Sylwia Jaśkowiec nauczyła się biegać na nartach w rodzinnych Osieczanach, niedużej miejscowości położonej niedaleko Myślenic. Jak do tego doszło? - Powód był prozaiczny. W naszej podstawowej szkole nie było sali gimnastycznej, pozostawało więc nam podwórko.
Zimą wokół szkoły nauczyciel wf, pan Stanisław Gubała, wytyczał nam tory i biegaliśmy na nartach. Starsi koledzy startowali w zawodach, z których przywozili medale. Patrzyliśmy z zazdrością. To był haczyk, który połknęłam w całości - wspomina Sylwia Jaśkowiec.
Stanisław Gubała mówi, że już w 2 klasie Sylwia mu zaimponowała. - Wyróżniała się wśród rówieśniczek, była szybka, sprawna, doskonale radziła sobie nie tylko na nartach, także w biegach przełajowych, grała w reprezentacji szkoły w piłce nożnej, w piłce ręcznej, dobra była w tenisie stołowym. Była takim sportowym omnibusem. Już w 6 klasie zdobyła swój pierwszy medal w mistrzostwach Polski UKS-ów rozgrywanych na Długiej Polanie. Do końca szkoły podstawowej reprezentowała nasz klub SKS Osieczany - mówi Gubała.
Potem Jaśkowiec poszła do gimnazjum w Wiśniowej i tutaj dostała się pod opiekę nieżyjącego już dzisiaj trenera Kazimierza Bubuli. - Sylwia była bardzo pracowita, zawsze coś od siebie jeszcze dokładała. Czyniła błyskawiczne postępy, w 3 klasie gimnazjum w ogólnopolskiej spartakiadzie młodzieży na Butorowym Wierchu wygrywała ze starszymi dziewczynami, zdobyła trzy złote i srebrny medal w sztafecie i w nagrodę pojechał na mistrzostwa świata juniorów do Schonach.
Potem szkoła ufundowała jej stypendium w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Wiśle. A po maturze Sylwia zaczęła studia na AWF w Katowicach - wspomina Irena Bubula, która wspólnie z mężem trenowała dzieci w Wiśniowej.
Kariera Jaśkowiec nabrała rozpędu. W 2008 roku w Libercu zdobyła swoje pierwsze punkty w Pucharze Świata. W 2009 roku z Praz de Lys-Sommand z młodzieżowych mistrzostw świata przywiozła dwa złote krążki w biegach indywidualnych.
- Mamy młodą biegaczkę, która rokuje duże nadzieje. Sylwia może być mocnym punktem naszej reprezentacji, wspomóc na trasach Justynę Kowalczyk - mówił wtedy prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner. Z mistrzostw świata w Libercu (2009) i z igrzysk w Vancouver (2010) wracała jednak z niedosytem, najwyżej była na 6. miejscu z koleżankami w sztafecie.
Potem był fatalny dzień 31 lipca 2010 roku. Jaśkowiec wybrała się na trening na nartorolkach w Osieczanach. Na stromym zjeździe pod Zasaniem, aby uniknąć zderzenia z autobusem zjechała do rowu i uderzyła w betonowy słup. Potrzebna była 4-godzinna operacja uszkodzonego barku i łokcia. Dwa sezony miała praktycznie z głowy.
- Miałam cały czas pod górkę. Nie mogłam trenować na pełnych obrotach, trzeba było modyfikować zwłaszcza ćwiczenia siłowe. Nie miałam jednak złych myśli. Powiem przewrotnie - miałam nadzieję, że kontuzja mnie wzmocni, nie myślałam jednak, że czekać mnie będzie aż tak długi okres rehabilitacji. Ale teraz na szczęście ze zdrowiem jest już wszystko w porządku, ramię jest zagojone, silne - mówi Jaśkowiec.
Rok przed igrzyskami w Soczi nowym terenem kadry kobiet został Słowak Ivan Hudać, który postanowił: - Sylwia jest urodzona do sprintu, ma świetną technikę, do tego spryt. I szybko przyszły pierwsze wyniki. Podczas ubiegłorocznego Tour de Ski Jaśkowiec eksplodowała formą w Oberhofie, podczas prologu zajęła trzecie miejsce, potem była czwarta lokata w zawodach o Puchar Świata w Szklarskiej Porębie. Z nadziejami na dobry wynik jechała na igrzyska w Soczi. Ale w swojej koronnej konkurencji w sprincie miała upadek w kwalifikacjach i szanse na dobry wynik przepadły.
Przed tym sezonem rozpoczęła współpracę z teamem Justyny Kowalczyk. - To była moja inicjatywa. Wynikało to z faktu, że po sezonie przestał z naszą grupą pracować słowacki trener Ivan Hudać. Zwróciłam się więc do Justyny. W pierwszej chwili pomysł wydawał się abstrakcyjny, ale spotkałam się z otwartą postawą Justyny oraz trenera i zostałam przyjęta do drużyny Dokonał się pewien przełom, ponieważ team Justyny otworzył się na nową twarz w zespole i to kobiecą. Można powiedzieć, że dokonali niemożliwego, bo zdecydowali się na podniesienie żelaznej kurtyny - mówiła przed sezonem Jaśkowiec.
Trenowały niby razem, a jednak osobno. - Każda z nas trenowała indywidualnie. Justyna z Maćkiem Kreczmerem biegali na lodowcu po 3 godziny i dłużej, ja standardowo 2,5 godziny. Brałam pod uwagę wskazówki trenera Aleksandra Wierietielnego. Zmiany w moim treningu są ogromne. Mam jednak spokojne serce, nie boję się tego sezonu - mówiła przed pierwszymi zawodami o Puchar Świata. I w Falun spełniło się jej marzenie, ma swój pierwszy medal w wielkiej imprezie.
Jaśkowiec ma liczne rodzeństwo, dwóch braci i cztery siostry, w wieku od 25 do 40 lat, sama urodziła się jako przedostatnia. - Oglądaliśmy niedzielną transmisję z wypiekami na twarzy, była z nami czwórka dzieci, jedna z córek, Lidia, pojechała dopingować Sylwię do Falun. Gdzieś tam po cichu marzyliśmy o medalu. Sylwia od najmłodszych lat miała smykałkę do sportu, nie istniały dla niej lalki tylko, uganiała się za piłką.
Była tak dobra, że w wieku juniorki o mało co nie trafiła do reprezentacji Polski w piłce nożnej, ale postawiła na narty. Sylwia mieszka u nas w Osieczanach, ma swój nieduży pokoik, ale wszystkie trofea nie mieszczą się w nim, niektóre stoją w kuchni. Ten medal jest nagrodą za wielkie wyrzeczenia, za koszmar jaki przeszła po złamaniu obojczyka. Nie załamała się, podziwiam jej hart ducha, samozaparcie - powiedziała nam Zofia Jaśkowiec,
mama Sylwii.
Jaśkowiec kocha biegi i Himalaje. - W Himalajach byłam dwukrotnie z ekipą AWF Katowice - wspomina Sylwia. - Pierwsza wyprawa odbyła się z inicjatywy uczczenia 20. rocznicy śmierci Jerzego Kukuczki pod Lothse. Podczas drugiego pobytu zdobywałam szczytu Island Peak 6200 m oraz uczestniczyłam w Hillary Everest Marathon.
Ustanowiłam rekord trasy w kategorii zawodników zagranicznych. Z miejscowymi szerpami nie można się równać, to niezwykłe jak oni biegają po trasie pełnej kamieni. Nie podchodziłam do tego jak do rywalizacji sportowej, chodziło o sprawdzenie organizmu i przeżycie nowych doświadczeń. Momentami brakowało tlenu, płuca piekły, nogi były jak z waty. Himalaje oprócz aspektu sportowego były dla mnie również mozaiką przeżyć duchowych - tak mówiła Jaśkowiec.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?