Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kochamy pana, panie Sułku

Jolanta Ciosek
Staram się sporo uśmiechać i śmiać. Również z siebie
Staram się sporo uśmiechać i śmiać. Również z siebie FOT. ADAM NOCOŃ
KRZYSZTOF KOWALEWSKI. Skończył 77 lat, zagrał blisko 100 ról w filmach i serialach i wciąż ma apetyt na kolejne.

To, że grałem z setkami bardzo utalentowanych i życzliwych mi kolegów to prawda, wspaniała prawda. Można zrobić dobrą rolę w pojedynkę, ale w duecie ze zdolnym partnerem robi się jeszcze lepszą – mówi Krzysztof Kowalewski, ulubieniec wielu pokoleń Polaków.

„Kocham pana, panie Sułku”. Czy ktoś z Seniorów, i nie tylko, nie zna tego określenia? To niemożliwe. Wychowały się na nim całe pokolenia radiosłuchaczy. A konkretnie przez ponad 20 lat Krzysztof Kowalewski użyczał swojego głosu panu Sułkowi w komediowym słuchowisku radiowym autorstwa Jacka Janczarskiego pt. „Kocham pana, panie Sułku”.

Razem z aktorką Martą Lipińską (czyli panią Elizą) stworzyli niezapomniany duet. A cytat: „Kocham pana, panie Sułku”. „Cicho, wiem!” stał się kultowy. Przed kilkoma laty Kowa­lewski i Lipińska ponownie spotkali się na planie – tym razem przed kamerami – i zagrali rodziców głównej bohaterki w komediach romantycznych „Nigdy w życiu” i „Ja wam pokażę!”.

Od kilku lat Krzysztof Kowalewski śmieszy widzów serialu „Daleko od noszy”. Jego bohater jest władczy, stanowczy i... bardzo zabawny, czym zdobywa kolejne rzesze fanów.

– Fabuła serialu oparta jest na żarcie absurdalnym, który jest mi bardzo bliski, w związku z tym odtwarzam tę rolę z pełnym przekonaniem – mówił Krzysztof Kowalewski w jednym z wywiadów.

Wciąż czekam na coś...

Ze swoim zawodem oswajał się od najmłodszych lat, bo jego mama, Elżbieta Kowalewska, była aktorką. Często zabierała go do teatru, gdzie spędzał wiele godzin i nasiąkał jego atmosferą. Do warszawskiej szkoły teatralnej dostał się jednak dopiero za drugim razem.

Zadebiutował jako łucznik w filmie „Krzyżacy”. Na swoim koncie ma wiele dramatycznych ról, ale widzowie pokochali jego komediowe wcielenia w „Brunecie wieczorową porą” i „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?”.

W wywiadach podkreśla, że w aktorstwie na równi z talentem liczy się pracowitość.

– Jeśli jej nie ma, to na dłuższą metę niewiele można osiągnąć. Aktor nie powinien też mieć poczucia, że jest spełniony do końca. Ja wciąż oczekuję czegoś nowego! To uczucie napędza mechanizm ciekawości, pragnienie nowości. Wciąż chcę coś robić, czekam na coś... – opowiada Krzysztof Kowalewski w wywiadach.

„Skarpetka w ręku”

Kiedy Kowalewski skończył 75 lat, a było to przed dwoma laty, zafundował sobie urodzinowy prezent. Była nim książka „Skarpetka w ręku. Krzysztof Kowalewski w garderobie” Romana Dziewoń­skiego. To z niej dowiadujemy się od bohatera, że „moim terenem żerowania, polowania, bytowania... ŻYCIA jest mój teatr. Teatr Współczesny”.

W książce, na którą składają się anegdoty, historie zza kulis, wspomnienia Teatru Kwadrat, STS-u, Dramatycznego i wielu wspaniałych artystów, są opowieści o teatrze, jaki był. O teatrze, „który jest dla bohatera jedynym schronieniem”. Ale to też książka o życiu na scenie i poza sceną, o jej kulisach i garderobie.

Artysta, pytany o najważniejszą cechę w zawodzie aktora, odparł: – Talent to jest coś, z czym się człowiek rodzi albo nie. Załóżmy, że mówimy o aktorze utalentowanym. Wtedy niewątpliwie równolegle z talentem idzie pracowitość. Jeśli nie ma pracowitości, precyzji, to na dłuższą metę niewiele można osiągnąć.

Kowalewski zagrał blisko 100 ról w polskich filmach i serialach. Na dużym ekranie debiutował w 1960 r. Duże uznanie widzów przyniosła mu rola Rocha Kowalskiego w „Potopie” Jerzego Hoffmana, a po latach wystąpił u Hoff­mana w „Ogniem i mieczem” jako Zagłoba.

A któż go nie pamięta z „CK. Dezerterów” czy „Rysia”? I jeszcze wspomniany, legendarny dziś pan Sułek, którego niejedno powiedzonko weszło do potoczonej mowy. Sam Ko­walewski mówił o swym bohaterze: „Starszy bęcwał w młodym wieku”.

Od 1977 r. artysta jest związany z warszawskim Teatrem Współczesnym. Kto chce zajrzeć za kulisy tego i innych teatrów, poznać poczucie humoru jubilata, ujrzeć jego „służbowe” i prywatne oblicze, ten przytrzyma „Skarpetkę w ręku”.

Ostatnia deska ratunku

Garderobę poznał jeszcze, bywając w teatrze za sprawą matki aktorki. To właśnie obserwowane życie zakulisowe skłoniło go, by obrać ścieżkę aktorską.

– Miało to wpływ, ale zasadniczo decyzja o aktorstwie była dla mnie ostatnią deską ratunku, bo w odróżnieniu od moich kolegów po maturze nie bardzo wiedziałem, co ze sobą zrobić. Moi przyjaciele wiedzieli, jaki kierunek chcą obrać, a ja byłem jak we mgle. W końcu realia zmusiły mnie, żeby się zastanowić nad przyszłością, ale ponieważ niczego nie wymyśliłem, a teatr znałem trochę z widowni, trochę od wewnątrz, bo się swego czasu poobijałem po kulisach, pomyślałem, że spróbuję. Wybrałem, nie zdając sobie jeszcze wówczas sprawy, że to takie ciężkie.

Kowalewski pytany, kto w domu miał wpływ na jego wychowanie, odpowiada z zadumą: – Moja matka. Ja w zasadzie ojca nie miałem, został rozstrzelany przez Sowietów w Charkowie. Od dziecka bardzo chciałem zostać aktorem.

Śmiać się z siebie

Kiedy aktor obchodził jubileusz 75-lecia, nachodziły go refleksje o przemijaniu, wspomnienia z młodości, a nawet takie marzenia: – Wolałbym być młodym aktorem w dzisiejszych czasach. Miałbym inne możliwości, wybór. Przede wszystkim nauczyłbym się biegle przynajmniej dwóch języków, żeby móc w nich grać. Niekoniecznie musiałbym wtedy pracować w Polsce. Nie mówię, że w ogóle, ale miałbym jakąś możliwość wyboru.

A co trzeba robić, by zachować dobrą kondycję do późnych lat?

– Ruszać się trzeba. Sport uprawiać! Pływam, jeżdżę na rowerze; nawet zimą jeżdżę, bo sobie kupiłem tzw. rower stacjonarny! Ale przede wszystkim, bez przerwy pracuję, a praca konserwuje. Co prawda, zostałem aktorem, żeby... mało pracować, za to dużo bankietować, ale się nie sprawdziło.

Kowalewski, pracujący emeryt, jak siebie nazywa, trzyma się znakomicie. Wakacje spędza często we Włoszech. Kiedyś zafascynowały go Toskania i Umbria. Pytany, czy rozpoznaje bezbłędnie te włoskie krajobrazy, przyznał, że łatwiej sobie radzi z winami. Lubi chianti. Zapewne wino, kobiety i śpiew gwarantują aktorowi dobrą kondycję. Stara się lubić ludzi i nie szukać wrogów. No i wciąż się odchudza.

– A przede wszystkim staram się sporo uśmiechać i śmiać. Również z siebie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski