Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mefistofeles zasiadł wśród widzów

Lesław Czapliński
Na otwarcie sezonu w Operze – „Mefistofeles”
Na otwarcie sezonu w Operze – „Mefistofeles” FOT. RYSZARD KORNECKI
Muzyka. Za nami otwarcia sezonu w dwóch najważniejszych instytucjach muzycznych pod Wawelem – Operze Krakowskiej i Filharmonii.

O Mefistofelesie, tym podszeptywaczu, który pragnąc zła, niechcący wyrządza dobro, przypomniano sobie, wystawiając na otwarcie rocznicowego, 60. sezonu, poświęconą mu operę Arriga Boita według „Fausta” Goethego (premiery dwóch obsad 25 i 26 września).

O tym, że w każdym może tkwić diabeł, przekonywać miał pomysł reżysera (Tomasz Konina), aby wyłonił się on z widowni, wcześniej zasiadając incognito pośród publiczności. Rzecz w tej inscenizacji dzieje się w scenerii i kostiumach bliżej nieokreślonych historycznie i geograficznie, a więc zawsze i wszędzie. Ale ożywienie do spektaklu wnoszą dopiero obydwie odtwórczynie postaci Małgorzaty.

Podczas gdy Mefistofeles jest ucieleśnieniem czystej kalkulacji rozumowej, to do uczucia odwołuje się Małgorzata, budząc szczere wzruszenie, zwłaszcza w ujęciu tej postaci przez Katarzynę Oleś-Blachę. Jej ekspresyjny śpiew, operujący ciemnymi i ciepłymi barwami, wsparty oszczędnymi gestami, na długo pozostaje w pamięci.

Do niej niepodzielnie należała cała scena więzienna, również w duecie z Faustem, odśpiewanym wyjątkowo subtelnie, w dynamice pianissimo. Anna Wierzbicka położyła większy nacisk na stronę wokalną. Wraz z Zurabem Zurabiszwilim wydobyli też cały wdzięk z utrzymanego w rytmie mazura ustępu w Ogrodzie Marty.

Mefistofeles zaś okazuje się maszynistą świata, którego umownym wyobrażeniem jest teatr, skoro pod koniec, na jego znak, odsłaniają się kulisy, a więc wszystko, czego byliśmy dotąd świadkami zdaje się być tylko grą i złudzeniem? Rozwiązanie to przywodzi na myśl Shakes­peare’a, który skądinąd bliski był Boita na polu jego drugiej aktywności – jako librecisty.

Przejmująco zabrzmiał tragiczny monolog Heleny Trojańskiej o zagładzie Ilionu w wykonaniu posągowej urody Szwedki Marii Stattin. Zapowiada on już werystyczny przełom w operze włoskiej. Bardziej liryczna, również postaciowo, okazała się w tej roli Elodie Hache.

Udane epizody stworzyli: Paweł Brożek (Wagner) i Agnieszka Cząstka (Marta).

W krakowskiej inscenizacji obrazy płynnie przechodzą w siebie, niekiedy odznaczając się niekłamaną urodą kolorystyczną. Tym bardziej jednak zabrakło mi większej ciągłości i narastania napięcia w narracji orkiestrowej, zbyt rozpadającej się na epizody. Dopracowania wymaga też wyważenie proporcji brzmieniowych pomiędzy sceną i orkiestro­nem. Za to doskonale zabrzmiał przygotowany przez Zygmunta Magierę chór, zwłaszcza w imponującej fudze wieńczącej Sabat romantyczny.

Niektórych zdziwić mogą dźwięki obertasa, w rytm którego przechadzają się frank­furccy mieszczanie, ale historyczny Faust studiować miał w Krakowie, mógł więc wynieść w uszach jego dźwięki, a na dodatek kompozytor był półkrwi Polakiem (z matki Polki, ojca obcego – po latach przetłumaczy zresztą na włoski „Dziady”).

W minioną sobotę odbyła się też inauguracja 70., jubileuszowego sezonu artystycznego Filharmonii Krakowskiej.

Autorów dwóch utworów, które wypełniły program koncertu, łączą powinowactwa rysów biograficznych, dzieli natomiast różnica pokoleń, a co za tym idzie i języków muzycznych, co przejawia się w podejściu do motywów ludowych.

Piotr Czajkowski i jego arcypopularny I Koncert fortepianowy b-moll op. 23, to świat późnego romantyzmu z rozlewną frazą oraz skłonnością do przesadnego patosu. O ile w pierwszej części w grze Lilyi Zilberstein zacierały się nieco składowe tony pasaży, a ponadto dawały znać o sobie pewne rozdźwięki pomiędzy solistką i orkiestrą, to w nastrojowym Andante sem­plice z koncertującymi fletem i wiolonczelami zapanowało pomiędzy nimi pełne porozumienie, a w rondzie zdominował wszystko taneczny żywioł.

Z kolei muzyka baletowa do „Harnasiów” op. 55 Karola Szymanowskiego to do pewnego stopnia świat nowej rzeczowości, kiedy egzaltacje modernizmu ulegają przełamaniu za sprawą nowocześnie pojmowanych odniesień do folkloru.

Prowadzący koncert Michał Dworzyński potraktował tę partyturę jako rozległy fresk, a więc eksponował monumentalne brzmienie rozbudowanego aparatu wykonawczego, zarysowywał szersze płaszczyzny toku muzycznego. Ze swej strony Tomasz Szlenkier, wykonawca sola tenorowego, nie silił się na imitowanie góralskiego zaśpiewu białym głosem, ściśle trzymając się zapisu nutowego.

LESŁAW CZAPLIŃSKI
Eseista i felietonista, historyk idei, krytyk muzyczny, tłumacz literatury francuskiej, rosyjskiej i włoskiej; przekładał utwory m.in. Arriga Boita, Dominique’a Fernan­deza, Jeana Geneta czy Piera Paola Pasoliniego.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski