Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oszustka ze Stęszewa rujnowała ludzi, by żyć jak milionerka

Agnieszka Świderska
Oszustka ze Stęszewa rujnowała ludzi, by żyć jak milionerka
Oszustka ze Stęszewa rujnowała ludzi, by żyć jak milionerka archiwum
41-letnia Joanna B. vel Joanna M., matka piątki dzieci, z szóstym w drodze, seryjną, bezwzględną oszustką. Tak wynika z aktu oskarżenia Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Zrujnowała życie kilkudziesięciu osób, by sama żyć jak milionerka. Wyłudziła od nich 1,8 mln złotych.

Jako dr Jekyll 41-letnia Joanna B. vel Joanna M. jest uosobieniem ciepła i życzliwości. Jako Mr Hyde pozbawioną uczuć i skrupułów oszustką, która dla zdobycia pieniędzy na własne przyjemności doprowadza ludzi do bankructwa.

Czytaj też:
Sąd czeka, aż Joanna B. urodzi dziecko

Nigdy nie powiedziała "żałuję", "przepraszam". Nie zawiesiła też swojej "działalności". W Stęszewie, w którym oszukała kilkadziesiąt osób jest już spalona, podobnie w Poznaniu. Rok temu wróciła do swojego panieńskiego nazwiska, a nowego adresu pod Poznaniem nie zdążyła jeszcze spalić.

Akta śledztwa, które prowadziła przeciwko niej poznańska Prokuratura Okręgowa, liczą osiem tomów. Sam akt oskarżenia to 100 stron; 100 stron dramatu kilkudziesięciu osób, które zaufały niewłaściwej osobie. Z rachunku, który wystawiła jej prokuratura wynika, że wyłudziła od nich 1,8 (!) mln złotych. Zajęło jej to dziesięć lat.

Pułapka zwana zaufaniem

Sieć, w którą łapała ofiary, budowała na rodzinnych i towarzyskich, często przyjacielskich relacjach. Otwarta, przebojowa, energiczna, pomocna - tak zjednywała sobie sympatię i zaufanie. Roztaczała przy tym czar osoby wpływowej i zamożnej.
- Najpierw buduje przyjaźń, zaufanie, a następnie jak pasożyt wyciąga od ludzi wszystkie oszczędności życia - bezlitośnie ocenia ją znajoma, którą okradła z 40 tys. złotych przeznaczonych na budowę domu.

Przyznaje jednak, że Joanna B. vel Joanna M. miała szczególny dar wzbudzania zaufania. Dlatego zaufało jej tak wiele osób, znacznie lepiej od niej wykształconych - z zawodu jest technikiem budowy maszyn i urządzeń skrawających, czy doświadczonych - w biznesie obowiązuje zasada ograniczonego zaufania. Potrafiła owinąć sobie wokół palca każdego.

Na właścicielu firmy budowlanej, który miał zbudować jej kort tenisowy, sprawiła wrażenie milionerki. Był 2008 rok i Joanna B. vel Joanna M. z wyłudzonymi 1,6 mln złotych faktycznie już nią była. Grzegorz W. był jedną z ostatnich już osób, które naciągnęła na fikcyjny spadek. To był numer jej życia.
Według różnych wersji między 2003 a 2006 rokiem we Włoszech, Szwajcarii i w USA zmarł jej bogaty dziadek tudzież wujek, którego była jedyną spadkobierczynią. Zostawił jej fortunę wartą miliony, a w kraju fabrykę jachtów i liczne nieruchomości.

Aby przejąć spadek musiała zapłacić podatek. I to szybko. Znajomym i rodzinie, którzy pożyczali jej na wyimaginowany podatek obiecywała nawet 10-krotny zysk.

Po pierwszych pożyczkach nawet nie prosiła, tylko żądała kolejnych - na podatek, który okazał się większy, na opłaty sądowe itp, itd. Jak nie wpłaci już, teraz, natychmiast, to spadek przepadnie, a razem z nim szanse na zwrot długu, nie mówiąc już o spodziewanych zyskach.

Odpuszczała swoim ofiarom dopiero wtedy, gdy miała pewność, że więcej już z nich nie wyciśnie - kiedy konta były już wyczyszczone, a oni zadłużeni po uszy. Kiedy zaczęli upominać się o pieniądze, piętrzyła trudności - uśmierciła m.in. prawnika, który miał zajmować się jej sprawą. Kiedy kłamstwa przestały już wystarczać, kontakt się urywał.

ZOBACZ:
Fałszywa adwokat wyłudziła 1,5 mln złotych

Żyła jak królowa

- Nikt w Stęszewie nie zostawia takich napiwków jak Joanna M. - chwaliła ją fryzjerka, do której chodziła w tym czasie trzy razy w tygodniu.

Jeszcze większe wrażenie niż napiwki sprawiał dom po remoncie, nowe luksusowe samochody, quady oraz skutery dla dzieci oraz częste wyjazdy na wycieczki zagraniczne. Oficjalnie Joanna B. vel Joanna M. nigdzie nie pracowała.

- Z popełniania przestępstw uczyniła sobie stałe źródło dochodu. Było to działanie z premedytacją - nie miał wątpliwości prokurator Wojciech Kiszka, który ją oskarżył.
Zrobił to w czerwcu tego roku po trwającym dwa lata śledztwie. Już wcześniej, bo w 2009 roku mogła to zrobić prokurator Małgorzata Dotka z prokuratury w Grodzisku, do której zgłosili się pierwsi oszukani. Prokurator odmówiła jednak wszczęcia śledztwa.

Powód? Brak przestępstwa. Joanna B. vel Joanna M. nie tylko nikogo umyślnie nie oszukała - pożyczali dla zysku i dlatego, że ją znali, ale sama najprawdopodobniej padła ofiarą oszustwa. Joanna B. vel Joanna M. "sprzedała" wtedy historię o dwóch nieznajomych prawnikach, którzy mieli poinformować ją o spadku.

Kiedy poznańskie śledztwo było już w toku prokurator Dotka jeszcze raz miała okazję postawić oszustce zarzuty. Było to już po tym jak została prawomocnie skazana za sfałszowanie pism z urzędu skarbowego i z prokuratury, które miały uśpić podejrzenia kobiety oszukanej przez nią na 110 tys. złotych. Dla prokurator to było jednak za mało. Dopiero wszczęte za trzecim razem śledztwo włączono do poznańskiej sprawy.

Te same wyjaśnienia Joanny B. vel Joanny M. - prawnicy znikąd, po których nie został żaden ślad i spadek, na który nie ma żadnych dowodów, prokurator Kiszka uznał za niedorzeczne. Jej proces ruszył we wrześniu. Nie pojawiła się na żadnej rozprawie. Powodem ma być zagrożona ciąża. Sąd zażądał od lekarza informacji, kiedy będzie mogła się stawić.

Z Joanną B. vel Joanną M. próbowaliśmy skontaktować się osobiście. Nikt nie odebrał domofonu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski