Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków potrzebuje odświeżenia

Rozmawiał Grzegorz Skowron
Rozmowa. - Czas na zmianę. Na zmianę Jacka Majchrowskiego - mówi Marek lasota, kandydat centroprawicy na prezydenta Krakowa

- Marek Lasota - człowiek Prawa i Sprawiedliwości. Przyzwyczaił się Pan już do tego?

- Nie, ponieważ jestem człowiekiem jednoczącej się, przynajmniej w Krakowie, centroprawicy, a nie PiS.

- Chyba jednak jest Pan kandydatem PiS z poparciem prawicy, skoro akceptację wyrażał sam prezes PiS Jarosław Kaczyński.

- To nie do końca jest tak - decyzję o kandydowaniu na prezydenta podjąłem ja. Oczywiście rozmowa z Jarosławem Kaczyńskim ją poprzedziła, ale podczas niej usłyszałem, że prezes Prawa i Sprawiedliwości akceptuje mój pomysł na Kraków i przebieg kampanii wyborczej. A to, jak rozumiem, jest także do zaakceptowania, a przede wszystkim do zrealizowania przez struktury PiS w Krakowie.

- Dla Jarosława Kaczyńskiego bardzo ważna jest lojalność. Czy w przypadku Marka Lasoty możliwa jest niezależność?

- Tak sądzę, skoro prezes nie zgłosił zastrzeżeń do moich postulatów. Z jego strony nie było żadnych sygnałów, że go coś niepokoi i że ma do czegoś zastrzeżenia.

- Nie boi się Pan zdominowania przez polityków PiS? Czy będzie miał Pan całkowitą dowolność na przykład w doborze wiceprezydentów?

- Nie podjąłbym się tej misji, gdybym nie miał przeświadczenia, że właśnie tak będzie.

- To może pokażmy tych potencjalnych wiceprezydentów...

- Nie lubię dzielić skóry na niedźwiedziu. Teraz trzeba skupić się na kampanii wyborczej.

- Kto pierwszy powiedział Panu: "Słuchaj, mamy taki pomysł..."?

- To był Ryszard Terlecki.

- Kiedy dostał Pan propozycję zostania kandydatem prawicy na prezydenta Krakowa?

- Mniej więcej miesiąc temu.

- A podobno pomysł zrodził się dużo wcześniej. Tak długo trwały uzgodnienia w PiS?

- Nie mam pojęcia.

- Rozmowa z posłem Terleckim była decydująca?

- W pierwszej chwili nie potraktowałem tego aż tak poważnie. Stoczyłem kilkutygodniową walkę ze sobą, mierzyłem swoje siły i możliwości. Jednym z czynników, który zdecydował o mojej zgodzie, były telefony od różnych ludzi z entuzjastycznym poparciem. Moje zaniepokojenie rosło, bo nie było ani jednej krytycznej uwagi: "Po ci to, otrząśnij się, przestań się wygłupiać". Po raz pierwszy byłem w sytuacji, w której wszyscy mówili, że to dobry pomysł.

- Jan Rokita dzwonił?
- Oczywiście, także on.

- Będzie angażował się w kampanię wyborczą Marka Lasoty?

- Należałoby o to zapytać jego, ale myślę, że nie. Nie ukrywam, że doświadczenie Jana Rokity w szeroko rozumianej polityce jest ważnym materiałem, do którego mogę się odnosić i sięgać. Nie sądzę jednak, żeby on odczuwał potrzebę zostania twarzą mojej kampanii wyborczej.

- Pytam o to, bo zapowiada Pan przedstawianie programu wyborczego po kawałku. Tak Jan Rokita prowadził kampanię w 2002 r., gdy kandydował na prezydenta Krakowa.

- To nie jest związane z jego sugestiami.

- Czy dzwonili też politycy PO?

- Oczywiście, choć w tym przypadku większość telefonów dotyczyła pytań, czy to prawda, że będę kandydatem.

- Czy kontekst PO-PiS, takie postawienie się między tymi partiami, to strategia na pokonanie obecnego prezydenta Jacka Majchrowskiego?

- Tak, z bardzo prostego powodu. Mam poczucie, że 12 lat pracy pana profesora wycisnęło niezatarte piętno na naszym mieście, także korzystne. Ale Kraków zaczyna rozpaczliwie szukać haustu świeżego powietrza. I w przenośni, i w rzeczywistości. W tym drugim przypadku mam na myśli to, co dzieje się z naszym powietrzem, a w pierwszym, że czas na zmianę. 12 lat to epoka w dziejach Krakowa. Prof. Majchrowski stworzył kawał historii tego miasta…

- Ale przecież podczas prezentacji użył Pan sformułowania; "Kraków miastem zła…".

- Może nie tak dosadnie. Są także w Krakowie złe rzeczy. One nie muszą być skutkiem złych decyzji. Często brak decyzji, gdy pojawia się coś niepokojącego, jest już złym rozwiązaniem.

- I Pan, w przeciwieństwie do urzędującego prezydenta, potrafi te decyzje podejmować.

- Mam jakieś doświadczenie, choć może nie tak rozległe jak zarządzanie Krakowem. Ale zasady są zawsze te same - jeśli ktoś podejmuje się zarządzania, to musi podejmować decyzje.

- Obecny prezydent utracił możliwość podejmowania decyzji?

- Nie chciałbym dokonywać oceny prezydenta Majchrowskiego. Wiem jednak, że wieloletnie sprawowanie funkcji zawsze na pewnym etapie przekształca się w rutynowe zachowanie. Jako dyrektor oddziału IPN od 7 lat też zauważyłem, że tworzą się pewne rytuały. To nie jest zjawisko złe samo w sobie, ale można utracić czujność i wtedy pojawi się niedostrzeżone zło, niedostrzeżony problem. To powoduje, że czas się zatrzymuje, rozwój miasta spowalnia. Czas to zmienić.

- Ale hasło "Czas na zmiany" miał Stanisław Kracik 4 lata temu. Nie przekonało krakowian.
- On mówił o zmianach, a ja o zmianie. To subtelna, ale jednak różnica. Jestem święcie przekonany, że takim organizmem jak Kraków nie kieruje jedna osoba, ale ona legitymizuje jego funkcjonowanie. Zmiana ma polegać na tym, że na czele tego wielkiego organizmu stanie ktoś, kto zapewni świeżość, taki właśnie łyk świeżego powietrza.

- I to wystarczy?

- To nie rozwiąże wszystkich problemów, ale uaktywni cały aparat urzędniczy do nowych działań. Świeżość polega też na tym, że trzeba wyzwolić z urzędników uśpioną energię.

- Czy różnica między Markiem Lasotą a Jackiem Majchrowskim polega tylko na świeżości?

- Mnie będzie znacznie łatwiej spędzać czas na mieście niż za biurkiem w gabinecie prezydenta. Mam więcej sił.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski