje się uruchomić.
Gdy zapytaliśmy naczelnika Wróblewskiego, dlaczego nie przekazał syreny strażakom z Posiłowa ten najpierw odparł: - Słyszałem, że radny Klimczyk poparł wniosek o dotacje dla nas w zamian za przekazanie syreny, ale z nami nikt niczego takiego nie uzgadniał.
Karta przetargowa w innej rozgrywce
Zaraz jednak dodał, że tak naprawdę z tą syreną chodziło o coś zupełnie innego. Miała się stać kartą przetargową w pewnej rozgrywce. Niedawno w Bobinie - po długich oraz ciężkich bojach - powstała nowa remiza. Jej budowa trwała 21 lat (!) i można by o tym napisać pewnie książkę. Szczególnie interesujące byłyby ostatnie rozdziały.
Gmina na dokończenie obiektu zdobyła dotację. Budynek został ukończony i strażacy mogliby być z niego zadowoleni, gdyby nie jeden szczegół - obiekt do dzisiaj nie został odebrany.
Wszystko przez to, że plac wokół remizy nie został odpowiednio utwardzony.
W efekcie gmina nie otrzymała zwrotu wydanych pieniędzy, a strażacy nie mogą z remizy korzystać. Muszą ją natomiast ogrzewać, bo w przeciwnym razie zimą zamarzłaby woda gaśnicza, znajdująca się w samochodzie.
- W przyszłym roku mamy jubileusz stulecia straży. Chcielibyśmy zrobić uroczystość, ale nie możemy, bo budynek jest nieodebrany. A remiza jest taka piękna, że nawet państwowa straż takiej nie ma. Niestety, wszystko rozbija się o nieutwardzony dojazd do garażu i brak chodnika - mówi Tadeusz Wróblewski przypomina, że do szczęśliwego finału było bardzo blisko...
- Były już w budżecie na to pieniądze, 50 tysięcy złotych. Niestety w ostatniej chwili zostały wydane na coś innego. Dlatego pomyślałem, że ta syrena to będzie taka nasza karta przetargowa, że może dzięki niej uda się te pieniądze znaleźć - mówi.
Na razie nic z tego nie wyszło, bo wyszła sprawa wymiany węży. Radni postawili sprawę jasno: dajemy dotacje na ich zakup, ale syrena ma trafić do Posiłowa.
Naczelnik Wróblewski zapewnia, że tak się stanie i że wszyscy druhowie z Bobina się na to zgodzili.
Pokazał nam nawet przygotowany protokół przekazania, na którym brakuje tylko podpisu przedstawiciela OSP Posiłów, który odbierze urządzenie. - Uwierzę na sto procent, gdy syrena do nas trafi - zastrzega jednak Andrzej Klimczyk.
Dotacja dla Kościelca - bez dyskusji
Radni nie ukrywają natomiast, że cała sprawa wzbudziła ich niesmak.
- Uważam, że przy tak małych nakładach, jakie gmina jest w stanie przeznaczyć na straże ochotnicze, jednostki powinny sobie nawzajem pomagać. Jeżeli jedna ma niepotrzebne urządzenie, którego gdzie indziej brakuje, to jest oczywiste, że należy je przekazać, a nie pokazywać swojego widzimisię - mówi Grzegorz Sopala.
Podaje też przykład OSP Kościelec, dla której dotacja została przyznana bez dyskusji.
Radni zwracają uwagę, że OSP Bobin, choć znajduje się w krajowym systemie i powinna być bardzo aktywna, w ubiegłym roku wyjeżdżała do akcji zaledwie kilka razy. Ze statystyk Komendy Powiatowej PSP w Proszowicach wynika, że było ich trzy (według naczelnika Wróblewskiego cztery lub pięć). Dla porównania OSP z niedalekiego Kościelca wjeżdżała 23 razy.
Nie ma syreny, więc nie ma wyjazdów
Tadeusz Wróblewski tłumaczy jednak, że mała liczba wyjazdów wynikała z tego, że jednostka przez prawie cały rok nie posiadała syreny alarmowej. Nowa została zamontowana dopiero w grudniu. Gdy stara syrena działała, wyjazdów było więcej: w 2009 roku 20, w 2010 - 25, w 2013 aż 39.
Kpt. Michał Pawłowski z PSP, odpowiedzialny za współpracę z druhami, potwierdza to. - W czasie akcji chodzi o czas. Jednostka, która posiada syrenę, może być gotowa znacznie szybciej niż taka, w której druhowie zbierają się na telefon. Poza tym , Bobin często nie był dysponowany, ponieważ nie posiadał sprzętu do ratownictwa drogowego - wyjaśnia Michał Pawłowski.
Tadeusz Wróblewski zwraca uwagę, że OSP posiada w tej chwili szesnastu przeszkolonych i gotowych do akcji druhów. Przypomina, że jako jedna z pięciu wystartowała w niedawnych mistrzostwach powiatu. Jest zatem szansa, ze po uzupełnieniu sprzętu bobińska OSP zacznie właściwie spełniać swoją rolę.
A kiedy zacznie spełniać swoją rolę budowana długo remiza?
Zdaniem Iwony Latowskiej, wiceburmistrza Proszowic, szanse na znalezienie 50 tys. złotych i utwardzenie placu pod budynkiem jeszcze w tym roku są niewielkie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?