Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To były czystki etniczne. Tragiczny los deportowanych Polaków

Włodzimierz Knap
W pierwszej turze deportacji na wschód NKWD wywiozło 140 tys. Polaków
W pierwszej turze deportacji na wschód NKWD wywiozło 140 tys. Polaków FOT. ARCHIWUM
Luty 1940. Zaczęły się deportacje Polaków na Syberię i kazachskie stepy. Do czerwca 1941 wywózki przeprowadzono jeszcze trzykrotnie. Celem Stalina i jego dworu było pozbycie się Polskich elit na kresach.

Deportacje były czystkami etnicznymi przeprowadzanymi przez władze Związku Sowieckiego na Polakach mieszkających na Kresach– przekonuje Aleksandra Szemioth, która 13 kwietnia 1940 r., jako kilkuletnia dziewczynka, została wywieziona na step kazachski wraz z matką i trzema siotrami. Po Polski wróciły w 1946 r.

– Warunki życia były tak prymitywne, że trudno je zrozumieć komuś, kto ich nie doświadczył –wspomina. Cechą wspólną wspomnień Polaków wywiezionych w głąb ZSRR jest to, że przedstawiają obraz prawdziwej apokalipsy.

Deportacje były wpisane w mechanizm funkcjonowania systemu komunistycznego. Rządzący traktowali je jako instrument rozwiązywania problemów politycznych i społecznych. Chodziło im również o niszczenie więzi społecznych i potencjalnego oporu.

Wysiedlenie polskich elit, zarówno wojskowych, jak i cywilnych, miało na celu usunięcie znaczącej grupy społecznej, która mogła stanąć na przeszkodzie sowietyzacji zagarniętych terenów i być oparciem dla polskiego ruchu oporu. Można przypuszczać, że była to też zemsta Stalina za dotkliwą dla Sowietów klęskę 1920 r. Wysiedlenia zaczął od osadników wojskowych, czyli żołnierzy, którzy dali mu wówczas łupnia.

Polacy byli jedną z liczniejszych grup objętych masowymi represjami ze strony Stalina po 17 września 1939 r. Historycy oceniają, że poddano im od 600 tys. do 2 mln Polaków. Wśród nich wysiedleni stanowili od 320 do 1 mln osób.

***

Przychodzili nocą. Łomotali w drzwi. Nikt się ich nie spodziewał. Kazali się pakować. Dawali na to zwykle od 30 minut do godziny. Można było zabrać najwyżej 500 kg z całego dobytku.

Zwykle ekipa składała się z dwóch funkcjonariuszy NKWD, którym towarzyszyli żołnierze sowieccy z karabinami, na jakich osadzone były bagnety. Domy Polaków wskazywał z reguły przedstawiciel miejscowej mniejszości. Niekiedy, jak można przeczytać we wspomnieniach deportowanych, ludzkimi odruchami wykazywali się żołnierze, którzy szeptem radzili matkom, co zabrać.

Wywożono z reguły całe rodziny. Ładowano na sanie i wieziono na stację kolejową. Tam wpakowywano do wagonów towarowych. A zima wówczas była niezwykle sroga. – W sadach pękały drzewa – wspomina Aleksandra Szemioth, prezes oddziału krakowskiego Związku Sybiraków i przewodnicząca Komisji Historycznej. Sama została wywieziona z matką i trzema siostrami jako mała dziewczynka w następnej deportacji, dwa miesiące później.

Historycy podają, że w lutym 1940 r. temperatura spadała nawet do minus 40 stopni Celsjusza. Nie wszyscy rodzice potrafili poradzić sobie z grozą sytuacji. Zdarzało się, że ojcowie w ciągu kilku chwil zupełnie siwieli, załamywali się nerwowo. Z zachowanych relacji wynika, że kobiety były zwykle silniejsze psychicznie.

Funkcjonariusze NKWD co kilka godzin zdawali Berii meldunki z akcji. – Lektura tych dokumentów jest wstrząsająca – podkreśla Anna Dzienkiewicz, wieloletnia redaktorka serii „Indeks represjonowanych” w Oś-rod­ku KARTA. – Sowieci często w sposób brutalny dopytywali się deportowanych o brakujących członków rodziny. Znane są też przypadki ludzkiego traktowania wysiedlanych przez funkcjonariuszy. Czasem na skutek wywózki bliscy sobie ludzie zostawali rozdzieleni.

W politbiurze

Decyzję o każdej deportacji podejmowały najwyższe władze ZSRR. Urzędnicy i funkcjonariusze niższej rangi uchwalali następnie coraz bardziej szczegółowe postanowienia i dyrektywy. 10 października 1939 r. szef NKWD, ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ławrientij Beria wydał dyrektywę dla komisarzy ludowych spraw wewnętrznych białoruskiej i ukraińskiej republiki sowieckiej: Iwana Sierowa i Ławrientija Canawy.

Dotyczyła postępowania wobec osadników, których władze uznawały za wrogów ustroju sowieckiego. Projekt wysiedlenia osadników przedstawił Beria w piśmie z 2 grudnia 1939 r. skierowanym do Stalina. 5 grudnia 1939 r. została podjęta uchwała Rady Komisarzy Ludowych ZSRR nr 2010– 558ss w sprawie wysiedlenia osadników z zachodnich obwodów ukraińskiej i białoruskiej republiki sowieckiej, a 2 marca 1940 r. uchwała o kolejnych deportacjach, które nastąpiły w kwietniu i czerwcu tego samego roku.

Pierwsza deportacja

– Sowieci po mistrzowsku organizowali wywózki Polaków w głąb Związku Sowieckiego. Wszystko mieli przemyślane – ocenia Aleksandra Szemioth.

– Nieprzypadkowo na ofiary pierwszej, najstraszliwszej w skutkach deportacji, wybrano ludzi, którzy posiadali broń lub potrafili się nią posługiwać, a niektórzy z nich dali się wcześniej mocno we znaki sowieckiej Rosji. Ostrze represji zostało bowiem skierowane na osadników wojskowych.

Kim byli? – Żołnierzami walczącymi w wojnie z bolszewikami w 1920 r. – przypomina Aleksandra Szemioth. – Decyzją Józefa Piłsudskiego nadano im do 40 ha ziemi na słabo zaludnionych terenach kresowych. Tam tworzyli osady i byli porządnymi gospodarzami.

Drugą grupą wysiedlonych w lutym 1940 r. stanowili leśnicy oraz przedstawiciele różnych profesji mundurowych, począwszy od kolejarzy, a także członkowie młodzieżowych formacji paramilitarnych. Zdarzało się, że takich chłopców wywożono bez ich rodzin.

Anna Dzienkiewicz zwraca uwagę, że deportacje były starannie przygotowywane. Spisy osób podlegających lutowej wywózce zostały sporządzone przed końcem stycznia 1940 r. na mocy dyrektywy NKWD (nr 5648/B) podpisanej przez Berię 19 grudnia 1939 r. Do 5 stycznia 1940 r. opracowano dokładną ewidencję wszystkich osadników i członków ich rodzin.

We wszystkich obwodach przed operacją wywożenia rodzin sformowano trzyosobowe grupy operacyjne (trójki NKWD), które miały bezpośrednio wysiedlać rodziny osadników i leśników i konwojować je. Grupami operacyjnymi dowodzili funkcjonariusze operacyjni NKWD i milicji. Każdej grupie przydzielano do pomocy od dwóch do czterech „aktywistów wiejskich”, którzy mieli przejmować i zabezpieczać mienie wysiedlanych rodzin.

Jedni badacze twierdzą, że pierwsza deportacja objęła 141 tys. osób, inni – że 320 tys. Wśród wywożonych w lutym 1940 r. przeważali Polacy. Stanowili ok. 70 proc. zesłanych. Pozostałe 30 proc. stanowiła ludność narodowości białoruskiej i ukraińskiej.

W nocy z 9 na 10 lutego 1940 r. Polacy rozpoczęli swoją wędrówkę na północ ZSRR, pod koło podbiegunowe. Jechali w zimnych drewnianych, zaryglowanych od zewnątrz wagonach. Małe okienko było w nich zabite deskami.

Za toaletę wystarczyć musiała dziura wycięta w podłodze wagonu. Zimno zabijało zwłaszcza dzieci i osoby starsze.

– Zmarłych rzucano w śnieg. Barbarzyństwo sowieckie nie ma granic – mówi Aleksandra Szemioth. Podkreśla natomiast heroizm polskich kobiet, matek, które jak mogły, kosztem własnego życia i zdrowia, chroniły dzieci przed chłodem i głodem.
Na granicy ze Związkiem Sowieckim następowała przesiadka wynikająca z faktu, że różnej szerokości były tory w Polsce i w ZSRR. – Pamiętam, że na granicy między wagonami obu pociągów położono deski, przez które kazano nam przechodzić, popędzając przy tym, klnąc, krzycząc. Byłam przerażona, bałam się, że spadnę – wydobywa z pamięci wspomnienia z 13 kwietnia 1940 r. Aleksandra Szemioth.

Pierwsza deportacja całkowicie zaskoczyła Polaków. Wywiezieni trafili do miejsc w tajdze, gdzie stały drewniane baraki, wybudowane przez poprzednich zesłańców, którymi byli głównie Ukraińcy ukarani za sprzeciw przeciw kolektywizacji. Baraki były pełne wygłodniałych pluskiew, które rzucały się na zesłańców.

Już następnego dnia po przybyciu trzeba było stawić się do pracy. Pracować musieli wszyscy, którzy ukończyli 14. rok życia. Praca była strasznie ciężka, bo głównie przy wyrębie lasu. Drzewa ścinano piłami ręcznymi. Kiedy ustąpił śnieg, oczom zesłańców ukazały się sporej wysokości kikuty wyrąbanych drzew.

Jedzenie było marne. 500–600 gramów chleba przysługiwało tym, którzy pracowali, pozostali musieli zadowolić się 300-gramową porcją. Bywała też lurowata zupa. – To była jednak teoria. Pełny posiłek mogli jeść tylko ci, którzy wykonali normę dzienną. Jeśli się to nie udało, wtedy racje żywności obniżano. Kto zaś jadł niewiele, nie miał szans na wyrobienie normy. W efekcie śmiertelność wśród zesłańców była wysoka – mówi Aleksandra Szemioth.

Pierwsi deportowani mieli status „specpieriesieliency – osadniki”. Najgorszy z możliwych. W praktyce oznaczało to, że cały czas byli pilnowani przez strażników NKWD. Tragicznie złe warunki klimatyczne, nieustający głód i praca ponad siły przy wyrębie lasów sprawiały, że śmiertelność była duża.

Druga deportacja

Drugą deportację przeprowadzono 13 kwietnia 1940 r. Polscy historycy emigracyjni podają, że wywieziono wówczas 320 tys. Dziś większość badaczy twierdzi, powołując się na dokumentacje wytworzone przez NKWD oraz sowieckie wojska konwojowe, że
61 tys. Wywieziono przede wszystkim kobiety i dzieci (około 80 proc. całej deportacji). Mężczyźni albo byli wówczas na wojnie, albo przebywali w więzieniach sowieckich.

Wysiedleniu podlegały rodziny tzw. wrogów ustroju, m.in urzędników państwowych, wojskowych, policjantów, przemysłowców i bankierów. Deportowano także rodziny polskich oficerów – jeńców wojennych, którzy przebywali w obozach w Ostaszkowie, Starobielsku i Kozielsku. Mniej więcej w tym samym czasie polscy oficerowie ginęli od kuli w głowę, a ich rodziny wywożono.

Transporty wywożonych 13 kwietnia trafiały głównie do północnego Kazachstanu. Przyznano im inną kategorię: przesiedleńców. Gdy pociągi zatrzymywały się na ostatniej stacji, dalej wieziono ich w step.

– Przywieziono nas do nowo po­wstałej osady przy dużym sowchozie. Ulokowano w okrągłym baraku o przeszło 20-metrowej średnicy, przykrytego darnią. W takich warunkach mieszkaliśmy do początku października. Wtedy w północnym Kazachstanie zaczynała się zima – wspomina Aleksandra Szemioth.

Kierownictwo sowchozu zgodziło się, by polskie rodziny wybudowały sobie własne domy, które były półziemiankami. Budowano je z darni, która była zbita niemal na kamień. Kiedy jednak na wiosnę przychodziły deszcze, a były ulewne, darń przemakała, a ziemia ściekała do wewnątrz.

– Warunki życia były tak prymitywne, że trudno je zrozumieć komuś, kto ich nie doświadczył. Ciągły głód, brak pieniędzy... – mówi Aleksandra Szemioth.

Trzecia deportacja

Obywała się od maja do lipca 1940 r. Charakteryzowała się tym, że cztery piąte wywiezionych stanowili Polacy narodowości żydowskiej, którzy na Kresy przybyli z centralnej i zachodniej Polski, w tym z Krakowa, uciekając przed Niemcami. Zostali wywiezieni m.in. do autonomicznych republik sowieckich: Jakuckiej, Komi, Ałtajskiego i Krasnojarskiego Kraju. Jedni badacze twierdzą, że było ich 80 tys., inni – że 240 tys.

Czwarta deportacja

W maju i czerwcu 1941 r. odbyła się czwarta deportacja. Kiedy kończyła się, rozpoczęła się wojna Hitlera ze Stalinem. Oprócz obywateli polskich objęła mieszkańców sowieckich republik: mołdawskiej, litewskiej, łotewskiej i estońskiej, a także mieszkańców zachodnich obwodów Ukrainy i Białorusi.

W czasie czwartej wywózki na wschód pojechała głównie ludność ze środowisk inteligenckich, rodzin kolejarskich, wykwalifikowanych robotników oraz rzemieślników. Deportowanym określono czas trwania zsyłki na 20 lat. Rozmieszczeni zostali głównie w Kraju Ałtajskim oraz w Kraju Krasnojarskim.

Wtedy też w czasie ewakuacji więzień Sowieci dokonywali masowych egzekucji. Więźniów zabijano również w czasie konwojowania. Rozstrzelano wtedy co najmniej 10 tys. osób.

Liczba deportowanych

Według historyków emigracyjnych w głąb ZSRR w latach 1940–1941 zostało wywiezionych od 800 tys. do 1 mln Polaków. Po otwarciu archiwów sowieckich okazało się, że wszystkie cztery deportacje pochłonęły 320 tys. osób.

– Jak mogło tylko tylu Polaków zostać wywiezionych, skoro do kraju po wojnie wróciło około 400 tys. zesłańców? – argumentuje Aleksandra Szemioth.

Włodzimierz Knap, dziennikarz

Książki

„Tak było... Sybiracy”.
To jest seria. Dotychczas ukazało się 14 tomów „Tak było... Sybiracy”. W każdym jest po kilka relacji osób, które deportowano w głąb Związku Sowieckiego. W sumie na razie ukazały się 54 wspomnienia. Książki wydaje krakowski oddział Związku Sybiraków. On też wydaje inną serię: Materiały Źródłowe do dziejów sybirackich, które znajdują się w zbiorach Komisji Historycznej Krakowskiego Oddziału Związku Sybiraków.

„My deportowani. Wspomnienia Polaków z więzień, łagrów i zsyłek w ZSRR”.
Książka zawiera fragmenty wspaniałych pamiętników i wspomnień Józefa Czapskiego („Na nieludzkiej ziemi”), Wacława Grubińskiego („Między młotem a sierpem”), Gustawa Herlinga-Grudzińskiego („Inny świat”), Anatola Krakowieckiego („Książka o Kołymie”), Beaty Obertyńskiej („W domu niewoli”), Jana Umiastowskigo („Przez kraj niewoli”). Oczywiście, że lepiej jest sięgnąć po każdą z tych książek z osobna, lecz i ten wybór wart jest lektury. Wydawnictwo „Alfa”.

Aleksander Srebrakowski, Grzegorz Hryciuk, Stanisław Ciesielski, „Masowe deportacje ludności w Związku Radzieckim”.
Książka stanowi próbę całościowego przedstawienia zjawiska deportacji, które dotknęło w sumie kilka milionów ludzi. Obok rozbudowanego systemu obozów pracy deportacje stały się symbolem represyjności państwa sowieckiego. Autorzy sięgnęli po szeroki zestaw źródeł. Wykorzystali też literaturę rosyjską, polską, ukraińską, litewską oraz kilku krajów zachodniej Europy. Wydawnictwo Adam Marszałek.

„II wojna światowa”.
Praca jest zbiorem esejów znawców tego okresu. Wśród nich ciekawie na temat okupacji sowieckiej, w tym deportacji, pisze krakowski historyk prof. Grzegorz Mazur. Bellona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: To były czystki etniczne. Tragiczny los deportowanych Polaków - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski