Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Big date i alkotwitty

Paweł Kowal
Od Krakowa do Brukseli. O 13 grudnia napiszą wszyscy obok. O wyprawie madryckiej trzech posłów już wszyscy napisali. A tu przed państwem: Big data. W wolnym tłumaczeniu z angielskiego: kupa danych i informacji, z którymi nie wiadomo co zrobić.

Najprostsze rozwiązanie: nie gromadzić ich. Tak? To ile jesteście w stanie wytrzymać bez archiwum swojej poczty elektronicznej, gdzie napisaliście o swoich nastrojach, miłościach i lepiej nie pytać o czym jeszcze.

Pomysł w Unii: nie gromadzić informacji wywiadowczych. Mówi się, że „Efekt Edwarda Snowdena”, tajemniczego informatyka z CIA polega na tym, że państwa staną się bardziej powściągliwe w zbieraniu informacji o obywatelach. A może polega on na tym, że pokazuje, iż przy bardzo prawdopodobnym założeniu, że wielu jest na świecie potencjalnych Snowdenów, prędzej czy później znajdziemy informacje na swój temat w niepowołanych rękach. Bo rzecz nie polega na tym, by państwa nie gromadziły informacji, na nich stosunkowo najłatwiej wymóc, by je lepiej chroniły.

Rzecz w tym, że kilka razy w tygodniu zgadzamy się w różnych formach na przechowywanie swoich danych, płacimy kartą, specjalne programy zapamiętują, jakie strony i jak długo przeglądaliśmy w internecie. Za tymi działaniami stoją firmy potężniejsze niż niejedno państwo. Ochrona prywatności i danych staje się jednym z najważniejszych wyzwań i za żadne skarby nie podołają mu współczesne słabe rządy.

W mediach społecznościowych to dopiero ludziom puszczają hamulce – wszystko na talerzu. Nieraz słychać, że wszystko przez te media społecznościowe. Dowody w sprawach sądowych, informacje o zdradach, szczegóły upodobań, począwszy od kulina- rnych – wszystko można tam znaleźć.

Użytkownikom twittera znane jest pojęcie alkotwittów. Ludzie wiedzą, że plotą głupoty, na żywo by tego nie powiedzieli, ale piszą – najpewniej przynajmniej po jednym głębszym. Te same media społecznościowe przynosiły bezsporne informacje, że zielone ludziki na wschodzie Ukrainy poprzyjeżdżały z Krymu, a meldunki mają w wielkich rosyjskich miastach – dzielni wojownicy na FB chwalili się swoją aktywnością przyjaciołom z Pietropawłowska i Rostowa.

Bez Twittera nie byłoby rewolucji w Mołdawii kilka lat temu, nie byłoby jaśminowych przewrotów na północy Afryki, które obaliły kilku krwawych dyktatorów, bez twittera nie mogłoby działać kilku ministrów spraw zagranicznych: np. Bildt i Sikorski.

Cięło się na strzępy listy i pocztówki przed wyrzuceniem. „A po co ma to kto czytać?”. Dzisiaj wirtualny świat pełny jest naszych niepociętych kopert, a świat rzeczywisty pełen ludzi, którzy nie ruszając się z domu, potrafią je otworzyć i opublikować. Big data. Nie ma prostych rozwiązań.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski