Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PGE Skra i Asseco Resovia walczą o medale. Ale i tak do tego dołożą

Paweł Hochstim
Dariusz Śmigielski
Po raz pierwszy w historii w turnieju finałowym Ligi Mistrzów wystąpią dwie polskie drużyny. Z powodu regulaminu zagrają ze sobą w półfinale.

Europejska Federacja Siatkarska lubi zmieniać regulaminy, a zasady wszelkich losowań niemal zawsze są inne, ale jednego przestrzega - by dwie drużyny z jednego kraju nie zmierzyły się w finale Ligi Mistrzów. Przepis to absurdalny, bo w znacznie popularniejszej piłkarskiej Ligi Mistrzów zdarzają się nie tylko krajowe finały, ale nawet w ubiegłym roku zagrały dwa kluby z jednego miasta.

Pod ten jeden przepis układana jest cała drabinka części pucharowej Ligi Mistrzów, a do Final Four mogą awansować najwyżej dwie drużyny z jednego kraju, po czym muszą zmierzyć się w półfinale. To dlatego w sobotę w Berlinie w półfinale Ligi Mistrzów PGE Skra Bełchatów zagra z Asseco Resovią Rzeszów.

Ale nie tylko ten przepis różni piłkarską i siatkarską Ligę Mistrzów. W rozgrywkach piłki nożnej najlepsze kluby zgarniają miliony euro za sukcesy, a ci, którzy odpadają nawet w rundach kwalifikacyjnych i tak zarabiają na samym udziale. Tymczasem siatkarska Liga Mistrzów powoduje, że kluby... muszą dokładać. Każda z drużyn za samo zgłoszenie do fazy grupowej płaci 25 tys. euro, a za udział w każdej następnej rundzie dopłaca po sześć tysięcy. Oczywiście CEV wypłaca też nagrody w wysokości... 3 tys. euro za zwycięstwo. Choć PGE Skra Bełchatów wygrała 9 z 10 meczów i tak jej bilans jest ujemny. A do tego trzeba wydać pieniądze nie tylko na wyjazdy zespołów, ale nawet na hotele, przeloty i... diety dla sędziów i delegatów CEV.

Zwycięzca Ligi Mistrzów otrzyma nagrodę w wysokości 50 tys. euro.

- Gdybyśmy wygrali Ligię Mistrzów, to dzięki wynikom i dobrej frekwencji na meczach w Atlas Arenie nasz bilans wyszedłby mniej więcej na zero - mówi wiceprezes Skry Grzegorz Stawinoga.

Choć od kilku lat słychać, że czołowe kluby Europy - polskie, włoskie i rosyjskie - zbuntują się i założą własne rozgrywki, to jednak wciąż do tego nie doszło. Ale wydaje się to nieuniknione. Dziś jednak zarówno w PGE Skrze, jak w Asseco Resovii wszyscy koncentrują się na sukcesie, bo medale są na wyciągnięcie ręki. Jest bardzo prawdopodobne, że polskie drużyny wrócą z Berlina z dwoma medalami, to - przynajmniej teoretycznie - obie są dużo lepsze od gospodarzy turnieju, Berlin Recycling Volleys. Jeśli nie będzie sensacyjnego rozstrzygnięcia, jedna z polskich drużyn w niedzielnym finale zagra z rosyjskim Zenitem Kazań.

Obie polskie drużyny od czwartku są już w stolicy Niemiec - rzeszowianie przylecieli samolotem, a bełchatowianie, z racji odległości, autokarem. W piątek oba zespoły poznały Max Schmeling Halle, w której w sobotę i niedzielę zasiądzie ok. 9 tys. kibiców. W kasach pozostała resztka biletów. Wiadomo, że do Berlina wybiera się około 3 tys. polskich kibiców, głównie z Bełchatowa i Rzeszowa, ale nie tylko. W okolicach hali już dawno nie ma wolnych miejsc noclegowych, a Niemcy, którzy za organizację turnieju wpłacili do kasy CEV 200 tys. euro liczą, że dzięki grze dwóch polskich drużyn... nie dołożą do interesu.

FINAL FOUR LIGI MISTRZÓW

Sobota, 28 marca - Półfinały:

  • Berlin Recycling Volleys - Zenit Kazań (godz. 17)
  • PGE Skra Bełchatów - Asseco Resovia Rzeszów (20)

Niedziela, 29 marca

  • Mecz o 3. miejsce (13)
  • Finał (15.45)

Księgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.plKsięgarnia Dziennika Łódzkiego: www.ksiegarnia.dzienniklodzki.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki