Kraków, ulica Szewska, piątek wieczorem. Klub Rewolucja organizuje trzecią, doroczną imprezę integracyjną dla licealistów.
W zaproszeniu jest napisane, że każdy, kto na Facebooku udostępni informację o tym wydarzeniu przynajmniej 300 osobom, dostanie wejściówkę za darmo. 16-latkowie z krakowskich liceów w zaproszeniu są informowani, że będą mieli zniżki na piwo, wódkę i drinki.
Godzina 20.45. Jest już około 70 osób, które chcą wejść do klubu. Większość nastolatków robi dodatkowo zakupy alkoholowe w sklepie znajdującym się naprzeciwko. Wódkę i piwo piją na Plantach. Zawsze jeden z licealistów stoi na czatach, żeby ostrzec pozostałych o zbliżającym się radiowozie policji lub straży miejskiej.
Godzina 22.40. Zabawa w Rewolucji trwa w najlepsze. Na parkiecie jest ponad 100 pijanych nastolatków. Otwarte są dwa bary. Przy pierwszym dziewczyna sprawdza wszystkim dokumenty tożsamości. Nie ma zbyt wielu klientów. Dlatego, że większość zamawia alkohol w drugim barze, w głębi lokalu, gdzie nie ma kontroli.
Na piętrze znajduje się palarnia i tłum palących nastolatków. W pierwszym fotelu siedzi dealer narkotyków, żywcem wyjęty z filmu Miami Vice - białe spodnie, koszulka w palemki z krótkim rękawem. Dealer wydaje tylko towar: skręty marihuany i kulki haszyszu. Kasę przyjmują dwaj panowie z grubymi karkami, którzy siedzą koło niego.
Godzina 23.30. O tym, że dealer może sprzedawać narkotyki nieletnim, wie już policja, która patroluje Planty w okolicach ul. Szewskiej. Początkowo wygląda na to, że funkcjonariusze rzeczywiście chcą sprawdzić, co dzieje się w pobliskim klubie na imprezie dla nastolatków. Okazuje się jednak, że nie interweniują. Odjeżdżają.
Godzina 0.15. O pijanych oraz odurzonych narkotykami nastolatkach, którzy wytaczają się z bramy, gdzie mieści się klub, dowiadują się strażnicy miejscy patrolujący okolice Rynku Głównego. Twierdzą jednak, że nie mogą nic zrobić. - Mamy przepisy, których musimy się trzymać. Jeśli nieletni nie ma alkoholu w ręce, nie możemy go zatrzymać - twierdzi jeden ze strażników.
Godzina 1.30. Menedżer klubu Rewolucja, nie przejmuje się, że w jego klubie jeszcze o tej porze bawi się ponad 100 pijanych nieletnich. Reaguje dopiero na informację o dealerze sprzedającym narkotyki.
- Proszę nas o to nie obwiniać, bo z dealerką walczą wszystkie krakowskie kluby - mówi. - Nie możemy każdego obmacywać, jak FBI pasażerów na lotniskach - dodaje. Nie ma jednak nic do powiedzenia na uwagę, że namierzenie dealera wcześniej nie było takie trudne.
W tym czasie w palarni nikt już nie handluje marihuaną i haszyszem. Na parkiecie, przy ostrej muzyce techno tańczy kilkadziesiąt osób. Wielu z nich wygląda na nieletnich; są pijani, część pod wpływem narkotyków. - Nie ma takiej możliwości - twierdzi menedżer Rewolucji. Przeczy w ten sposób faktom, skoro kilkadziesiąt minut wcześniej barmani lali alkohol nieletnim, nie żądając żadnego dokumentu. - A w ogóle po co ta cała afera? - pyta. - Źle, że się dzieciaki bawią?
Dlaczego policja i straż miejska nie zatrzymały dealera narkotyków i nie przerwały libacji nastolatków? Rzecznicy obu instytucji zapewnili nas wczoraj, że dziś odniosą się do tej sprawy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?