Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiedziały, że nie umrą na planie

Rozmawiała Urszula Wolak
Lisa i Louise Burns spotkały się wczoraj z publicznością w Krakowie
Lisa i Louise Burns spotkały się wczoraj z publicznością w Krakowie Andrzej Banaś
Rozmowa. Lisa i Louise Burns, bliźniaczki z "Lśnienia", twierdzą, że nie miały koszmarów po udziale w horrorze Stanleya Kubricka

- Co Panie czują, patrząc na buciki sióstr Grady, które wasze bohaterki nosiły na planie "Lśnienia"?

Louise Burns: - Że niewiele zmieniło się od czasu premiery filmu w 1980 roku, bo wciąż nosimy ten sam rozmiar.

Lisa Burns: - Ale w niebieskie sukienki byśmy już jednak nie weszły.

- Liczyły Panie, ile razy musiały powtarzać kultową już kwestię z filmu "Lśnienie": "Come and play with us" ("Chodź i pobaw się z nami" - przyp. red.)?

Louise: - Nie ma to najmniejszego sensu, bo powtarzamy ją niemalże codziennie na prośbę miłośników "Lśnienia".

Lisa: - Nie tylko powtarzamy. Ja słyszę ją kilka razy dziennie przez okrągły rok.

- Jak to możliwe?

Lisa: - Zastępuje ona zwykły dzwonek w moim telefonie. Pokazać?

- Widzę, że z "Lśnieniem" Stanleya Kubricka nie można się rozstać...

Lisa: - Miałyśmy nadzieję, że gdy nagramy kwestię z filmu na telefon, nie będziemy musiały jej nieustannie powtarzać na prośby: "Powiedz to jeszcze raz".

Louise: - Ale nic z tego nie wyszło! (śmiech)

- Jak czuły się Panie na planie horroru jako 12-letnie dziewczynki? I czy naprawdę miałyście tyle lat? W filmie wyglądacie bowiem na młodsze.

Louise: - Rzeczywiście byłyśmy nieco młodsze, bo kończyłyśmy dopiero 10. rok życia, ale do mediów poszła informacja, że mamy 12 lat. Właściwie nie wiadomo dlaczego. Może Kubrick nie chciał wywoływać skandalu, że łączy wizerunek dzieci z tak okrutnym aktem jak morderstwo. Upiorne siostry Grady ukazują się głównemu bohaterowi jako zjawy. Zostały one bowiem brutalnie zabite i wywołują one w Dannym potworny lęk.

Lisa: - Na planie panowała wspaniała atmosfera. Pamiętam, że cała ekipa bardzo nas wspierała. Choć wszyscy byli bardzo zajęci, to zawsze znaleźli czas, aby nam dokładnie wytłumaczyć poszczególne sceny. Nie wiedziałyśmy przecież nic na temat kręcenia filmu; gdzie stanąć, jak się ustawić? Nad wszystkim jednak panowali profesjonaliści. Obserwator z zewnątrz mógł odnieść wrażenie, że efekt naszej pracy był dziełem przypadku, ale to nieprawda. Wszystko było misternie zaplanowane.

- Stanley Kubrick był znany ze stawiania aktorom wysokich wymagań. Doświadczyły Panie tego?
Louise: - To prawda, był wymagający, ale nie w znaczeniu negatywnym. Przykładał ogromną wagę do szczegółów. Wyznawał zasadę; jeśli chcesz wykonać dobrze swoją robotę, musisz być wymagający. Innej opcji nie ma.

Lisa: - Posuwał się do ucinania głów swoim bohaterom, nie dlatego, by szokować widzów, ale dlatego, że taką miał wizję. I uparcie dążył do jej realizacji. Każde ujęcie, każdy ruch, każdy rekwizyt był obdarzony znaczeniowym potencjałem. Nic nie działo się w "Lśnieniu" przez przypadek jak i w żadnym innym filmie Kubricka. Dlatego jest uznawany za mistrza światowej kinematografii.

Louise: - Reżyser pracował nad filmami jak przykładający się do swojej pracy rzemieślnik, który ma do wykonania drewniany stół. Co robi? Idzie do lasu, szuka odpowiedniego drzewa, ścina je, a następnie bierze materiał, z którego zrobi stół.

- To żmudny proces, przyznają Panie?

Louise: - Oczywiście, ale wart zachodu. Kubrick spędził nad "Lśnieniem" trzy lata. Opłaciło się. Sposób, w jaki podchodził do swojej pracy, definiował go jako człowieka. Reżyser miał tylko jeden cel: by w filmie znalazł się jego indywidualny przekaz, urzeczywistniła się jego własna wizja. Udało mu się to osiągnąć tylko za sprawą ogromnego zaangażowania w tworzenie swych filmów.

- Kiedy przystępowały Panie do pracy na planie "Lśnienia", wiedziałyście, o czym jest ta historia?

Louise: - Nie czytałyśmy powieści Stevena Kinga, na podstawie której powstał film Stanleya Kubricka, ale wiedziałyśmy, że tytuł odnosi się do pewnej wewnętrznej, mrocznej siły, która pozwala nawiązywać głównemu bohaterowi Danny'emu kontakt ze światem nadprzyrodzonym.

Lisa: - Ze światem zjaw, do którego należały także grane przez nas bliźniaczki.

Louise: - Ale, kiedy oglądamy film, nic nie jest tak oczywiste. Bo czym jest ta siła lśnienia? Czy można ją w ogóle zdefiniować? Ja do dziś, niestety, nie potrafię.

- Krew na planie i atmosfera grozy, narzędzia zbrodni nie przestraszyły małych dziewczynek?

Louise: - Kubrick zadbał o to, byśmy traktowały nasz udział w filmie jak zabawę. Wiedziałyśmy, że krew nie jest prawdziwa, że narzędzia zbrodni to atrapy. Ich obecność była dla nas czymś normalnym, zwyczajnym. Nie czułyśmy strachu.

Lisa: - Jedyny dyskomfort, jaki odczuwałyśmy, wynikał z niskiej temperatury, jaka panowała na planie. To zimno było momentami nie do zniesienia.

- Obyło się bez koszmarów?
Louise: - Tak. Zostałyśmy zapewnione, że nie zostaniemy pozbawione życia, jak nasze bohaterki. Zabijanie aktorów na planie byłoby zbyt kosztowne (śmiech).

Lisa: - Poza tym pod koniec lat siedemdziesiątych i na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy dorastałyśmy, morderstwa dzieci nie należały do częstych przypadków, a przynajmniej nie było o nich głośno w mediach. Ludzie żyli w większym poczuciu bezpieczeństwa. Nie byli też karmieni z taką intensywnością przez telewizję okrutnymi obrazami z miejsc zbrodni.

- Czujecie się jak filmowe ikony?

Lisa: - Louise, czujesz się ikoną? (śmiech)

Louise: - Jak Marilyn Monroe? Och, nie. Ona, jak wiele podobnych jej gwiazd, stała się przecież ikoną po śmierci, zostawiając po sobie tysiące obrazów filmowych i fotograficznych.

- Niezaprzeczalnie jednak stworzyły Panie w "Lśnieniu" ikoniczny obraz bliźniaczek, który zresztą promuje wystawę Stanleya Kubricka w Muzeum Narodowym.

Lisa: - Ja czasem czuję się jak eksponat, który wielu chce oglądać. To zadziwiające, zwłaszcza że pojawiamy się na ekranie tak krótko.

- Policzono, że czterdzieści sekund.

Lisa: - Naprawdę? Słysząc to po latach, to rzeczywiście szokujące, zważywszy na to, jak długo trwały próby do filmu.

- Za mało czy za dużo?

Lisa: - W sensie formalnym, to znaczy w kontekście trwania całego filmu to niewiele.

Louise: - Gdyby jednak pomnożono nasz kontrakt przez czterdzieści, to odpowiedź byłaby pewnie inna (śmiech).

Lisa: - Pamiętajmy jednak, że bliźniaczki z "Lśnienia" są zjawami, Kubrick doskonale wiedział, co robi. Głęboko wierzył w zasadę im mniej, tym więcej. Nie chciał epatować na ekranie naszym wizerunkiem. Nie chciał tworzyć łopatologicznego przekazu, opowiadać historii życia małych bohaterek od początku do końca. To było, jego zdaniem, kompletnie zbędne. Uważał odbiorców swych filmów za inteligentnych ludzi, dlatego nie pozbawił ich czerpania przyjemności z odkrywania tajemnicy, którą kryją bohaterki.

- Nie kusiło Pań, aby związać swoje życie na stałe z branżą filmową po udziale w "Lśnieniu"?

Lisa: - Żadna z nas nie czuła wtedy, że to jej droga.

Louise: - "Lśnienie" pozostało naszym debiutem i zarazem ostatnim filmem fabularnym, w którym wystąpiłyśmy. Ja zostałam mikrobiologiem.

Lisa: - A ja literaturoznawcą. Mimo to nie potrafimy oddzielić naszego życia od "Lśnienia". To fenomen.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wiedziały, że nie umrą na planie - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski