Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmiertelny wróg w kurorcie, czyli jak uparty ekolog został pedofilem

Zbigniew Bartuś
GRAFIKA MARCIN MAKÓWKA
Młodzieńczo brawurowy Alfred Jarry, autor pamiętnego „Ubu Króla”, napisałby, że wszystko to się wydarzyło w Polsce, czyli nigdzie. Boleśnie dojrzały Konrad przekonuje, że jest dużo gorzej: jego historia toczy się w Polsce, czyli wszędzie.

Za „wszędzie” robi tutaj śliczne małopolskie uzdrowisko, do którego Konrad przeprowadził się przed laty z odległego miasta z mamą inwalidką. Barwną (trójkolorową) historię opowiemy w pierwszej osobie, a ściślej – w osobie Konrada. Do imienia można by dodać pierwszą literę nazwiska wraz z przydającą dramaturgii kropką; byłoby to o tyle usprawiedliwione, że nasz bohater był lub jest podejrzany o liczne wykroczenia i przestępstwa, a ostatnio został nawet skazany. Ponieważ jednak wielce prawdopodobne jest, że za oskarżeniami kryje się tzw. układ, pozostańmy przy imieniu.

Zieleń

Przez całe życie byłem czysty jak łza. Zmieniło się to cztery lata temu i miało ścisły związek z nowym planem zagospodarowania przestrzennego. Parę osób sporo zyskiwało na wprowadzonych przez lokalne władze zmianach: tereny zieleni uzdrowiskowej i leczniczej przepoczwarzały się gdzieniegdzie w tereny komercyjne, usługowe. Ogromnie wywindowało to wartość części gruntów. Czyich? Odpowiedź na to pytanie chcieli znać zwłaszcza ci, którzy za sprawą nowego planu tracili, bo ich domy, otoczone dotąd bajkową zielenią, miały być narażone na uciążliwe sąsiedztwo różnych firm i zakładów.

Zapisy nowego planu zaniepokoiły też lokalnych ekologów, czyli i mnie, bo jako miłośnik przyrody zjechałem tutaj właśnie dla zieleni, ciszy i spokoju, no i działam w obronie flory i fauny. Naszym, czyli Zielonych, zdaniem forsowane przez władze zmiany kłóciły się ze statusem uzdrowiska i zagrażały przyszłości miasteczka, którego głównym atutem jest przecież nieskażona natura.

Przyznaję, że problem dotyczył mnie bezpośrednio: zieleń uzdrowiskowa, otaczająca od zawsze mój dom, też została przeznaczona na działalność usługową. Na krótko przed tym działkę sąsiadującą z moją kupiła (jeszcze po niższej, „uzdrowiskowej”, cenie) rodzina biznesmenów powiązanych z władzą. Po zmianie planu uruchomili komis samochodowy – hałaśliwy, śmierdzący. Błotnisty dojazd biegł w granicy mojej działki, przy wejściu do mego domu. Z tego powodu postanowiłem obalić plan zagospodarowania. Okazało się, że ma więcej wrogów.

Pomogły nam błędy lokalnej władzy. To jest taka typowo polska klika, która myśli, że może wszystko, bez oglądania się na ciemny lud. A myśmy zauważyliśmy, że – wbrew prawu – plan jest w wielu miejscach niezgodny z przyjętym wcześniej studium zagospodarowania. Korzystając z ustawy o dostępie do informacji publicznej (jako pierwszy w gminie!), wystąpiłem do burmistrza o kopię tegoż studium. Chcieliśmy odnaleźć rozbieżności i zaskarżyć plan do wojewody.

Burmistrz odmówił wydania kopii i musiałem walczyć w sądach. Trwało to dwa lata, choć, zgodnie z przepisami, wszystkie żądane informacje powinienem otrzymać w dwa tygodnie! Jedyne, co mnie cieszyło, to to, że sądy ukarały burmistrza grzywnami za łamanie moich konstytucyjnych praw. Dziś nie cieszy mnie to wcale: grzywny i tak zapłacili podatnicy, czyli także ja, a przez to swoje wychylanie się podpadłem władzy na amen.

Zaskarżyliśmy plan do wojewody. Był nim wtedy Stanisław Kracik. Jako działacz ekologiczny ściągnąłem go tu do nas na spotkanie. Przekonały go prawne argumenty i uznał plan za nieważny. Władze wpadły w furię, ale Wojewódzki Sąd Administracyjny podtrzymał tę decyzję. To samo zrobił dwa lata później NSA.

Pogrzebaliśmy w ten sposób wiele już klepniętych biznesów.

Żółć

Sąsiedzi są w miasteczku dużo dłużej niż ja. Wszyscy ich tu znają, a oni znają wszystkich. Pan rozumie, co to znaczy. Nie? To wyjaśnię. Jeden sąsiad jest od wielu, wielu lat nauczycielem w gminnej szkole; jego byli uczniowie pracują w firmie sąsiadów. Chodzi o import samochodów, czyli całego tego złomu z Zachodu. Parają się tym od lat, wyrobili sobie świetne kontakty z lokalnymi policjantami i urzędnikami. Synowa sąsiada też prowadzi biznes na dużą skalę i ma swoje znajomości. Bezrobocie jest u nas dwucyfrowe, więc w okolicy nie ma chyba rodziny, która by u nich nie robiła lub nie chciała robić.

Nie jestem pewien, czy moje problemy wynikają z zemsty, chęci dopieczenia mi za obalenie planu, czy też zamiaru podważenia mojej wiarygodności. Pewnie wszystko po trochu. W każdym razie od dwóch lat czuję się jak bohater „Procesu” Franza Kafki.

Zaczęło się od niegroźnie wyglądającej sprawy o wykroczenie z art. 107 k.w. (Kto w celu dokuczenia innej osobie złośliwie wprowadza ją w błąd lub w inny sposób złośliwie niepokoi…). Zarzut sąsiadów był absurdalny, a mimo to lokalny sąd ukarał mnie grzywną 710 zł. Musiałem złożyć sprzeciw i ostatecznie sprawa zakończyła się dla mnie pomyślnie. Ale trwała półtora roku i napsuła mi zdrowia.

Tym bardziej, że w tym samym czasie sąsiedzi zainicjowali dwie sprawy z art. 66 k.w. (Kto ze złośliwości lub swawoli (…) wprowadza w błąd instytucję użyteczności publicznej…). Lokalny sąd znów sypnął grzywnami (280 i 710 zł), ale po sprzeciwie i kilkumiesięcznej walce zostałem uniewinniony.

W czasie owej walki pojawiła się sprawa z art. 108 k.w. (Kto szczuje psem człowieka…). Sąd dowalił mi 380 zł, ale po ośmiu miesiącach uniewinnił. To nie zniechęciło sąsiadów, bo trzy tygodnie później miałem nową sprawę z art. 108. Też zakończyła się uniewinnieniem! W kolejnej zostałem skazany na 530 zł grzywny – po pół roku uniewinnił mnie Sąd Okręgowy. Tu już musiałem dojeżdżać.

Teraz mam jeszcze sprawy z art. 91 Prawa budowlanego (utrudnianie czynności organom nadzoru) oraz o przestępstwo z art. 190 k.k. (groźby karalne zagrożone więzieniem). Tę drugą ponad rok temu sąd umorzył, ale prokurator się zażalił i lokalny sąd prowadził ją od nowa. Ciekawe jest przy tym, kto i jak prowadził.

Otóż wszyscy sędziowie wydziału karnego uznali, że nie będą uczestniczyć w tej hucpie i jeden po drugim się wyłączyli. Ponieważ nie został nikt, sprawa została przydzielona sędziemu... z wydziału cywilnego. Zeznawali w niej sąsiedzi oraz ludzie powiązani z nimi rodzinnie lub biznesowo. Po roku cyrku zostałem skazany na 32 godziny prac społecznych i zwrot kosztów (1,5 tys. zł). Złożyłem apelację, ale to znów potrwa. Do tego dojazdy, koszty. I nerwy.

Róż?

Naprawdę można wymięknąć, tym bardziej, że donosy sąsiadów do różnych instytucji dotyczą także mojej chorej matki. M.in. od dwóch lat ZUS sprawdza, czy przyznana jej 35 lat temu renta nie została wyłudzona. A chodzi o kobietę zawdzięczającą życie zdobyczom kardiologii, w tym ciężkim operacjom. Ciekawe jest również, że moje interwencje na policji pozostają bez żadnego echa.

A sąsiedzi lub ich kompani kilka razy próbowali mnie rozjechać, wielokrotnie mi grozili, zabrali mi telefon komórkowy, walili mnie w łeb łopatą (mimo krwawiącej rany policjant uznał wezwanie za bezzasadne)… Były uczeń sąsiada, pracujący często w jego komisie, obrzucił mój dom kamieniami (został za to skazany; policja nie dociekała, czemu rzucał i kto mu kazał). „Nieznani sprawcy” upstrzyli elewację mego domu farbą samochodową… Problemy zaczęła mieć także znajoma, którą sąsiedzi wypatrzyli u mnie na podwórku. Zaczęli jej grozić, że „będzie podawana do sądu” nawet za to, że chodzi po ulicy i oddycha.

Wobec bierności policji, aby udokumentować prześladowania ze strony sąsiadów, zacząłem ich filmować. Razu pewnego w kadrze znalazły się przypadkowo pośladki noszonego po podwórku przez sąsiadkę niemowlaka. Nie zwróciłem na to uwagi. No i mam teraz sprawę o pedofilię.

Znajdź człowieka, a paragraf...
Art. 66. § 1 k.w. Kto ze złośliwości lub swawoli, chcąc wywołać niepotrzebną czynność fałszywym alarmem, informacją lub innym sposobem, wprowadza w błąd instytucję użyteczności publicznej albo inny organ ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1 500 złotych.

Art. 107 k.w. Kto w celu dokuczenia innej osobie złośliwie wprowadza ją w błąd lub w inny sposób złośliwie niepokoi, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1 500 złotych albo karze nagany.

Art. 108 k.w. Kto szczuje psem człowieka, podlega karze grzywny do 1 000 złotych albo karze nagany.

Art. 190 k.k. Kto grozi innej osobie popełnieniem przestępstwa na jej szkodę lub szkodę osoby najbliższej, jeżeli groźba wzbudza w zagrożonym uzasadnioną obawę, że będzie spełniona, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.

Art. 190 a k.k. § 1. Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby jej najbliższej wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski