Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nic nie poradzę, że Mrożek wybrał sobie właśnie mnie

Rozmawiał Wacław Krupiński
Józef Baran i Sławomir Mrożek – obaj pochodzący z Borzęcina
Józef Baran i Sławomir Mrożek – obaj pochodzący z Borzęcina FOT. PIOTR WOJNAROWSKI
Rozmowa. Józef Baran o ukazującej się dziś jego korespondencji ze Sławomirem Mrożkiem.

– Z Archiwum Sławomira Mrożka znajdującego się w Fundacji Jana Michalskiego w Montricher w Szwajcarii otrzymałeś na początku roku kserokopie swoich 50 listów do autora „Tanga”. I...?

– Ucieszyłem się, a także poczułem dumę, że pisarz, parokrotnie zmieniający miejsca pobytu (Francja, Meksyk, Kraków, Ni­cea) wciąż te listy przechowywał, zatem nie były mu obojętne, podobnie jak ich autor.

To niesamowite, mając 66 lat zaglądać do studni czasu i widzieć swoje myśli i uczucia sprzed 30, 40 lat. Byłem wtedy młodym, wchodzącym w życie i poezję człowiekiem. Pracowałem jako nauczyciel w Skawinie.

– To wtedy nadszedł list od samego Sławomira Mrożka z Paryża?

– Tak. List po przeczytaniu mojego debiutanckiego tomiku wydanego w Wydawnictwie Literackim – „Nasze najszczersze rozmowy”. Wydawało mi się, że to list z nieba… Bo jak inaczej nazwać fakt, że moje wiersze wzruszyły i poruszyły europejskiej sławy pisarza? W tym pierwszym liście tłumaczył się z siebie, Mrożka – „na wypadek, gdyby Pan mnie nie znał”. Do dziś nie wiem, jak mój tomik dotarł do jego rąk.

– W pierwszych listach zwracacie się do siebie per pan, później Ty piszesz „Drogi Mistrzu”, on z kolei – „Drogi Ziomku”, wszak obaj urodziliście się w Borzęcinie. Jak to się stało, że w końcu Ty, młodszy o 17 lat, zaproponowałeś formę „ty”?

– Dla mnie samego jest tajemnicą, jak to się stało, że pisarz dał się porwać mojej młodzieńczej euforii i wciągnąć w kilkuletnią listowną dyskusję, poświęcając tyle czasu na pisanie nieraz bardzo długich listów do młodego wówczas poety. Faktycznie w trzecim czy czwartym liście zaproponowałem przejście na ty, na co on przystał, choć nie był człowiekiem skłonnym do fraternizowania się.

– A kiedy po raz pierwszy spotkaliście się osobiście w Krakowie?

– „Dopiero” i „na szczęście” po pięciu latach korespondowania. To brzmi paradoksalnie, ale tak jest… Po spotkaniach „na żywo” korespondencja jakby straciła na intensywności.

– Spotkaliście się także w Paryżu, o czym piszesz we wstępie do książki, postawiłeś mu wino... I nie pomogło to w konwersacji?

– Jego była narzeczona, z którą mnie poznał, zdradziła, że „Sławek jest najzabawniejszy i najbardziej błyskotliwy – taki jak w sztukach – gdy sobie podpije”. Widocznie „podpiliśmy” sobie za mało, bo nie potrafiłem go „odpancerzyć”…

Podczas paryskich spotkań przekonałem się, że ten wspaniały korespondent jest najtrudniejszym rozmówcą świata. Pamiętam, jak pochwaliłem się, że jadę na festiwal poetów z całego świata w Macedonii, na co on dociekał: „Iluż tych poetów będzie?”. – Chyba ze stu – wyjaśniłem. A on: „Stu poetów i wszyscy poeci, poeta obok poety i kaaażdy poeta!?” – ironizował… Lubił podcinać rozmowie skrzydła.

– A w listach?

– Dowartościowywał albo może lepiej – doceniał mnie jako poetę. Przecież od docenienia wierszy zaczęła się wymiana listów. Z każdym z nich dialog stawał się coraz bardziej równorzędny i intensywny.

Listy Mrożka są znakomite i nie zdezaktualizowały się. Mają wartość ponadczasową, ba, wyprzedzają czas, na przykład, gdy krytycznie ocenia Zachód, pisząc o triumfie infantylnej popkultury, relatywizmu i postmodernizmu – to tak jakby pisał o naszej polskiej rzeczywistości trzydzieści lat później.

Kapitalne są rozważania i refleksje Sławka dotyczące jego stosunku do religii, wyznania dotyczące naszego prowincjonalnego wychodzenia – jak on to napisał – „spod podłogi, spod szafy”. Także ostre sądy na temat literatury, sztuki, przenikliwe dywagacje o sensie i bezsensie życia, kobietach…

Ale i moje listy z czasem stają się – jak to dziś widzę – coraz lepsze literacko, niekiedy zadziorne i polemiczne wobec Mistrza… Nie są to w żadnym wypadku listy konwencjonalne, lecz częściej – przynajmniej jeśli chodzi o Mrożka – rozprawki filozoficzne, eseiki, cięte riposty mające zawsze charakter bardzo osobistych, autobiograficznych zwierzeń.

– Wymieniał się z Tobą tak intensywnie listami, a miał i innych korespondentów: Błońskiego, Lema, Skalmowskiego, Tarna...

– Z perspektywy lat sądzę, że dostrzegłszy w „ziomku” literacki talent, a jednocześnie mając świadomość swych cech introwertyka i trochę liryka (zapamiętałość w analizowaniu własnych stanów psychicznych, skłonność do skrótów myślowych, precyzji, ale i do metaforycznego ujmowania rzeczywistości) – znalazł we mnie lustrzane odbicie tej części osobowości, którą starannie maskował i nieczęsto mógł ujawniać w spotkaniach z innymi, widzącymi w nim głównie satyryka i humorystę.

Może byłem w jego oczach też jakąś alternatywną wersją jego losu? Nie sposób nie wspomnieć też o jego specyficznej sytuacji pisarza emigranta, odczuwającego mocniej swoje osamotnienie.

– Po latach i Ty ujawniłeś talent prozaika, czego wyrazem trzy wydane przez oficynę Zysk i S-ka tomy Twych dzienników. Czy to ciąg dalszy wymiany listów z autorem „Tanga”?

– Tak przynajmniej sądzi profesor Wojciech Ligęza, pisząc w posłowiu, że kształtujący się w listach do Mrożka styl refleksji i autorefleksji wykorzystałem później w dziennikach.

– A nie boisz się zarzutu, że publikując te listy, interesujące ponad wszelką wątpliwość, trochę grzejesz się w jego sławie?

– Nic nie poradzę, że wybrał sobie właśnie mnie na tego, który – jak to powiedziałeś – ma się ogrzewać w jego sławie... Widocznie taki był jego kaprys.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski