Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po pięćdziesiątce zacząłem patrzyć na świat łagodniejszymi oczami

Rozmawia Ryszarda Wojciechowska
zdjęcia Karolina Markiewicz/Sony Music Polska
Nie chce udawać młodszego niż jest. Jeszcze. Bo Robert Gawliński wcale nie wyklucza, że za dwadzieścia, trzydzieści lat coś sobie poprawi. Twierdzi, że dojrzał. Przestał być furiatem, który zamiast myśleć, wybucha. Ale dać czadu jeszcze potrafi.

–Dużo wody upłynęło od czasu, kiedy fanki pisały na twoim śmietniku lakierem do paznokci: „To święty śmietnik, bo tutaj śmieci wyrzuca Robert Gawliński”. Pamiętasz tę historię?

–Pamiętam, ale częściej przypominają mi ją dziennikarze. Ja rzadko robię sobie powroty do przeszłości. Chyba że chcesz?

–Chcę, bo wilkomania na początku lat 90. była niespotykanym w Polsce fenomenem. Od tamtego szaleństwa mogła się młodemu człowiekowi zapalić głowa. Tobie udało się przetrwać.
– Wielu przyjaciół odeszło, bo brało narkotyki. Też mam swoje za uszami. Próbowaliśmy wszystkiego, powiedzmy, tak na sportowo. Nigdy nie przerodziło się to w ciąg.

– Czasami zdarzyło Ci się wyjść na scenę w stanie lekkiego albo cięższego upojenia. Teraz już nie?

– Raczej nie. Ale może się zdarzyć, tak jak Januszowi Panasewiczowi, słabszy dzień. Coś wypił, nie zjadł wcześniej obiadu. Potem wyszedł na scenę. My już jesteśmy po pięćdziesiątce i organizm ma prawo czasami się zbuntować . U nas jest zasada, że przed koncertem nie pijemy mocnych alkoholi.

– No to pełna nuda.
–Cieszę się, że wokół nas nie ma szumu. Patrzę na młodych i myślę, że to ich czas. Wokół nich powinno kipić, skoro nie ma szumu wokół ich muzyki. Mówię to żartem i serio. Serio, bo rzeczywiście poziom artystyczny młodych zespołów mógłby być nieco wyższy. A żartem, bo jak oni nie zrobią wokół siebie hałasu, to nikt ich piosenek nie puści w radiu. Czasy są trudniejsze.

–Nie masz dobrego zdania o celebrytach. Celebra Cię jakoś uwiera?

–Nie chodzi o to, że uwiera. Głupawka jest wszędzie. Mam gorsze przemyślenia, jeżeli chodzi o świat. I to mnie przeraża.

–Co Cię przeraża?

–To, co robi Putin, na przykład. To jest tak, jakbyśmy się cofnęli do początku XX wieku. Boję się też zalewu niewybrednej rozrywki. Jestem fanem gier komputerowych i widzę, co się dzieje na tym rynku. Kiedyś były dla inteligentnych ludzi. Dziś tworzy się je dla młodych kretynów. Wszystko jest koszmarnie uproszczone. Zamiast się rozwijać, cofamy się, a raczej zwijamy. Jakbyśmy na którymś zakręcie historii skręcili w złą stronę. I znaleźli w miejscu, w którym hoduje się coraz głupsze społeczeństwo.

– Gorzko.

–Bo to jest społeczeństwo, które ma być jedynie mrówkami robotnicami i coś tam wytwarzać dla rządów, które są raczej iluzoryczne. Tak naprawdę światem rządzą korporacje, które potrzebują tylko mrówek robotnic. Jesteśmy w pułapce. Ale sami sobie tę pętlę założyliśmy na szyję. I boję się, że będzie się coraz mocniej zaciskać. Oby to się nie skończyło totalną wojną albo tym, że kolejny kretyn trafi tym razem nie w samolot, a w stolicę europejską i to nuklearnym pociskiem.

– Nie przelewasz tych lęków na papier. Nie tworzysz manifestów politycznych.

– Bo uważam, że artyści powinni się trzymać od polityki z daleka.

–Dlaczego? Artysta, jak każdy, ma prawo wyrażać swoje opinie.

–Mnie niepokoi podpieranie się polityków artystami. Otaczanie ludźmi znanymi i podziwianymi. Ale odwrotnie? Dalej nie mamy świadczeń, twórcy stracili też pięćdziesięcioprocentowy uzysk. Niedawno otrzymałem wyliczenie wysokości mojej emerytury. I wyszło, że to będzie 550 złotych. Czy to nie żałosne? Unia Europejska też bardziej przypomina mi Związek Radziecki niż prawdziwą unię. To centralne zarządzanie, te idiotyzmy wprowadzane jako rozporządzenia. Więc od polityki jak najdalej.

– Mówisz, że w Polsce cała branża muzyczna jest chora. Na czym ta choroba polega?

–Powstały, co prawda, związki zawodowe, ale wciąż niewiele znaczą. Bo teraz każdy orze, jak może. Nikt nie zrobi niczego dla idei. Jesteśmy wypruci z tych wszystkich uczuć. Słyszę: dobra, dobra, jak wy nie chcecie zagrać, to nie grajcie. Ja sobie zagram, bo potrzebuję pieniędzy. Nie ma wspólnoty, wzajemnego myślenia, żeby coś wspólnie poprawić.

–To tak jak w innych dziedzinach życia, po prostu nie ma solidarności.

–Aż trudno uwierzyć, że 30 lat temu w Polsce narodził się taki ruch. Że byliśmy takim mądrym i solidarnym narodem. A wracając jeszcze do celebrytów, nic do nich nie mam. Nie obchodzi mnie jednak to, co oni robią, bo to nie jest nic wartościowego ani ciekawego. Nie jestem jednak ultrasem. Brzydzę się każdym fundamentalizmem i wiem, jak jest groźny dla całego świata. Czy to jest taki skrajny patriotyzm, czy ultra- katolicyzm, czy ultraislamizm, to ci wszyscy ludzie, którzy za tym stoją, nie mają nic dobrego do powiedzenia światu. Oni chcą świat podzielić i urządzić po swojemu.

–31 sierpnia to nie tylko rocznica Porozumień Sierpniowych, ale też Twoich urodzin. To urodziny po pięćdziesiątce i tego się trzymajmy. Boisz się upływu czasu?

–Nie.

– Nie chcesz udawać młodszego?

–Nie przymierzam się do liftingu. Ale może w wieku 70 lat coś sobie poprawię.

–To dobry moment w Twoim życiu, ta pięćdziesiątka?

–Co ty się tak do tej pięćdziesiątki przyczepiłaś?

–Patrzysz w lustro i co widzisz?

–Czasami zmęczonego człowieka, jak na przykład teraz. Ale wczoraj próba, jutro też, pojutrze, potem festiwal, następnie Lubawa, Uniejów. I to tylko jeden tydzień. Poza tym każdy myślący człowiek ma czasami gorsze dni, wątpi, wpada w trudne rozważania, czy nawet w dół. Ja jestem meteopatą i te jesienno-zimowe miesiące z siwym niebem działają na mnie źle. Wtedy muszę wskakiwać w pracę. Najlepiej jest, jak nagrywamy płytę. Endorfiny same się wydzielają. Ale jest też tak, że jak napiszę kilka tekstów, to czuję się intelektualnie pusty. Na początku to świetne, nawet euforyczne uczucie. Wtedy lubię sobie jeszcze tę euforię podkręcić, wypijając więcej niż jedną butelkę wina. A następnego dnia nie wiem, w co ręce włożyć.

–Jaką zmianę zauważyłeś u siebie ostatnio?

– Jako pięćdziesięciolatek zacząłem patrzeć na świat łagodniejszymi oczami. Jestem furiatem i wcześniej zdarzało mi się wybuchnąć. Dopiero po dłuższej chwili przychodziła refleksja. Teraz staram się tak nie reagować.

–Nie żałujesz pewnych rzeczy, o których wcześniej dziennikarzom powiedziałeś? Na przykład tego, że rzucałeś nożem w żonę, czy tego?

–No i co z tego? Mam 50 lat, dobrze się czuję, mój zespół jest świetny. Czego mam żałować?

–Sukcesem jest to, że Wilkom udaje się trwać już ponad 20 lat na scenie.

–Trwanie to chyba najtrudniejsza rzecz w życiu artystycznym. Przychodzą słabsze momenty, trudniejsze lata i trzeba przez to przebrnąć. Bo potem znowu zaświeci słońce, pojawi się jakaś nowa „Baśka” i cyrk się będzie kręcić.

Robert Gawliński (ur. 1963) – wokalista i gitarzysta rockowy, autor piosenek. W połowie lat 80. zyskał pewną sławę jako lider zespołu Madame. Po jego rozpadzie występował m.in. w grupach Made In Poland, Opera (z byłymi muzykami Republiki) oraz Złotousty i Anioły (z Markiem Jackowskim z Maana- mu). Na początku lat 90. założył Wilki, które okazały się bodaj najpopularniejszą polską formacją rockową tamtej dekady. Od 1995 r. działa równolegle w zespole i solo. Od 1997 r. żonaty z Moniką, która jest także jego menedżerem. Mają dwóch 22-letnich synów bliźniaków, którzy także są muzykami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski