PET, czyli urządzenie do Pozytonowej Tomografii Emisyjnej przy pomocy izotopów promieniotwórczych wykrywa w bardzo wczesnym stadium nawet najmniejsze komórki nowotworowe, których nie pokazuje inna aparatura diagnostyczna. Wykrywalność schorzeń onkologicznych tą metodą jest najwyższa i wynosi ok. 90 proc. Choć jej stosowanie w innych krajach od wielu lat należy do rutyny, Polacy jeszcze do niedawna o przebadaniu takim urządzeniem mogli tylko pomarzyć.
Pierwszy PET został w naszym kraju kupiony dopiero w 2002 r. do Regionalnego Centrum Onkologicznego w Bydgoszczy. Potem kolejne ośrodki zaczęły walczyć o własne aparaty i dziś mamy ich w Polsce już ponad 20. Wydawało się oczywiste, że badanie tym urządzeniem będzie jednym z fundamentów obowiązującego od stycznia tego roku tzw. pakietu onkologicznego. Według jego założeń każdy pacjent, u którego podejrzewana jest choroba nowotworowa, otrzymuje zieloną kartę - rodzaj przepustki do szybkiego zdiagnozowania raka i rozpoczęcia leczenia. Niestety. Okazuje się, że pacjent z zieloną kartą na badanie PET-em nie ma co liczyć.
Choć NFZ zapewnia, że w ramach tzw. diagnostyki pogłębionej zapłaci za przebadanie pacjenta PET-em, to i tak nikt go na takie badania nie skieruje. - Maksymalna kwota, tzw. ryczałt, którą w ramach pakietu onkologicznego możemy wydać na diagnostykę, wynosi 1900 zł.
Tymczasem badanie PET-em kosztuje 3300 zł - wyjaśnia Annna Drukała ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Jej słowa potwierdza Dariusz Pietras z Medycznego Centrum Diagnostycznego Voxel przy Szpitalu Wojskowym w Krakowie. - W tym roku NFZ wykupił u nas więcej badań niż w roku ubiegłym. Ale ryczałty są za niskie i nikogo z zieloną kartą do nas nie przyślą. Wielka szkoda - komentuje Pietras.
Liczby mówią same za siebie. Jak informuje dr Małgorzata Trofimiuk-Muldner, małopolski konsultant ds. medycyny nuklearnej, liczba badań PET-em w Małopolsce w styczniu i lutym spadła o 10 proc. w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego.
Kto zatem będzie korzystał z PET-a? Ci, którzy zielonej karty nie zechcą i wybiorą leczenie starą metodą. Tyle tylko, że mamy kolejny przykład potwierdzający tezę wielu lekarzy, iż zielona karta częstokroć - zamiast pomagać - szkodzi pacjentom.
Prof. Leszek Królicki, krajowy konsultant ds. medycyny nuklearnej, nie kryje zawodu zapisami pakietu onkologicznego. - Rak jest drugą w kolejności przyczyną zgonów Polaków i odpowiada za co czwartą śmierć. Zamiast rozpoznawać chorobę w jej pierwszych stadiach, gdy w większości przypadków jest wyleczalna, diagnozujemy ją zbyt późno i nierzadko błędnie. Choć w Polsce mamy już wystarczającą liczbę PET-ów, które pozwoliłyby dokładnie ocenić stopień rozwoju nowotworu, to z powodu urzędniczych absurdów nie potrafimy wykorzystywać tych urządzeń - irytuje się profesor.
Wtóruje mu dr Trofimiuk-Muldner. W jej ocenie trzy funkcjonujące w Krakowie PET-y byłyby w stanie całkowicie zaspokoić potrzeby mieszkańców regionu. Każdym z zainstalowanych aparatów można by przebadać znacznie większą liczbę pacjentów, niż robi się to teraz. Niepełne wykorzystanie sprzętu wynika z niewystarczającej liczby wykupionych przez NFZ badań, jak też z ograniczonych wskazań do ich wykonywania.
O zwiększenie liczby schorzeń, przy których diagnostyka PET-em byłaby refundowana przez fundusz, od dawna walczy prof. Leszek Królicki. Na pierwsze efekty liczy w 2016 r. Równocześnie zastrzega, że w niektórych przypadkach badanie tym urządzeniem jest bezcelowe. Nie nadaje się ono np. do wczesnej diagnostyki raka prostaty czy gruczołu piersiowego.
W tym roku NFZ w całej Polsce wykupił większą niż rok temu liczbę badań Pozytonowej Tomografii Emisyjnej. Małopolski oddział funduszu w roku ubiegłym zakontraktował ich 2800, w tym - 3636. Równocześnie NFZ obniżył jednak wyceny procedur. W ub. roku płacił za każdą 4100 zł, w tym roku 3300 zł. Różnica wynika przede wszystkim ze wzrastającej konkurencji, jak i z coraz niższej ceny izotopów.
Na pytanie, po co NFZ walczył o obniżenie ceny i tym samym wykupienie większej liczby badań, skoro pacjenci z zieloną kartą nie mogą z nich korzystać - odpowiedzi brak. Podobnie jak na dziesiątki innych, dotyczących pakietu onkologicznego, które od tygodni zdezorientowani dyrektorzy placówek medycznych ślą do resortu zdrowia.
Wprowadzony naprędce i bez konsultacji pakiet, który miał być sztandarową pozycją na liście sukcesów rządzącej ekipy, okazuje się łamigłówką nie do rozwiązania. Wydaje się, że świadomość tego faktu dotarła wreszcie do resortu zdrowia. W piątek odbyło się nawet posiedzenie zespołu, którego zadaniem jest analiza pierwszych sześciu miesięcy funkcjonowania pakietu i wprowadzenie do niego niezbędnych poprawek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?