Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opieka na starość tylko dla zamożnych

Dorota Stec-Fus
Fot. Archiwum
Małopolska. Zakłady Opiekuńczo-Lecznicze bezprawnie pobierają od pacjentów dopłaty za „wikt i opierunek”. I odsyłają z kwitkiem tych, którzy nie mają pieniędzy.

– Zakład Opiekuńczo-Leczniczy „Serdeczna Troska” w Krakowie domaga się ode mnie 1500 zł miesięcznie. A cała moja emerytura wynosi 1350 zł. Skąd mam wziąć tyle pieniędzy? – pyta zrozpaczona Iwona L. z Nowej Huty.

"To nie jest kraj dla starych ludzi" - przeczytaj komentarz autorki >>

Nasza Czytelniczka nie ma męża ani dzieci, jej dalsza rodzina mieszka na Podhalu. Sąsiadka, która jej dotąd pomagała, teraz sama potrzebuje opieki. A dolegliwości pani Iwony nasilają się z miesiąca na miesiąc. Lekarz rodzinny nie widzi możliwości, by mogła radzić sobie sama. Dlatego wystawił jej skierowanie do Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego (ZOL).

Pani Iwona wybrała ZOL „Serdeczna Troska” na Ujastku, najbliżej swego domu. Tutaj jednak miejsca dla niej nie ma. Dlaczego? Bo nie stać jej na ustaloną przez zakład dopłatę.

Odprawienie przez ZOL z kwitkiem mniej zamożnego pacjenta jest sprzeczne z prawem. Funkcjonujący w ramach umowy z Narodowym Funduszem Zdrowia zakład musi bowiem znaleźć miejsce w kolejce dla każdego ubezpieczonego, bez względu na jego sytuację finansową. A kiedy osoba ta już w nim zamieszka, ma prawo pobierać od niej tylko 70 proc. emerytury, renty czy zasiłku z opieki społecznej.

Niezależnie od wysokości tego świadczenia i stanu chorego. Nie może też żądać dopłat. Jednoznaczne stanowisko w tej sprawie przesłał nam Małopolski Oddział Wojewódzki NFZ.

Podstawą egzystencji pacjenta ZOL-u są pieniądze przekazywane przez fundusz. Za każdy dzień jego pobytu NFZ płaci zakładowi 75 zł, co miesięcznie daje średnio 2250 zł.

Jednak zdaniem Jolanty Kozak-Miśkowiec, dyrektorki „Serdecznej Troski”, kwota ta, powiększana jedynie o 70 proc., na ogół niewysokiej emerytury czy renty, nie wystarcza na utrzymanie pacjentów. Zwłaszcza, gdy z reguły wymagają kosztownych zabiegów pielęgnacyjnych.

– Leki, pampersy, coraz droższe środki utrzymania czystości, żywność, opieka pielęgniarska itd. – potrzeby pacjentów długo wylicza Jolanta Kozak-Miśkowiec.

Dlatego w ZOL „Serdeczna Troska” przyjęto zasadę, że gdy 70 proc. świadczenia jest mniejsze od 1500 zł, różnicę dopłaca pacjent lub jego rodzina. Jeśli kogoś na to nie stać, musi szukać innego zakładu.

– W myśl kontraktu NFZ płaci nam za około 140 pacjentów, podczas gdy aktualnie mamy ich około 200. Chociaż liczymy, że fundusz zwróci nam przynajmniej część pieniędzy wydanych na dodatkowych pacjentów, to pewności nie mamy. A za ich utrzymanie płacimy każdego dnia – zwraca uwagę Jolanta Kozak- Miśkowiec.

Ponad 500 zł, które co miesiąc pani Iwona musiałaby dopłacać do pobytu w „Serdecznej Trosce” , to dla niej kwota nieosiągalna. Problem w tym, że dopłat oczekują też inne placówki.

– Nie odpowiem, jaka to będzie kwota. Wysokość dopłaty wyliczy księgowość. Zależeć będzie ona od emerytury oraz rodzaju dolegliwości – usłyszeliśmy w ZOL BONA-MED przy ul. ks. Siemaszki w Krakowie. W tym zakładzie niedawno zakończyła się kontrola NFZ. Ale jak mówi fundusz, jeszcze za wcześnie na podanie jej wyników.

Z kolei dyrekcja ZOL-u w podhalańskiej Rabie Wyżnej, gdzie naszą Czytelniczkę mogłaby odwiedzać kuzynka, też nie ma dla niej dobrych wiadomości.

Do każdego dnia pobytu musiałaby dopłacić nie mniej niż 45 zł dziennie (licząc z częścią emerytury), czyli wszystko, co otrzymuje z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Na własne wydatki nie zostałaby jej zatem ani złotówka.

Długo szukają domu na jesień swego życia

Zakłady Opiekuńczo-Lecznicze pobierają od pacjentów dodatkowe opłaty, choć jest to zabronione przez prawo. Dlatego osoby chore, a przy tym niezamożne, często bardzo długo muszą szukać placówki, która chciałaby je przyjąć.

Zakłady Opiekuńczo-Lecznicze działające w oparciu o kontrakt z NFZ otrzymują na pacjenta 75 zł dziennie. Mogą też pobierać od podopiecznych 70 proc. emerytury, renty lub zasiłku. I tyle.

Rzeczywistość jest jednak zgoła odmienna. Wiele z nich bezprawnie uzależnia przyjęcie do zakładu od zgody na wnoszenie wyższej opłaty. Dlaczego? Bo funduszy, którymi dysponują, nie wystarcza na zaspokojenie potrzeb ich podopiecznych. Tak przekonują dyrektorzy.

Tadeusz Wadas, do niedawna wiceprezes Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych zgadza się, że pieniędzy w kasach tego typu placówek jest za mało.

– Nasza izba kilkakrotnie wnioskowała o podniesienie dziennej stawki do 90 zł. Bez efektu – mówi Tadeusz Wadas. Równocześnie podkreśla, że niewystarczające finansowanie w żaden sposób nie usprawiedliwia stosowania bezprawnych praktyk. Czyli pobierania dopłat.

Z naszych informacji wynika, że żadnych dodatkowych opłat od pacjentów nie domaga się m.in. ZOL przy ul. Helclów w Krakowie, a także podlegający magistratowi ZOL przy ul. Wielickiej. Ale w tym drugim na przyjęcie trzeba czekać nawet rok.

– Wśród naszych pacjentów są osoby z najniższymi emeryturami i zasiłkami z MOPS-u, którzy gdzie indziej mają problemy z przyjęciem. 70 proc. świadczenia, pobierane od pacjenta, daje średnio kwotę zaledwie 700 zł. A wydatki są coraz większe – ubolewa wicedyrektor zakładu dr Dariusz Kubicz.

Jednak także ten ZOL usiłował nielegalnie sobie dorobić. W ocenie NFZ bezzasadnie kwalifikował pacjentów do żywienia tzw. dietą przemysłową, za którą fundusz płaci znacznie więcej niż za żywienie tradycyjne. Chodzi o olbrzymią kwotę 4,4 mln zł. (nie licząc kary umownej w wysokości 288 tys. zł), zwrotu której domaga się teraz NFZ. Sprawę bada prokuratura.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski