Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybuch. To mogło być samobójstwo

Agata Pustułka
Archiwum
Dochodzenie. Przełomem w śledztwie dotyczącym wybuchu w Katowicach, w którym zginęły cztery osoby, może okazać się nowa ekspertyza

Dokument przygotowali biegli ze Szkoły Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie.

- Jedna z wersji, którą bierzemy pod uwagę mówi o tym, że do wybuchu doszło w mieszkaniu zmarłego lokatora. Zabezpieczyliśmy elementy instalacji gazowej z tego mieszkania - wyjaśnia Marta Zawada-Dybek, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Katowicach.

Bez dowodów śledczy nie mogą stwierdzić, jak doszło do wybuchu. Czy został spowodowany przez Mariusza P., dlatego że usiłował przywrócić dopływ gazu do mieszkania, czy dlatego, że usiłować odebrać sobie życie, bo następnego dnia miał być eksmitowany do noclegowni? Sąsiedzi zapamiętali Mariusza P. jako bardzo skrytego człowieka, z którym wymieniali tylko słowa powitania.

- Niewiele o nim wiedzieliśmy. Z tego, co było widać, to wprost uwielbiał swojego psa i na pewno jemu nie zrobiłby żadnej krzywdy - mówi Irena Sobolewska, jedna z lokatorek.

Prokuratorom nie udało się przesłuchać Mariusza P. Od początku znajdował się w skrajnie ciężkim stanie w siemianowickiej "oparzeniówce". Potem przebywał w śpiączce farmakologicznej. Śledczy rozmawiali z jego matką. Kobieta przebywa w Domu Pomocy Społecznej w Ostrowcu Świętokrzyskim. Co powiedziała w zeznaniach - pozostaje tajemnicą. Z jej wypowiedzi do mediów wynika, że Mariusz był dobrym synem.

Wcześniej pracował jako piekarz, potem stracił pracę. Rodzina nie miała się z czego utrzymać.

Dziś nie można przesądzać, czy Mariusz P. chciał się targnąć na życie. Nie wiadomo, w jakim znajdował się stanie psychicznym, a wyjaśnienie tych okoliczności mogłoby rzucić nowe światło na tragiczne wydarzenia. Nie wiadomo, czy zrobiono badania na zawartość alkoholu w jego krwi, bo lekarze skupili się, co naturalne, na ratowaniu jego życia.

Z perspektywy dramatu rodzin ofiar dzisiaj nie ma znaczenia, czy do wypadku doszło w wyniku celowego działania, czy przez przypadek, wskutek nieumiejętnego odblokowywania zabezpieczeń instalacji gazowej. Prokuratura musi jednak wyjaśnić sprawę do końca.

Jan Rasiński, rzeczoznawca z Polskiego Związku Inżynierów i Techników Budownictwa, który pracuje na miejscu zdarzenia i widział instalację gazową, jest przekonany, że wypływ gazu musiał trwać co najmniej godzinę. Wybuch unicestwił przecież dwie ściany o grubości 38 cm.

- Nie wyglądało na to, by lokator chciał podłączyć jakiekolwiek urządzenie gazowe do istniejącego zakorkowanego odcinka rury gazowej. Przecież zrobiłby to raczej w ciągu dnia, a nie w nocy. Gaz swobodnie ulatniał się z wielką mocą. Siła wybuchu wyrzuciła mężczyznę przez drzwi na korytarz. Miał poparzony cały przód ciała.

Prokuratura wraz z policją zabezpieczyła rozszczelniony odcinek instalacji gazowej jako dowód w sprawie, a my zrobiliśmy zdjęcie pozostałego odcinka - wyjaśnia ekspert.

W archiwum ma wstrząsające zdjęcia zniszczonego budynku, w którym czas się zatrzymał. Gdzieś suszą się grzyby, ze stoły zwisa obrus, jak gdyby nigdy nic wiszą zasłony w oknach. - Przedstawiciel wspólnoty mieszkaniowej poprosił mnie, bym sprawdził, czy jest możliwa odbudowa domu. Lokatorzy chcą wydostać swoje rzeczy, jakieś pamiątki, cokolwiek - mówi Rasiński.

Przypomnijmy, do wybuchu w kamienicy w Katowicach doszło 23 października nad ranem. Na miejscu zginęła trzyosobowa rodzina: Brygida, Dariusz i Remigiusz Kmiecikowie. Byli to śląscy dziennikarze oraz ich niespełna dwuletni syn.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski