Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prywatna miłość Szymborskiej

Urszula Wolak, Łukasz Gazur
Wisława Szymborska i Kornel Filipowicz - para, która skrywała swój związek
Wisława Szymborska i Kornel Filipowicz - para, która skrywała swój związek fot. Ewa Lipska/Fotonova
Kraków. Dotarliśmy do korespondencji Wisławy Szymborskiej i Kornela Filipowicza. Listy są intymne, zabawne i pełne błędów ortograficznych. Nikt ich jeszcze nie publikował.

Połączyło ich uczucie, o którym nigdy nie opowiadali światu. Dziś powiedzielibyśmy, że chronili swoją prywatność. Byli ze sobą 21 lat, ale nigdy nie zamieszkali razem. Poetka Wisława Szymborska i pisarz Kornel Filipowicz stworzyli związek osobliwy, w którym kluczową rolę odgrywało nie tylko zaufanie i zrozumienie, ale także poczucie humoru.

Skąd o tym wiemy, skoro para unikała rozgłosu? Dzięki uprzejmości Fundacji Wisławy Szymborskiej jako pierwsi dotarliśmy do listów miłosnych Szymborskiej i Filipowicza. Noblistka zachowała je wszystkie.

Pierwszy, który pisarz wysłał do poetki, datowany jest 18 kwietnia 1966 r. Korespondencja urywa się w roku 1990, w którym zmarł Filipowicz. Zbiór listów pozostaje pilnie strzeżony w Bibliotece Jagiellońskiej. Fragmenty tej korespondencji przytaczamy dziś w Magazynie Piątek "Dziennika Polskiego".

W ciągu jednego roku wysłali do siebie prawie sto listów. Zdarzało się nawet, że pisali codziennie. O swoich uczuciach i otaczającym ich świecie. Korespondencję tworzą liczne kartki pocztowe z zabawnymi dopiskami (w stylu tak znanych, ironizujących wyklejanek Szymborskiej), zdjęcia małp z krakowskiego zoo i stronice wyrwane z podręczników przyrodniczych, służące Filipowiczowi za papier listowy. Szymborska uważała zresztą, że literat pastwi się w ten sposób nad książkami.

Listy zakochanej pary stanowią fascynującą lekturę, bo oboje byli dalecy od sentymentalnych wyznań w stylu Harlequina. Potrafili mówić o uczuciach w prosty, szlachetny sposób, z ujmującą czułością. Nieraz wchodzili w różne role, stając się reprezentantami arystokracji. Ona była hrabiną Heloizą Lanckorońską, on - hrabią Tulczyńskim. Ton listów wskazuje, że bawili się doskonale nie zważając na szarą rzeczywistość PRL-u. Dla spotęgowania humoru Szymborska pisała z błędami ortograficznymi.

Gdy Filipowicz związał się z Szymborską, był uznanym autorem, okrzykniętym "pisarzem prowincji". Do jego najbardziej znanych dzieł należy "Romans prowincjonalny", wydany w 1960 r. Szymborska została jego partnerką po rozwodzie z Adamem Włodkiem. Spotkali się pod koniec lat sześćdziesiątych. On miał 56 lat, ona była o 10 lat młodsza.

Tu Kornel F. piszący do pewnej uroczej rozwódki

Ich listy dalekie są od oczywistości. Bo Wisława Szymborska i Kornel Filipowicz na kartki papieru przelewali nie tylko swoje uczucia, ale przede wszystkim osobowości i poczucie humoru. Bardzo osobliwe.

To będzie tekst nie o listach, ale o uczuciach.

To będzie tekst nie o korespondencji dwojga ludzi słowa, ale o wyznaniach zakochanych ludzi.

To będzie tekst nie o literackim Noblu, choć jednym z jego bohaterów jest noblistka.

"Ten skromny przyczynek do korespondencji proszę przyjąć" - napisał Kornel Filipowicz w liście datowanym na 18 kwietnia 1966 roku. Na kopercie adres: Pani Wisława Szymborska, Kraków, ul. 18 stycznia 82, mieszkanie 89, VI piętro.

"Przyczynkiem", który - jak się później okazało - złączył na zawsze ich życiowe drogi, był Dzień Kobiet. Tak, ten z marca. Czyli ten, który miał swoje miejsce w kalendarzu przeszło miesiąc przed nadaniem listu. Ale - jak się później okaże - nie pierwszy to przykład działania tej pary, której zachowanie wymykało się utartym schematom.

Poetka - przy okazji - otrzymała od Filipowicza kwiatek. Jak na Dzień Kobiet przystało. Ale w niekonwencjonalnej formie: namalowany niebieskim długopisem na kartce papieru z podpisem "Kwiatek od mężczyzny". Nie od znajomego, nie od miłośnika twórczości literackiej ani nawet nie od przyjaciela, a właśnie od mężczyzny, który niezwykle klarownie, bez podtekstów, wyraził swój stosunek do adresatki listu. A zrobił to na odwrocie... kwitu pobranego ze Związku Wędkarskiego "Zwierzyniec".

***

Jesteśmy podekscytowani. Do wnętrza teczek oznaczonych datą "1968 rok", w których znajdują się listy wysyłane przez Filipowicza do Szymborskiej oraz Szymborskiej do Filipowicza, nie zaglądał dotąd żaden dziennikarz, prawie żaden śmiertelnik. To jednak tylko mały wycinek korespondencji, którą prowadzili do śmierci pisarza.

Nikt, prócz depozytariuszy testamentu poetki, nigdy nie przeglądał tych, jakże osobistych tekstów. Spoczywają ona bezpiecznie w teczkach na półkach Biblioteki Jagiellońskiej, pilnie strzeżone przed ujawnieniem intymnych szczegółów z życia noblistki. Dzięki uprzejmości Fundacji Wisławy Szymborskiej zobaczyliśmy je jako jedni z nielicznych. I jako pierwsi je opisujemy.

Na wstępie zaskoczenie: stempel na leżącej z wierzchu kopercie zaadresowanej do przyszłej noblistki odsyła nas w czasie do 1966 roku. W środku znajdujemy lakoniczną wiadomość - wspomniany "przyczynek" do korespondencji. W kopercie ukryte zostały jeszcze trzy inne niespodzianki, tym razem w postaci czarno-białych fotografii o wymiarach około 3 cm na 6 cm. Co za obrazy zobaczył w obiektywie aparatu Filipowicz, czym tak bardzo chciał się z Szymborską podzielić? Naszym oczom ukazują się małpy - jak głosi podpis na odwrocie zdjęć - z krakowskiego ZOO. Zostały uchwycone obiektywem kilka dni przed wysłaniem pierwszego listu. Filipowicz musiał więc dołożyć wszelkich starań, by wywołano je na czas.
Wiedział bowiem doskonale, że wizerunki tych szczególnych zwierząt - jakże podobnych do ludzi - wprawią Szymborską w doskonały nastrój. Zresztą później również te stworzenia stawały się kilkakrotnie pierwszoplanowymi bohaterami ich korespondencji. Jak na kartce z 2 grudnia 1967 roku.

Z jednej strony widnieje małpka, z drugiej - wiadomość dla Szymborskiej: "To jedyna małpka, jaką udało mi się znaleźć w całych Niemczech wschodnich. Wygląda, jakby się przebrała w cudze futro. W Niemczech zachodnich stanowczo łatwiej. Więcej małp", po czym Filipowicz informuje Szymborską o tym, jak mija mu czas w Berlinie: "Mieszkam w mieszkaniu, w którym podobno straszy. Ale nie dam się, czego i Tobie życzę".

Małpa ustąpiła z czasem miejsca żabie: "Nie wiem, dlaczego posyłam ci tę żabę. To jest stworzenie, które uchodzi za bardzo brzydkie. Skąd się to wzięło?" - pytał w jednym z listów z typowym dla siebie (ale też i dla nich) poczuciem humoru.

W tych listach absurdalne komentarze przeplatają się z opisami codzienności. Jak na kartce od Filipowicza, wysłanej 2 listopada 1967 roku z Cieszyna, w której pisarz skrupulatnie podaje liczbę mieszkańców miasta, ilu jest mężczyzn, kobiet i dzieci. Bo Szymborska musi o tym wiedzieć. Albo jak w liście z Monachium: "wciąż szukam rzeczy do twojej kolekcji". Ma na myśli słynne kiczowate bibeloty, z których zbierania znana była poetka?

***

Nie wiadomo dokładnie, ile jeszcze listów wysłali do siebie między 1966 a 1968 rokiem. Faktem jest natomiast, że w rzeczonym 1968 roku, pisali do siebie prawie codziennie. Wisława Szymborska, podobnie jak Filipowicz na samym początku, także postawiła sprawę jasno - choć z przymrużeniem oka. Do mężczyzny, który podarował jej na papierze kwiatek, pisała: "Panie Filipowicz osoba, z którą się Pan zadajesz to nawet nie wie, gdzie ryba ma głowę a gdzie ogon.".

Poetka odwołała się tym samym do wędkarstwa - czyli pasji Filipowicza, której oddawał się namiętnie. Dalej czytamy: "Zastanuf się Pan, czy taka znajomość nie kąpromituje uczciwego rybaka". Podpisane: "Pszyjaciel". Błędy ortograficzne - zamierzone - stanowiły jedną z obowiązujących zasad gry, którą prowadzili między sobą Filipowicz i Szymborska.

Ich listy pokazują, jak świetnie się przy tym bawili, tworząc różne stylizacje, które były dowodem łączącego ich poczucia humoru, ale i próby urozmaicenia codziennego życia. Nie jedynej zresztą. Oboje w różnych sytuacjach opisują nieco absurdalne pomysły - jak na kartce z Jałty, z roku 1967, kiedy Filipowicz pisze: "Byłem w cerkwi. Nie zdążyłem kupić za Ciebie kwiatów, więc złożyłem bukiet z liści kasztana".

Z Jałty wyśle też wiadomość: "Byłem w Muzeum Czechowa. Okazało się, że wbrew temu, co utrzymuje Tadeusz R., nie wszyscy ludzie tutejsi są niscy. Ałan miał 186 cm wzrostu. Pozdrawiam, twój Kornel (182 cm)". Kiedy indziej - zamazując zdanie (Błędne? Niegramatyczne? A może po prostu mówiące za dużo?) - doda: "to zdanie skreśliła cenzura", odnosząc się do bliskich im wtedy realiów. Nie omieszka też nadmienić, że z donosu, który do niego dotarł, wynika, iż "niejaka Szymborska bywa w zadymionych lokalach".

Z kolei w liście z 21 lipca 1967 roku, w nagłówku, zobaczymy narysowany namiot, a pod nim wiadomość od Filipowicza: "dowód prowadzenia przeze mnie życia praczłowieczego czy jak ty to nazywasz. Ukłony i uściski przesyła Kornel F." Powszechnie było bowiem wiadomo, że wiedli zupełnie odmienny styl życia. On lubił łowić ryby, był blisko natury, sypiał w zimnym namiocie. Ona nazywała to wszystko "życiem praczłowieczym", choć później chętnie towarzyszyła mu podczas wyjazdów nad rzekę. Ich związek nie należał jednak do typowych. Po 1969 roku istnieli wspólnie i blisko, ale jednak osobno. Nigdy nawet ze sobą nie zamieszkali.

***

1968 rok był znaczący w ich korespondencyjnej relacji. Wisława Szymborska przebywała wówczas, z przyczyn zdrowotnych, w sanatorium w Zakopanem. Filipowicz podróżował z kolei między Krakowem a Warszawą, wyjeżdżał też m.in. do Czechosłowacji i NRD. Odległość nie stanowiła jednak dla pary większego problemu. Bolączką, dotykającą obojga, stała się natomiast, trwająca długie miesiące, niespodziewana rozłąka, która objawiała się dojmującą tęsknotą i smutkiem.

Z perspektywy XXI wieku sytuacja ta wydaje się absurdalna, ale w okresie PRL-u, z ograniczonym dostępem do telefonów, także pobyt w sanatorium oznaczał dla kuracjusza całkowitą izolację od świata zewnętrznego. W wyjątkowych sytuacjach można było liczyć na przepustkę, ale, jak żali się w jednym z listów Szymborska, tylko na dwie godziny niezależnie od tego, czy pacjent pragnął spędzić czas z przyjacielem czy z rodziną.

On próbuje umilać jej czas, wysyłając listy z własnoręcznymi rysunkami. Czasem to pejzaże, szkicowane różnokolorowymi długopisami. Kiedy indziej scenki rodzajowe - jak ta przedstawiająca Filipowicza w kilkuosobowym pokoju, leżącego na łóżku, z kartką i długopisem lub piórem w ręku. Dopisek głosi: "To Kornel F. piszący do pewnej niezwykle uroczej rozwódki".
Jej czas upływa niespiesznie na pisaniu i oczekiwaniu na listy, rozmowach z innymi kuracjuszami o chorobach, sanatoryjnych plotkach i obyczajowych skandalach (jak ten, gdy nakryto pewną parę na "czynach lubieżnych") oraz na... graniu w teatrze. "Zapamiętaj ten budynek. Tu debiutowała w spektaklu Szymborska" - pisze poetka do Filipowicza na kartce przedstawiającej sanatoryjny budynek. W amatorskim spektaklu kreowała postać Pchły Szachrajki.

Twarde reguły organizujące życie kuracjuszy na terenie sanatoryjnej placówki stawały się także powodem nieporozumienia między Szymborską a Filipowiczem. W praktycznym podejściu poetki, która odradzała mu odwiedziny, chcąc zaoszczędzić pisarzowi trudów wynikających z podróży, pisarz doszukiwał się skrywanej do niego niechęci.

"Dlaczego tak usilnie mnie namawiasz na coś, na co nie mam ochoty? Chcę cie odwiedzić, zobaczyć...", po czym dodawał: "od kogoś, kto za Panią tęskni, kocha i czeka".

Niesłusznie pisarz podejrzewał, że uczucie Szymborskiej ostygło. W innym z listów poetka dyskretnie upewniała go o swoim oddaniu, tworząc specjalnie dla niego regulamin postępowania pod jej nieobecność. Jeden z punktów głosił: "Nikomu nie mówić, że ma ładne oczy, dopóki ja nie przyjadę.". Na kartach innego z listów pisała: "Pokój miły, ale już nie tak miły jak z Panem w środku. Całuję Wisława".

On odpowiadał: "Przyzwyczaiłem się do twojej obecności w moim życiu. Chciałbym Cię przytulić i pogadać".

***

Temperament literatów odzwierciedlała nie tylko treść listów, ale także ich forma. Filipowicz pisał na kartkach wyrywanych na przykład z atlasu zwierząt i roślin, "maltretując" książki - jak o tej zbrodni wyrażała się Szymborska.

Poetka z kolei była raczej tradycjonalistką - wybierała najczęściej biały papier.

Pisali też do siebie na kartkach pocztowych, zapełniając drobnym maczkiem całą ich powierzchnię aż po brzegi, ale i w tym względzie ich wybory okazywały się diametralnie różne. Ona słała pocztówki z obrazami balonów unoszących się w przestworzach. Na jednej z nich napisała wiadomość następującej treści: "Kochany Kornelu, balon uniesie się niebawem nad Kockiem i okolicą. Miej się na baczności, ponieważ ci dżentelmeni w cylindrach (siedzący w balonie, przyp. red.) opowiedzą mi wszystko bardzo dokładnie.".

On stawiał natomiast na architekturę: najpierw pomniki, miejskie ulice, później wybierał owe kolorowe wycinki z książek lub czasopism - jak ten z końca 1967 roku. Z koperty wyjmujemy jeden satyryczny rysunek z gazety. Na obrazku widnieje roznegliżowana para leżąca w łóżku. Oboje palą papierosy. Podpis: "Witamy w domu wczasowym Szarotka. Czy przyjdzie Pani na wieczorek zapoznawczy?". Dowcip czytelny w kontekście tamtych czasów: para zdążyła się "lepiej poznać" zanim spotkali się na wspomnianym wieczorku.

Uzupełniali się i oboje bronili przed szarą oczywistością. Często dopisywali do obrazków własne dialogi, wykazując chęć kolejnego spotkania. Szymborska: "Pani Filipowicz, ta intrygantka obiecała Pańskiemu kotu żywą mysz, chcąc sobie zjednać jego przychylność. Kot pozostał głuchy na tę ofertę, ale co będzie dalej, nie wiem, bowiem bardzo lubi myszy, a dawno ich nie jadł.". Podpisane: "Obserwator życia".

Poetka przyjmowała różne imiona. Zwykle "Wisława" lub "W", które często wyglądało jak "V." Czasem też "Heloiza Hrabina Lanckorońska".

Jego signum stanowiło natomiast "Kornel", "K.", a także "Pan Tulczyński".

Kiedy wchodzili w role arystokratów, ton ich listów również przybierał odpowiednią, typową dla zamierzchłej epoki, formę. Swobodnie zmieniali charakter korespondencji, a nawet jej datowanie z 1968 na 1908 rok -wtedy to kartkę z okazji rocznicy urodzin otrzymał Filipowicz. Kartkę - oczywiście - nie byle jaką: "Miłemu Kornelkowi" - rozpoczyna Szymborska.

Dalej czytamy: "W pielgrzymce życia Twojego niech Cię zawsze Pan Bóg broni i mocą chrztu świętego od pokus i złego chroni. Kochaj rodziców swoich, by pociechę z Ciebie mieli i pomnij, że Bóg w niebie zawsze patrzy na Ciebie". Podpisane: "Życzliwa chrzestna, Helojza hrabina Lanckorońska". Z wyjątkiem apostrofy do Filipowicza całość stanowił gotowy tekst wydrukowany na kartce kupionej z okazji... chrztu świętego.

Czułość oboje potrafili wyrazić za pomocą słownych niuansów, zabawnych dopisków. Do standardowego hasła widniejącego na kartce "Wszelkie prawa zastrzeżone" ona dopisywała "Dla Ciebie". Albo: "Mam tu sny fantastyczne. Na przykład wczoraj śniło mi się, że dbasz troszkę o siebie, że się nie moczysz w zimnej wodzie, a w namiocie masz cztery ciepłe koce" - jak pisała Szymborska. Słała też okolicznościowe kartki, przedstawiające wizerunek złączonych w objęciach, uśmiechniętych kochanków. Obok nich zamieszczała dopisek: "Ten Pan wyleczył już sobie nerki, a ta Pani wróciła już z sanatorium".

Tworzyła także wycinanki, tak jak w jednym z listów, w którym poszczególne słowa zostały doklejone do kartki papieru. Treść ich brzmiała następująco: "KOCHANY" "KORNELU", "ZAPOMNIAŁAM" "PODZIĘKOWAĆ" "CI" "ZA" "SEN" "UCAŁOWANIA" "W".

Właśnie w ten sposób, uciekając do krainy snów i fantazji, radzili sobie z rozłąką, spotykając się od czasu do czasu w świecie wybujałej wyobraźni, która nie zna w końcu żadnych granic.

***

Wisława Szymborska, poetka i noblistka, oraz Kornel Filipowicz, pisarz i publicysta, poznali się w 1966 roku. Związali ze sobą w 1969 roku. I ten związek przetrwał aż do śmierci Filipowicza w 1990 roku. Mimo łączącego ich uczucia i bliskości, nigdy nie zamieszkali razem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski