Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

70. rocznica powstania: warto było?

Włodzimierz Knap
Historia. Trzeba odróżnić niekwestionowane bohaterstwo, wręcz heroizm powstańców od oceny tych, którzy podjęli decyzję o powstaniu.

O Powstanie Warszawskie spór toczy się od prawie siedmiu dekad. Zaczął się, gdy ono trwało, m.in. na łamach „Biuletynu Informacyjnego”. W listopadzie 1944 r. sensu boju o stolicę w broszurze „Powstanie sierpniowe” bronił PPS-owski polityk i publicysta Zygmunt Zaremba.

Z pewnością spór o powstanie nigdy nie zgaśnie, bo skala ofiar była wyjątkowa. Prof. Andrzej Leon Sowa z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie podkreśla, że „klęska powstania warszawskiego w swoich praktycznych skutkach była nie mniej kosztowna niż przegrana kampania w 1939 r.”. Wystarczy przypomnieć, że śmierć poniosło od 120 do 200 tys. osób, a Warszawa została niemal starta z powierzchni ziemi.

Stefan Kisielewski we wrześniu 1945 r. w „Tygodniku Powszechnym” napisał: „Powstanie Warszawskie było aktem psychicznego egoizmu, krótkowzroczności, nieopanowania i nieprzemyślenia. Naród naprawdę męski nie walczy do ostatniej kropli krwi”.

W tym samym roku ostro oceniał powstanie Stanisław Cat-Mackiewicz, pisarz polityczny: „Warszawa w jego konsekwencji została zniszczona bardziej niż Berlin”. I dodawał: „Sowietom zależało na zniszczeniu Warszawy, a tak się pomyślnie dla nich składało, że dla tego zniszczenia nie trzeba było używać sowieckich armat ani pocisków. Od czegóż patriotyzm polski! Ma właściwość bezrozumnego dynamitu”. Gen. Władysław Anders pisał: „Uważam powstanie za największe nieszczęście. Nie miało najmniejszych szans. W ogóle nie tylko nie miało żadnego sensu, ale było nawet zbrodnią”.

Nie brakowało jednak i nie brakuje obrońców powstańczego zrywu. Płk Kazimierz Iranek-Osmecki, szef wywiadu AK, przekonywał, że ktoś, kto nie przeżył pięciu lat okupacji w Warszawie, nie zrozumie, iż stolica nie mogła się nie bić. Podobne stanowisko zajmował Jerzy Braun, ostatni delegat rządu londyńskiego na kraj, a także Jerzy Kłoczowski, wybitny historyk, w czasie powstania 20-letni żołnierz pułku „Baszta”.

Warto też pamiętać o słowach Władysława Barto­szewskiego, powstańca warszawskiego i jego znawcy, który powtarza, że na decyzję o walce należy też patrzeć jako na „ostatni suwerenny akt dawnej Rzeczypospolitej, podjęty przez Polaków w interesie długofalowej racji stanu”.

Nie sposób jednak nie przytoczyć relacji mjr. Stanisława Żochowskiego, członka sztabu Naczelnego Wodza: „Płk Demel polecił mi przygotować uzasadnienie dla odznaczenia gen. Bora-Komorowskiego krzyżem Virtuti Militari II klasy. Odszukałem statut. II klasa może być przyznana generałowi za samodzielne działanie, które było zwycięską bitwą lub walnie przyczyniło się do zwycięstwa. Złożyłem wniosek na oddanie gen. Bora pod sąd za zniszczenie stolicy, spowodowanie ogromnych strat i nieosiągnięcie żadnego celu”.

Historycy w wyraźnej przewadze twierdzą, że powstanie było pozbawione sensu. – Jego decydentów należałoby postawić przed sądem – mówi prof. Sowa, a zatem zajmuje identyczne stanowisko jak gen. Anders.

Prof. Jan Ciechanowski, chyba najlepszy jego znawca, 14-letni powstaniec, przekonuje: – Powstanie było jedną z największych, najboleśniejszych klęsk i katastrof, jakich doznaliśmy w czasie ponadtysiącletnich dziejów.

Prof. Andrzej Paczkowski zwraca natomiast uwagę, że powstanie nie skróciło choćby o dzień wojny ani nawet niemieckiej okupacji. Historycy są zgodni, że było dla Stalina podarunkiem od losu, a konkretnie samych Polaków. Rękami Niemców mógł rozprawić się z polskimi przeciwnikami politycznymi. Nie zamierzały mu w tym przeszkadzać USA i Wielka Brytania, bo dywizje Stalina były im wtedy niezbędne. W lecie 1944 nasz los był przesądzony.

Powstanie było dziełem przede wszystkim trzech generałów: Tadeusza Bora-Komorowskiego, dowódcy AK, gen. Tadeusza Pełczyńskiego, jego zastępcy, a szczególnie gen. Leopolda Okulickiego, zastępcy szefa sztabu Komendy Głównej ds. operacyjnych. Okulicki wymusił – czy jak on sam twierdził – przeforsował decyzję rozpoczęcia walki o Warszawę 1 sierpnia 1944 r. na swym chwiejnym dowódcy, Borze-Komorowskim. Decyzję zatwierdził Delegat Rządu Jan Stanisław Jankowski.

Decyzja o rozpoczęciu walki o Warszawę dojrzewała w ciągu lipca 1944 r. – Stała ona w sprzeczności z wcześniejszymi politycznymi decyzjami i planami, które wykluczały walkę o miasto z obawy o duże straty – przypomina dr Janusz Mar­szalec, zastępca dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Zwraca uwagę, że główni decydenci mieli z jednej strony świadomość ciążącej na nich odpowiedzialności za możliwe konsekwencje, z drugiej – obawiali się, iż mogą stracić jedyną okazję do wybicia Polski na niepodległość. Za wybuch powstania odpowiada też premier Stanisław Mikołajczyk. Uznał, że walka w Warszawie będzie dla niego atutem w czasie rozmów ze Stalinem.

Prof. Jacek Tebinka, który analizował rozmowę polskiego premiera z panem na Kremlu, nie ma wątpliwości, że powstanie nie było atutem w rękach Mikołajczyka, a wręcz odwrotnie. Szef polskiego rządu o jego wybuchu dowiedział się 2 sierpnia (w Moskwie) po południu. Dzień później zasiadł do stołu ze Stalinem.

Napisz do autora:
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski