Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawda o walce o nasze głosy

Grzegorz Skowron
Tydzień w Krakowskiej Polityce. Zarządzenie przez premiera wyborów samorządowych może być pretekstem do zastanowienia się, o co będzie toczyć się walka w Krakowie.

Przecież wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że kwestia obsadzenia fotela prezydenta miasta jest już rozstrzygnięta. Wprawdzie PiS deklaruje wyciągnięcie asa z rękawa (jakiegoś profesora intelektualistę), ale trudno spodziewać się, by wystarczyło to do pokonania Jacka Majchrowskiego.

Tak naprawdę bój toczy się tylko o to, ile miejsc w 43-osobowej Radzie Miasta przypadnie poszczególnym komitetom. Czy PO uda się utrzymać większość? Na ile swój wynik poprawi PiS? Czy Jacek Majchrowski będzie miał więcej swoich radnych? I czy w sali obrad przy placu Wszystkich Świętych pojawią się przedstawiciele Solidarnej Polski, Polski Razem, a może i Nowej Prawicy?

Ale i ta walka nie będzie tak emocjonująca jak boje, które już się toczą, a które są niedostępne dla postronnego widza, czyli wyborcy. Chodzi o układanie list z kandydatami na radnych, które w każdej partii budzi spory, kontrowersje, a nawet prowadzi do bratobójczej wojny. Zwycięzcy otrzymują numer jeden na liście, bo to miejsce jest prawie 100-procentową gwarancją dostania się do Rady Miasta.

Dwójka też jest dobra, ale pewności zdobycia mandatu już nie daje. Im niżej ktoś znajdzie się na liście, tym mniejsze jest prawdopodobieństwo zasiadania w ławach radnych przez następne 4 lata. To także oznaka tego, że taki kandydat został wygryziony przez kolegów partyjnych, którzy w wewnętrznych rozgrywkach okazali się mocniejsi, skuteczniejsi, byli bliżej szefa układającego listy.

W walce o miejsca na liście nie ma żadnej litości. Bo zwycięzca pozostanie na scenie publicznej, przegrany zniknie z niej na kilka lat. A powrót na nią po następnych wyborach będzie jeszcze trudniejszy niż utrzymanie się na niej teraz.

Jeśli ktoś myśli, że po ułożeniu i zarejestrowaniu list z kandydatami przyjdzie czas na rywalizację z politycznymi przeciwnikami, to się grubo myli. Dla większości kandydatów nie jest istotne przekonywanie, że to jego partia jest lepsza od innych i że to ona zapewni rozwój Krakowa. Im chodzi przede wszystkim o wyróżnienie się na tle kandydatów z tej samej listy.

Politycy wychodzą z założenia (często słusznego), że wyborcy podjęli już decyzję, czy zagłosują na PO, PiS albo komitet urzędującego prezydenta. A jeśli są niezdecydowani, to o ich dusze walczą szefowie partii, pokazując się w telewizji. Krakowianie nie wiedzą więc jedynie tego, przy którym kandydacie na wybranej liście postawić krzyżyk.

I dlatego prawdziwe wybory rozgrywają się wewnątrz danej partii, między kandydatami tego samego komitetu. Oficjalnie wygra ta partia, która będzie mieć najwięcej radnych, ale w rzeczywistości zwycięzców będzie 43, bez względu na przynależność partyjną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski