Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z bramki do biznesu

Bartosz Karcz
Robert Gaszyński (na zdjęciu z 1992 roku drugi z prawej w dolnym rzędzie) był w Wiśle również menedżerem
Robert Gaszyński (na zdjęciu z 1992 roku drugi z prawej w dolnym rzędzie) był w Wiśle również menedżerem Historia Wisły
Sylwetka. Robert Gaszyński przez 10 lat był bramkarzem Wisły. Później w klubie odpowiadał m.in. za transfery. W ostatnich latach pracował za granicą, ale teraz może wrócić do Krakowa

Wczoraj informowaliśmy, że po zwolnieniu Jacka Bednarza w Wiśle Kraków planują, aby prezesem został od nowego roku jej były bramkarz, Robert Gaszyński. Może stać się to dopiero za kilka miesięcy, bo Gaszyński ma zobowiązania zawodowe na Węgrzech. Starsi kibice doskonale pamiętają, pochodzącego z Białegostoku "Gaszkę", który w Wiśle spędził aż dziesięć lat, w czasie których rozegrał 104 mecze. Młodszym fanom warto przypomnieć jego sylwetkę.

Robert Gaszyński do Wisły Kraków trafił w 1979 roku w wieku niespełna 18 lat. Przez kilka sezonów był zmiennikiem m.in. Janusza Adamczyka czy Jerzego Zajdy. Po odejściu tego drugiego stał się podstawowym golkiperem. Ostatni raz zagrał w barwach Wisły jesienią 1989 roku w meczu z Motorem Lublin.

Gaszyński miał opinię solidnego bramkarza. Był bardzo lubiany przez kolegów. Długo grał w jednej drużynie m.in. z Markiem
Motyką, który dzisiaj wypowiada się na temat kolegi z boiska w samych superlatywach.

- To był utalentowany bramkarz - mówi Motyka. - Był to też bardzo inteligenty chłopak i trzeba przyznać, że był materiałem na bardzo dobrego bramkarza. Miał jednak też trochę pecha, bo w Wiśle w tamtych latach byli ludzie, z którymi nie było łatwo wygrać rywalizację. Przyszedł jednak moment, gdy wskoczył do bramki i przez szereg lat nie oddał miejsca.

Był bardzo szanowanym zawodnikiem. W bramce był wyważony, ale miał bardzo donośny głos, z którego potrafił zrobić użytek. Nam, obrońcom, to pomagało, bo jego uwagi były konstruktywne. Bardzo dobrze czytał grę i wiedział jak nas poprzesuwać.

- Robert był bardzo dobrym kolegą, zrównoważonym, spokojnym i zupełnie nie przystającym do opinii o bramkarzach, którzy muszą być lekko zwariowani - dodaje Artur Gaweł, który pod koniec lat 80. XX wieku był zmiennikiem Gaszyńskiego w Wiśle.

- Ja trafiłem do Wisły jako bardzo młody chłopak i Robert był dla mnie wzorem. Nigdy się nie wywyższał, zawsze służył pomocą. Uchodził za wzór profesjonalisty. Wszyscy wiedzieli, że Robert nie pije alkoholu, nie pali papierosów, co wtedy w przypadku zawodników wcale nie było takie oczywiste. Miał też jasno sprecyzowane plany na życie. Pamiętam, że podczas zgrupowań przerwy wykorzystywał na naukę języków. Wiedział, czego chce i jak się później okazało swój cel osiągnął, bo zrobił karierę w biznesie.

Tę opinię o Gaszyńskim poza boiskiem potwierdza również Motyka: - Jeśli chodzi o wiedzę, o jej przyswajanie, to był człowiek z zupełnie innej bajki niż większość piłkarzy. Nie tylko skończył dwa kierunki na studiach, ale również potrafił się sam nauczyć języka angielskiego i to tylko z książek i kaset. Głos Roberta bardzo liczył się w szatni, bo zawodnicy jak bliżej go poznali, to zorientowali się, że on ma dużą wiedzę, praktycznie na każdy temat. Dlatego miał w drużynie bardzo duży autorytet. Nie zdziwiło mnie, że powiodło mu się w biznesie.

Rzeczywiście, Robert Gaszyński w młodości czas poświęcał nie tylko grze w piłkę nożną. Ukończył Akademię Górniczo-Hutniczą, a także Uniwersytet Jagielloński. Po zakończeniu kariery początkowo został jednak przy futbolu. Pracował w Wiśle, gdzie odpowiadał m.in. za transfery. Ciekawostką jest, że to właśnie Gaszyński stał za sprowadzeniem do Krakowa niejakiego Noela Chamy Sikhosany, który co prawda zagrał w zespole "Białej Gwiazdy" tylko jeden mecz, ale za to przeszedł do historii jako pierwszy czarnoskóry piłkarz, grający w Wiśle.

W pewnym momencie odszedł jednak od futbolu. Ma czym się pochwalić, jeśli chodzi o karierę biznesową. Był menedżerem w firmie SC Johnson. Później w roli dyrektora pracował w Telekomunikacji Polskiej. Karierę robił również w Republice Południowej Afryki, a od pewnego czasu pracuje na Węgrzech. I właśnie w Budapeszcie skontaktowali się z nim przedstawiciele Wisły, przedstawiając ofertę powrotu do Krakowa w roli prezesa.

Ten ponoć ją przyjął, ale jasno postawił sprawę, że aby podjąć pracę przy ul. Reymonta, musi pozamykać swoje sprawy na Węgrzech. Czy Robert Gaszyński rzeczywiście będzie prezesem Wisły, przekonamy się za kilka miesięcy, bo do stycznia czeka nas dość długi okres, w czasie którego wiele może się wydarzyć.

O tym, że zatrudnienie Gaszyńskiego w roli prezesa byłoby dobrym krokiem, przekonany jest jednak w pełni Marek Motyka, który mówi: - To jest człowiek kompetentny, znający języki, a przy tym z dużym, praktycznym doświadczeniem w sporcie i bieznesie. Niewielu jest takich ludzi w Polsce, dlatego nie dziwię się, że w Wiśle ktoś pomyślał o zatrudnieniu Roberta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski