Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sowy, jeże, mewy, łabędzie mają wreszcie swoje pogotowie ratunkowe [WIDEO]

Anna Agaciak
Sowy uszate to jeden z wielu gatunków ptaków, które trafiają do fundacji
Sowy uszate to jeden z wielu gatunków ptaków, które trafiają do fundacji Fot. Archiwum Dzika Klinika
Ludzie i zwierzęta. „Dzika Klinika”, pierwsza w Małopolsce fundacja zajmująca się dzikimi zwierzętami – składa połamane skrzydła, podaje kroplówki, karmi, daje schronienie na zimę i czasami zastępuje mamę. Pomaga też ptakom złapanym przez kłusowników.

Małe mieszkanie w wieżowcu na os. Kazimierzowskim w Krakowie. W korytarzu pochrapuje stary pies. W pokoju gruchają gołębie, podskakuje sójka, pohukuje sowa, ćwiczą skrzydła jaskółki, usiłują spać jeże i nie­toperze.

W sumie w klatkach i skrzynkach przebywa tu około stu pokiereszowanych pacjentów: ptaków i ssaków, gatunków będących pod ochroną. Większość tych nieboraków to młode osobniki, które nie poradziły sobie w zderzeniu z naszą cywilizacją.

Wykluły się z jaj zbyt późno i nie nadążyły za rodzicami odlatującymi do ciepłych krajów albo zostały potrącone przez samochód, zderzyły się z ekranami akustycznymi, czy zostały poszarpane przez psy.

Jeszcze kilka lat temu ranne dzikie zwierzęta były skazane na śmierć. Ludzie, znajdując połamane lub osłabione ptaki czy nietoperze, byli bezradni. Mogli najwyżej szukać weterynarza gotowego podjąć się wyleczenia dzikiego zwierzaka.

Klinika i pogotowie

Dziś pokiereszowany drobiazg ma w Krakowie swoją „Dziką Klinikę”, która od 1 stycznia na zlecenie Urzędu Miasta Krakowa pełni obowiązki całodobowego pogotowia ds. zwierząt chronionych. Tutaj mają szansę na powrót do zdrowia.

Joanna Wójcik, szefowa „Dzikiej Kliniki” ratuje poturbowane zwierzeta od 8 lat. Dwa lata temu postanowiła założyć fundację. – Początkowo pracy nie było dużo, pomagałam kilkunastu osobnikom, teraz gdy o fundacji zrobiło się głośniej, pacjentów lawinowo przybywa – opowiada pani Joasia.

– W 2014 roku przewinęło się przez klinikę prawie 1000 sztuk osobników różnych gatunków. Trzeba pilnie szukać miejsca na ośrodek rehabilitacji dla dzikich zwierząt. Chcemy, aby docelowo „Dzika Klinika” stała się pierwszą w Małopolsce profesjonalną placówką, gdzie dochodzą do siebie nie tylko małe dzikie zwierzaki, ale także duże. Od sikorki po łosia.

Do tego jednak potrzeba domu z ogrodem, najlepiej pod lasem, z wieloma wolierami. Takie ośrodki działają w każdym województwie. – My ciągle musimy podleczone, większe zwierzęta kierować na rehabilitację do Leśnego Pogotowia w Miko­łowie. Taka placówka jest potrzebna także pod Krakowem. Byłoby to miejsce pracy co najmniej dla kilku osób. Na dłuższą metę klinika w jednym pokoju w bloku się nie sprawdzi – zauważa młoda kobieta.

Aktualnie fundację tworzy trzech pracowników, pomagających przy zwierzętach, i kilka wolontariuszek.

Ptaki i ssaki

Choć mamy zimę i teoretycznie pracy w fundacji powinno być mniej (najwięcej jest w okresie lęgowym), nie ma dnia, aby pracownicy nie musieli jechać na zgłoszoną interwencję.

– Właśnie poproszono nas o ratunek dla łabędzia, który wylądował na placu budowy, na dachu jakiegoś zabudowania i mocno sie poturbował – mówi Joanna Wójcik. Prawdopodobnie ptak pomylił lśniące zadaszenie z taflą wody. To już piąty łabędź w ciągu kilku tygodni. Od razu trafił do zaprzyjaźnionej lecznicy „Salamandra”, która specjalizuje się w leczeniu nietypowych gatunków zwierzat. A kolejny łabędź przyjechał właśnie z Trzebini, połknął haczyk z żyłką i czeka go operacja.

Kilkanaście dni temu jeden z wykurowanych łabędzi, którego ratownicy nazwali Lucjanem, wrócił na wolność. Zdrowe ptaszysko z radością okrążyło Wawel i wylądowało w stadzie swych pobratymców. Ponieważ miał obrączkę, ornitolodzy mogli kontrolować jego losy. Świetnie sobie radzi. Kilka dni później obserwowano go pod Skawiną.

Na os. Kazimierzowskim dochodzą do siebie także trzy mewy z uszkodzonymi skrzydłami, dwie pokiereszowane sowy, trzy nietoperze i wiele gołębi, jest też 30 jeży, a w kojcach zewnętrznych u wolontariuszki ze Skawiny kolejnych 20.

Część z nich hibernuje, część nie ma zamiaru. Nie chcą iść spać, choć o tej porze roku to właśnie robić powinny. W kojcach są jeże wyleczone, pozszywane, nie trzeba im już podawać leków. Nabierają jedynie sił, aby wrócić na wolność.

W kojcu przypominają sobie, jak pachnie trawa i co w niej piszczy. Zresztą uczą się tu samodzielności. Pokarm muszą sobie samodzielnie upolować, znaleźć żywe robaki ukryte przez opiekunów czy rozbić jajko. Ćwiczą też mięśnie po długiej „hospitalizacji” w blokowej skrzynce.

– Gdy widzimy, że nasi podopieczni już sobie radzą, zwracamy im wolność – mówi pani Joasia. – Staramy się znajdować im bezpieczne wiejsko-łąkowe siedlisko, z dala od asfaltowych dróg, ale w pobliżu granic Krakowa.

Pacjentami fundacji są przeważnie osobniki, które przyszły na świat w 2014 roku, i nie do końca radzą sobie z pierwszą zimą. – Młode drapieżne ptaki nie umieją zapolować na ofiary, które kryją się pod pokrywą śnieżną. Idą więc na łatwiznę i żerują na padlinie przy drogach. Często same przy tym ulegają potrąceniu. Dorosłe drapieżniki nam się w takim stanie raczej nie trafiają – opowiada szefowa fundacji.

Praca 24 godziny na dobę

Doba pani Joasi kończy się o świcie, a zaczyna w południe. Do jej zadań należy opieka nad pacjentami i rozdzielanie pracy pomocnikom. Podaje kroplówki, udziela pierwszej pomocy, przyjmuje zgłoszenia, wyjeżdża na interwencje, przyjmuje ranne zwierzęta.

Wiele z nich trzeba rehabilitować. W nocy zajmuje się zwierzakami aktywnymi o tej właśnie porze. Trzeba też zadbać o pracę papierkową. Rozliczać faktury. Odpocząć teoretycznie można rano. Ale telefony dzwonią już od godz. 8. Wtedy też pojawiają się w jej mieszkaniu pracownicy. Sprzątają klatki, podają pokarm, piorą kocyki. Ta praca nigdy się nie kończy. Dzięki temu w klinice lśni.

Nowo przyjęty zwierzak po opatrzeniu przez panią Joasię jedzie do lecznicy weterynaryjnej, gdzie zajmują się nim lekarze. Gdy oni udzielą pomocy, małe zwierzęta wracają do fundacji i już do jej pracowników należy wykonywanie zaleceń lekarskich.

– Zasadą w klinice jest, aby pomagać tym zwierzakom, które rokują pełny powrót do zdrowia. Leczenie kosztuje sporo, a pieniądze do ubiegłego roku fundacja zdobywała od miłośników zwierząt. Ciągle było ich za mało. Cieszę się, że od tego roku wspomoże nas miasto – mówi Joanna Wójcik.

Pomoc i edukacja

Joanna Wójcik przyznaje, że czasami spotyka się z krytyką, że niepotrzebnie ratuje słabsze genetycznie osobniki, które w naturze są eliminowane.

– Jako biolog jestem świadoma, że natura rządzi się swoimi prawami i eliminuje osobniki słabsze – mówi. – Ale z drugiej strony zwierzęta, które do mnie trafiają, to osobniki, które „zderzyły się” z cywilizacją. Potrącane przez auta, rozbite o linie energetyczne, szyby, ekrany akustyczne, czy pogryzione przez psy albo koty. Cywilizacja wkroczyła w ich środowisko. W tym kontekście nasza rola jest bardzo istotna.

Te zwierzęta nie miały czasu ewolucyjnego, aby przystosować się do zmian, jakie wprowadził człowiek. Jeż będzie reagował zwinięciem się w kulkę na zbliżający się samochód. On nie wie, że to huczące, zbliżające się światło, to koło, które go rozjedzie. Powinien uciekać. Może za 1000 lat ewolucyjnie się tego nauczy. Dziś nie ma szans.

Zadaniem fundacji jest także edukacja ekologiczna społeczeństwa. Zwiększa się ona dzięki świadomości mieszkańców, którzy zwracają uwagę na dzikie zwierzęta potrzebujące pomocy.

Klinika chce w tym roku wyjść z edukacją jeszcze szerzej. W lecznicach weterynaryjnych i sklepach zoologicznych pojawią się broszury ostrzegające, aby nie zabierać podlotów (opierzonych piskląt które „wypadły” z gniazda), jak udzielać pierwszej pomocy i gdzie szukać pogotowia dla dzikich zwierząt. Będzie też informacja w telewizji komunikacji miejskiej. W lecznicach znajdziemy puszki, do których można wrzucić datki na budowę ośrodka rehabilitacji dla dzikich zwierząt.

Ponieważ fundacja chce zmienić się w duży ośrodek, potrzebuje poważnego sponsora. Prosi też o przekazanie 1 proc. podatku na ratowanie dzikich zwierząt. Ponieważ dopiero od listopada fundacja będzie organizacją pożytku publicznego, jeszcze musi korzystać z uprzejmości Towarzystwa na rzecz Ochrony Przyrody. Chcąc wesprzeć „Dziką Klinikę”, wystarczy wpisać do PIT – KRS Towarzystwa na rzecz Ochrony Przyrody, tj. KRS 0000047970 , a w rubryce „Cel szczegółowy 1%” – DZIKA KLINIKA. Dzięki takiej pomocy w roku 2014 udało się uzbierać z 1 procenta 5850 zł.

Urząd Miasta Krakowa przypomina też, że w okresie od 1 stycznia 2015 do 21 grudnia 2015 r. obowiązki całodobowego pogotowia interwencyjnego d.s. zwierząt łownych pełni firma Kaban.

Interwencje, zarówno dotyczące zwierząt łownych jak i zwierząt podlegających ochronie gatunkowej, można zgłaszać całodobowo za pośrednictwem numerów alarmowych: Straży Miejskiej Miasta Krakowa, Komendy Miejskiej Policji w Krakowie, Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej a w godzinach pracy również za pośrednictwem Wydziału Kształtowania Środowiska UMK tel. 12-616-88-93.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski