Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie bawiła się lalkami

Andrzej Stanowski
Sylwii Jaśkowiec bardzo pomogły rady Aleksandra Wierietelnego
Sylwii Jaśkowiec bardzo pomogły rady Aleksandra Wierietelnego Paweł Relikowski
Biegi narciarskie. Sylwia Jaśkowiec ciężko pracowała na brązowy medal mistrzostw świata

Sylwia Jaśkowiec nauczyła się biegać na nartach w rodzinnych Osieczanach, niedużej miejscowości położonej niedaleko Myślenic. Jak do tego doszło? - Powód był prozaiczny. W naszej podstawowej szkole nie było sali gimnastycznej, pozostawało więc nam podwórko.

Zimą wokół szkoły nauczyciel wf, pan Stanisław Gubała, wytyczał nam tory i biegaliśmy na nartach. Starsi koledzy startowali w zawodach, z których przywozili medale. Patrzyliśmy z zazdrością. To był haczyk, który połknęłam w całości - wspomina Sylwia Jaśkowiec.

Stanisław Gubała mówi, że już w 2 klasie Sylwia mu zaimponowała. - Wyróżniała się wśród rówieśniczek, była szybka, sprawna, doskonale radziła sobie nie tylko na nartach, także w biegach przełajowych, grała w reprezentacji szkoły w piłce nożnej, w piłce ręcznej, dobra była w tenisie stołowym. Była takim sportowym omnibusem. Już w 6 klasie zdobyła swój pierwszy medal w mistrzostwach Polski UKS-ów rozgrywanych na Długiej Polanie. Do końca szkoły podstawowej reprezentowała nasz klub SKS Osieczany - mówi Gubała.

Potem Jaśkowiec poszła do gimnazjum w Wiśniowej i tutaj dostała się pod opiekę nieżyjącego już dzisiaj trenera Kazimierza Bubuli. - Sylwia była bardzo pracowita, zawsze coś od siebie jeszcze dokładała. Czyniła błyskawiczne postępy, w 3 klasie gimnazjum w ogólnopolskiej spartakiadzie młodzieży na Butorowym Wierchu wygrywała ze starszymi dziewczynami, zdobyła trzy złote i srebrny medal w sztafecie i w nagrodę pojechał na mistrzostwa świata juniorów do Schonach.

Potem szkoła ufundowała jej stypendium w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Wiśle. A po maturze Sylwia zaczęła studia na AWF w Katowicach - wspomina Irena Bubula, która wspólnie z mężem trenowała dzieci w Wiśniowej.

Kariera Jaśkowiec nabrała rozpędu. W 2008 roku w Libercu zdobyła swoje pierwsze punkty w Pucharze Świata. W 2009 roku z Praz de Lys-Sommand z młodzieżowych mistrzostw świata przywiozła dwa złote krążki w biegach indywidualnych.

- Mamy młodą biegaczkę, która rokuje duże nadzieje. Sylwia może być mocnym punktem naszej reprezentacji, wspomóc na trasach Justynę Kowalczyk - mówił wtedy prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner. Z mistrzostw świata w Libercu (2009) i z igrzysk w Vancouver (2010) wracała jednak z niedosytem, najwyżej była na 6. miejscu z koleżankami w sztafecie.

Potem był fatalny dzień 31 lipca 2010 roku. Jaśkowiec wybrała się na trening na nartorolkach w Osieczanach. Na stromym zjeździe pod Zasaniem, aby uniknąć zderzenia z autobusem zjechała do rowu i uderzyła w betonowy słup. Potrzebna była 4-godzinna operacja uszkodzonego barku i łokcia. Dwa sezony miała praktycznie z głowy.

- Miałam cały czas pod górkę. Nie mogłam trenować na pełnych obrotach, trzeba było modyfikować zwłaszcza ćwiczenia siłowe. Nie miałam jednak złych myśli. Powiem przewrotnie - miałam nadzieję, że kontuzja mnie wzmocni, nie myślałam jednak, że czekać mnie będzie aż tak długi okres rehabilitacji. Ale teraz na szczęście ze zdrowiem jest już wszystko w porządku, ramię jest zagojone, silne - mówi Jaśkowiec.

Rok przed igrzyskami w Soczi nowym terenem kadry kobiet został Słowak Ivan Hudać, który postanowił: - Sylwia jest urodzona do sprintu, ma świetną technikę, do tego spryt. I szybko przyszły pierwsze wyniki. Podczas ubiegłorocznego Tour de Ski Jaśkowiec eksplodowała formą w Oberhofie, podczas prologu zajęła trzecie miejsce, potem była czwarta lokata w zawodach o Puchar Świata w Szklarskiej Porębie. Z nadziejami na dobry wynik jechała na igrzyska w Soczi. Ale w swojej koronnej konkurencji w sprincie miała upadek w kwalifikacjach i szanse na dobry wynik przepadły.

Przed tym sezonem rozpoczęła współpracę z teamem Justyny Kowalczyk. - To była moja inicjatywa. Wynikało to z faktu, że po sezonie przestał z naszą grupą pracować słowacki trener Ivan Hudać. Zwróciłam się więc do Justyny. W pierwszej chwili pomysł wydawał się abstrakcyjny, ale spotkałam się z otwartą postawą Justyny oraz trenera i zostałam przyjęta do drużyny Dokonał się pewien przełom, ponieważ team Justyny otworzył się na nową twarz w zespole i to kobiecą. Można powiedzieć, że dokonali niemożliwego, bo zdecydowali się na podniesienie żelaznej kurtyny - mówiła przed sezonem Jaśkowiec.
Trenowały niby razem, a jednak osobno. - Każda z nas trenowała indywidualnie. Justyna z Maćkiem Kreczmerem biegali na lodowcu po 3 godziny i dłużej, ja standardowo 2,5 godziny. Brałam pod uwagę wskazówki trenera Aleksandra Wierietielnego. Zmiany w moim treningu są ogromne. Mam jednak spokojne serce, nie boję się tego sezonu - mówiła przed pierwszymi zawodami o Puchar Świata. I w Falun spełniło się jej marzenie, ma swój pierwszy medal w wielkiej imprezie.

Jaśkowiec ma liczne rodzeństwo, dwóch braci i cztery siostry, w wieku od 25 do 40 lat, sama urodziła się jako przedostatnia. - Oglądaliśmy niedzielną transmisję z wypiekami na twarzy, była z nami czwórka dzieci, jedna z córek, Lidia, pojechała dopingować Sylwię do Falun. Gdzieś tam po cichu marzyliśmy o medalu. Sylwia od najmłodszych lat miała smykałkę do sportu, nie istniały dla niej lalki tylko, uganiała się za piłką.

Była tak dobra, że w wieku juniorki o mało co nie trafiła do reprezentacji Polski w piłce nożnej, ale postawiła na narty. Sylwia mieszka u nas w Osieczanach, ma swój nieduży pokoik, ale wszystkie trofea nie mieszczą się w nim, niektóre stoją w kuchni. Ten medal jest nagrodą za wielkie wyrzeczenia, za koszmar jaki przeszła po złamaniu obojczyka. Nie załamała się, podziwiam jej hart ducha, samozaparcie - powiedziała nam Zofia Jaśkowiec,
mama Sylwii.

Jaśkowiec kocha biegi i Himalaje. - W Himalajach byłam dwukrotnie z ekipą AWF Katowice - wspomina Sylwia. - Pierwsza wyprawa odbyła się z inicjatywy uczczenia 20. rocznicy śmierci Jerzego Kukuczki pod Lothse. Podczas drugiego pobytu zdobywałam szczytu Island Peak 6200 m oraz uczestniczyłam w Hillary Everest Marathon.

Ustanowiłam rekord trasy w kategorii zawodników zagranicznych. Z miejscowymi szerpami nie można się równać, to niezwykłe jak oni biegają po trasie pełnej kamieni. Nie podchodziłam do tego jak do rywalizacji sportowej, chodziło o sprawdzenie organizmu i przeżycie nowych doświadczeń. Momentami brakowało tlenu, płuca piekły, nogi były jak z waty. Himalaje oprócz aspektu sportowego były dla mnie również mozaiką przeżyć duchowych - tak mówiła Jaśkowiec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski