„Magia w blasku księżyca” to opowieść o próbie zdemaskowania kobiety-medium przez doświadczonego i cynicznego Stanleya, która przynosi w życiu bohatera niespodziewane zmiany. Stanley – jako uznany magik – zostaje poproszony o pomoc w ujawnieniu iluzjonistycznych technik, jakimi posługuje się piękna Sophie. Prosi o to przyjaciel głównego bohatera, który martwi się o los najbliższych. Majętni ludzie dali się bowiem uwieść czarowi Sophie i wierzą w każde jej słowo.
Film to konfrontacja dwóch światopoglądów na ekranie; „czucia i wiary” reprezentowanych przez Sophie oraz „szkiełka i oka” – ideowych atrybutów Stanleya. To zderzenie staje się fabularnym trzonem allenowskiej historii. Może nie pasjonującej, ale jednak ujmującej lekkością i stylistycznym wdziękiem – typowym dla komedii Allena.
W „Magii...” powracają motywy przewijające się przez całą twórczość amerykańskiego filmowca. Reżyser nadal stawia pytania o sens ludzkiego życia oraz poszukuje drogowskazów na krętej i ponurej drodze egzystencji człowieka, zawieszonego między naukowym a duchowym podejściem do świata.
W latach największej świetności reżysera w jego filmach pojawiali się światowej sławy intelektualiści, tacy m.in. jak Marshall McLu- han czy Susan Sontag, którzy brali udział w filozoficznych rozważaniach Allena na ekranie. Dziś nie są mu oni potrzebni, bo rozważania, które – w imieniu twórcy – prowadzą bohaterowie, utrzymane są w zupełnie innej, lżejszej tonacji, dzięki czemu trafiają w gusta masowej publiczności. To zresztą jeden z najczęstszych zarzutów stawianych pod adresem Allena, odkąd przeniósł się ze Stanów Zjednoczonych do Europy, gdzie kręci swoje filmy od 2005 r., z małymi wyjątkami w postaci „Co nas kręci, co nas podnieca”.
Nie oczekujmy więc, że w „Magii w blasku księżyca” duet Emma Stone i Colin Firth stworzyli parę na miarę Diane Keaton i Woody’ego Allena w „Annie Hall”. Ten etap życia reżyser ma już dawno za sobą.
Z cynika i twórcy wojującego szabelką sarkazmu, zamienił się w dobrotliwego ojca i wiernego męża, skłonnego dziś jedynie do snucia opowieści sytuujących się na pograniczu urokliwego banału rodem z baśni o mężnych książętach i długowłosych księżniczkach, których historie kończą się zwykle ckliwym happy endem.
Nie inaczej jest w „Magii...”. Dziewczęca Sophie, choć nie grzeszy intelektem, posiada wszelkie atuty, aby zauroczyć nawet najbardziej zatwardziałego i odpornego na kobiece wdzięki mężczyznę, takiego np. jak Stanley. Bohaterowie czubią się, ale w końcu odnajdują nić porozumienia.
Czy to efekt magii uczucia, w które nie chce uwierzyć Stanley?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?