Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śledczy nie odpuszczą lekarzom. Tropią śmiertelne wpadki

Paweł Szeliga
Limanowski szpital jest jedyną taką placówką w powiecie zamieszkanym przez 127 tys. osób. Każdy może być potencjalnym pacjentem lecznicy, która od lat nie schodzi z czołówek gazet
Limanowski szpital jest jedyną taką placówką w powiecie zamieszkanym przez 127 tys. osób. Każdy może być potencjalnym pacjentem lecznicy, która od lat nie schodzi z czołówek gazet Fot. Bożena Wojtas
Limanowa. Matka traci bliźniaki, biegli stwierdzają rażące błędy lekarzy! Anestezjolodzy uciekają z dyżuru! Szpital zaczyna budzić grozę.

Pięć śledztw w sprawie narażenia pacjentów na śmierć prowadzą obecnie prokuratury w Limanowej, Nowym Sączu, Zakopanem i Nowym Targu. Limanowski szpital wciąż trafia na czołówki gazet, a obraz tego, co w nim się dzieje jest szokujący.

O lecznicy zrobiło się głośno w czerwcu 2012 r., gdy zgłosiła się tam 23-letnia kobieta w bliźniaczej ciąży. W siódmym miesiącu odeszły jej wody płodowe. Całą noc czekała na cesarskie cięcie, czując jak jej dzieci się duszą. Gdy zabieg wykonano były martwe.

Oskarżeni lekarze

- Pół wieku temu mój brat przyszedł na świat w szóstym miesiącu ciąży i wyrósł na silnego mężczyznę - mówiła "dziennikowi" zrozpaczona matka 23-latki. - Teraz moja córka traci swoje dzieci w szpitalu, wyposażonym w nowoczesną aparaturę. Nie mogę się z tym pogodzić.

Sądecka prokuratura oskarżyła ówczesnego ordynatora oddziału ginekologii i położnictwa o narażenie matki i płodu na utratę życia, za co grozi do roku więzienia. Na pięć lat może trafić za kratki lekarka dyżurna, której zarzucono doprowadzenie dzieci do śmierci.

Biegli nie mieli wątpliwości, że medycy dopuścili się rażących błędów. Mimo to dwaj z nich- ordynator i zastępca, nadal pracują na oddziale. Zamienili się tylko funkcjami. Dyrektor szpitala Marcin Radzięta nie widzi w tym nic złego. Powołuje się na obowiązujący w prawie zapis o domniemaniu niewinności. - Zdarza, że zarzuty prokuratorskie nie utrzymują się w sądzie - tłumaczy Radzięta.

Mimo to śledczy nie odpuszczają szpitalowi

Badają też m.in. sprawę 23-latka, który w maju 2012 r. spadł z rusztowania. Miesiąc leczono go na intensywnej terapii. Zmarł na niedotlenienie mózgu cztery dni po przeniesieniu na oddział chirurgii urazowej.

Szpital wrócił na czołówki gazet, gdy w lutym 2013 r. w toalecie oddziału wewnętrznego znaleziono 38-letniego pacjenta, leżącego w kałuży krwi. Cierpiał na ostry ból brzucha, którego przyczyn nie ustalono. Odesłano go do domu, skąd wrócił w jeszcze gorszym stanie. Zmarł w wyniku krwotoku wewnętrznego.

Zmarł odesłany do domu bez diagnozy

Mimo tych wpadek, nie udało się uniknąć kolejnej tragedii. 23 kwietnia 2013 r. w ośrodku zdrowia w Laskowej zmarł 41-letni ojciec pięciorga dzieci. Szukał tam pomocy, ponieważ nie znalazł jej w szpitalu. Dwukrotnie odsyłano go z SOR, choć chorego na sygnale dowoziła karetka. Mężczyzna cierpiał na ból w klatce piersiowej, zlewał się potem, tracił świadomość. Okazało się, że miał tętniaka rozwarstwiającego aorty.

ie wykryto go, gdyż w szpitalu zrobiono tylko podstawowe badania. Lekarzem, który odesłał 41-latka do domu był Robert K., internista z 20-letnim stażem. Okazało się, że miał na koncie podobną wpadkę. W 2009 r., dyżurując w tarnowskim SOR nie zbadał 80-latka, uskarżającego się na ból brzucha. Gdy pacjent zmarł, sfałszował dokumentację. Napisał, że zdiagnozował chorego i podał mu leki, choć tego nie zrobił.

Po wyroku nadal pracował w szpitalu

W lutym 2009 r. tarnowski sąd skazał za to medyka na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Mimo to podjął pracę w Limanowej, zatajając wyrok przed dyrekcją. Choć w lutym 2011 r. wyrok się uprawomocnił, do kwietnia nadal pracował w szpitalu.

Za niezastosowanie się do wyroku sąd skazał go na cztery miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata. - Opinie biegłych, dotyczące diagnozowania 41-letniego pacjenta nie dają podstaw do postawienia zarzutu - mówi Zbigniew Gabryś, rzecznik nowotarskiej prokuratury, badającej tę sprawę. Nie wyklucza, że zostanie umorzona.

Cierpliwość dyrektora szpitala została wystawiona na najpoważniejszą próbę po skandalu na oddziale intensywnej terapii. Przed świętami zmarła tam 78-latka, przywieziona do szpitala ze złamaniem podstawy czaszki. Ordynator oddziału i lekarz anestezjolog zeszli z dyżuru w środku nocy, gdy rodzina zmarłej wezwała policję.

Podejrzewała, że medycy byli pijani. Ordynator ulotnił się tylnymi drzwiami. Rodzina widziała, że zmierzał do nich na wyprostowanych nogach, jak ktoś, kto za dużo wypił i usiłuje trzymać pion. - Twierdził, że babcia jest w krytycznym stanie, a nie żyła od dwóch godzin - opowiada wnuczka zmarłej Zofia Dąbrowska.

Nie pili, dlaczego więc się ukrywali?

Lekarze ukrywali się przez ponad 30 godzin. Zgłosil i się na policję, gdzie zostali przesłuchani w charakterze świadków. - Zaprzeczyli, by spożywali alkohol - mówi Mirosław Kazana, prokurator rejonowy w Limanowej. - Twierdzili, że zeszli z dyżuru, bo źle się poczuli.

Medykom pobrano krew do badań. Po tak długim czasie wykrycie w niej alkoholu jest jednak niemożliwe. W poniedziałek dyrektor szpitala zwolnił obu lekarzy z pracy.

Ich pracę ocenił w wigilię dr Wojciech Serednicki, konsultant wojewódzki ds. anestezjologii i intensywnej terapii. Na podstawie szczątkowych danych, bo dokumentację przejęła policja ustalił, że błędów nie popełnili. Przypadek konsultowali z neurochirurgami w Krakowie, którzy nie widzieli wskazań do operacji.

- Co innego zejście z dyżuru. Nigdy się z taką sytuacją nie spotkałem - mówi Serednicki.

To media nagłaśniają pojedyncze przypadki. Rozmowa z Janem Puchałą, starostą, któremu podlega szpital.

- Panie starosto, nie bałby się Pan leczyć w limanowskim szpitalu?

- Oczywiście, że nie. Uważam, że to dobra placówka, zatrudniająca świetnych specjalistów. Jej opinię niszczą pojedyncze przypadki, nagłaśniane przez media.

- Takiej kumulacji tragicznych wpadek, jak w Limanowej, nigdzie nie ma.

- Sam się dziwię, skąd się to bierze. Widać nie brakuje u nas "życzliwych", którzy zadbają o to, by nagłośnić każdą tragedię.

- Może to jednak wina złej organizacji pracy czy braków wiedzy lekarzy?

- Dyrektor Marcin Radzięta od początku swojej kadencji wprowadza zmiany w szpitalu. Mimo mizerii finansowej dokooptował dodatkowego lekarza do SOR-u, choć NFZ za to nie płaci. Wzmocnił pomoc w nagłych przypadkach, uruchamiając przyszpitalną przychodnię całodobową. Planuje reorganizację oddziału wewnętrznego. Dlatego prawdopodobnie z oddziału wydzielona zostanie kardiologia, by usprawnić opiekę nad chorymi.

- Czy przeszło Panu przez myśl, że może jednak dyrektor sobie nie radzi?

Można się zastanawiać czy nasze oczekiwania spełnia dyrektor ds. medycznych Mariusz Bobula.

- Oddziałami kierują medycy z prokuratorskimi zarzutami. Mówię o ginekologii i położnictwie, gdzie po aferze ze śmiercią bliźniaków obaj oskarżeni lekarze zamienili się funkcjami.

- Będzie ogłoszony konkurs na ordynatora. Liczę, że nowy ułoży pracę oddziału po swojemu, to znaczy lepiej niż to jest obecnie.

Rozmawiał Paweł Szeliga

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski