"Sabat dobrego domu" - bo taki tytuł nosi trzeci odcinek teatralnej serii Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego - ma wszystkie zalety i wady dwóch poprzednich części. Jest to głos wyrazisty, mocny, politycznie niepoprawny, publicystyczny.
Właśnie za to duet Strzępka-Demirski zyskał uznanie. Ale też coraz częściej można mieć wrażenie, że ich spektakle są niedopracowane. Jakby momentami nie wiedzieli, o czym tak naprawdę chcą opowiadać.
Pierwsza część intrygowała, a skakanie pomiędzy tematami i wątkami fabularnymi jeszcze nie dziwiło, bo każdy fan seriali wie, że pierwszy odcinek to zawiązanie akcji. Ale w miarę jak wchodzi się w historię, powinna ona nieco okrzepnąć, obrać kierunek.
Tymczasem w łaźniowym serialu kolejne odcinki wyjaśniają niewiele. Akcja rozłazi się w różnych kierunkach, przeciągają się kolejne sekwencje (Dymecki "eksportujący się" za kulisy) lub gagi (odgrywanie posłanki Krystyny Pawłowicz uwięzionej w ciele dziennikarki).
Oczywiście, nie brakuje mocnych momentów i trafnych diagnoz. Bo teatr Strzępki i Demirskiego wciąż jest ważnym głosem o problemach społecznych, kryzysie demokracji, klasie politycznej. Z tej perspektywy świetnie wypadają monologi Krzysztofa Dracza, których tematem staje się nostalgia za PRL-em. Albo opowieść Mesjasza (Dobromira Dymeckiego), który mówi o ciuchach w "sieciówkach", uszytych w fabrykach przez pokaleczone rączki dzieci.
Cóż, są momenty, w których człowiek już wie, że serial go nie bawi. Ale też nie kończy się ich oglądania tuż przed finałem. Zobaczymy, co nas czeka w ostatnim odcinku. Ciąg dalszy nastąpi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?