Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czesław Kiszczak: winny, ale skazać go nie można...

Anita Czupryn
Czesław Kiszczak nie wygląda na osobę, która cierpi na otępienie
Czesław Kiszczak nie wygląda na osobę, która cierpi na otępienie Fot. Mateusz Wróblewski
Wojciech Jaruzelski nie zostanie już osądzony za zbrodnie z czasów PRL-u. Pod koniec ubiegłego tygodnia z powodu śmierci generała sąd umorzył jego procesy dotyczące masakry robotników na Wybrzeżu i wprowadzenia stanu wojennego. Czy wymiarowi sprawiedliwości umknie też gen. Czesław Kiszczak? Na razie mu się to udaje.

Wyprostowany jak struna. W jasnym prochowcu i nienagannie skrojonym garniturze. Pod eleganckim krawatem, niczym Humphrey Bogart, tylko bez kapelusza. Tak oto, niezwykle dziarsko prezentował się generał Czesław Kiszczak (rocznik 1925) na pogrzebie Wojciecha Jaruzelskiego.

Aż trudno uwierzyć, że ten energiczny starszy pan, rozdający na prawo i lewo uśmiechy, ściskający się z Jerzym Urbanem i innymi komunistycznymi dygnitarzami, jest tak ciężko chory, że nie może stawić się przed obliczem Temidy.

W 2013 r. warszawski sąd, z powodu przedstawionych przez pełnomocnika lekarskich orzeczeń dowodzących, że stan zdrowia Kiszczaka jest wyjątkowo kiepski, zawiesił piątą rozprawę. Generała oskarżono tym razem o przyczynienie się do śmierci górników z Kopalni „Wujek”. Biegli sądowi uznali, że były komunistyczny działacz, którego nazwisko swego czasu siało postrach wśród Polaków, cierpi na otępienie, spowolnienie psychiczne, zaburzenia pamięci i uwagi. A to oznacza ni mniej, ni więcej, że jest „bezterminowo niezdolny do udziału w procesie”. Postępowanie więc zawieszono, również bezterminowo.

Mecenas generała Kiszczaka mówił wówczas dziennikarzom, że jego klient cierpi na utratę słuchu i podejrzewa się u niego alzheimera. Sam Kiszczak przedstawiał się w tamtym okresie – podczas rozmowy z reporterem programu „Czarno na białym” – jako strzęp człowieka. Mówił: – Fizycznie czuję się jeszcze dobrze, psychicznie kiepsko. U mnie już nie będzie lepiej, będzie z każdym dniem gorzej. Mnie się rozmowa rwie już – nie łapię wątku.

Jednak – co wielokrotnie wytykały tabloidy – ani otępienie, ani fizyczne spowolnienie nie przeszkadzały byłemu komunistycznemu ministrowi spraw wewnętrznych budować daczy nad mazurskim jeziorem Omulew ani się na tej daczy relaksować czy czytać książek. Co zresztą nasuwa całkiem logiczny wniosek, że z jego zaburzeniami pamięci i uwagi nie może być aż tak źle, jak wskazywałyby lekarskie dokumenty.

O fenomenie metamorfozy generała Kiszczaka opowiadała mi dziennikarka Katarzyna Kaczorowska. Kilkakrotnie spotykała się z nim, zbierając materiały do książki „80 milionów. Historia prawdziwa”, przedstawiającej kulisy głośnej akcji działaczy Solidarności, którym udało się wyprowadzić w pole esbeków i ukryć pieniądze należące do związku.

Kaczorowska była świadkiem niezwykłych przemian byłego komunistycznego dygnitarza. – Na początku był rozmowie niechętny. Mówił, że nic nie pamięta, zasłaniał się tym, że ma dziury w mózgu, sprawiał wrażenie niedołężnego dziadziusia. Ale wystarczyło, że schowałam dyktafon, natychmiast się odprężał i prowadził rozmowę tak, jakby zapomniał o swoim zniedołężnieniu – wspomina Katarzyna Kaczorowska. – Opowiadał coraz więcej. Okazało się, że pamięta najdrobniejsze detale, szczegóły i szczególiki, sypał datami i nazwiskami. Jest piekielnie inteligentny i do końca kontroluje to, co mówi, jednocześnie sprytnie manipulując rozmówcą.

Po pojawieniu się generała Kiszczaka na pogrzebie generała Jaruzelskiego okrzyknięto go... cudownie uzdrowionym. A zarazem... cudotwórcą. Bo z jednej strony nie przypominał człowieka cierpiącego na demencję i starczą niedołężność. Z drugiej zaś – to na jego widok „ozdrowiał” Jerzy Urban, który na Powązkach pojawił się na inwalidzkim wózku. Kiedy zobaczył Kiszczaka, od razu podniósł się energicznie, aby się z nim przywitać. I było to powitanie czułe.

Czesław Kiszczak wielokrotnie stawał przed sądem. Pierwszy proces w 1996 r. zakończył się wyrokiem uniewinniającym. Był wówczas oskarżony o napisanie szyfrogramu umożliwiającego Milicji Obywatelskiej użycie broni wobec strajkujących. Kolejny, drugi proces, który zakończył się w 2004 r., przyniósł wyrok, w którym generała Kiszczaka uznano za winnego przyczynienia się do śmierci górników z kopalni „Wujek” i „Manifest Lipcowy” w 1981 r. Otrzymał karę czterech lat więzienia. Jednak w wyniku amnestii kara została złagodzona do 2 lat i... sąd zawiesił jej wykonanie. Sąd apelacyjny nakazał, aby proces powtórzono. Podczas kolejnego, który rozpoczął się w 2006 r., a w lutym 2007 r. miał się zakończyć, Czesław Kiszczak przedstawił orzeczenia lekarskie uniemożliwiające mu uczestniczenie w postępowaniu.

Kiszczaka chcieli też ścigać działacze środowisk LGBT, Szymon Niemiec i Jacek Adler. To oni złożyli do Instytutu Pamięci Narodowej wniosek o rozliczenie go z wydania rozkazu o przeprowadzeniu akcji „Hiacynt”. Chodzi o działania MO z lat 1985-1987, kiedy zbierano kwity na polskich homoseksualistów, a w milicyjnych kartotekach zarejestrowano 11 tys. takich osób.

Powodem oficjalnym akcji „Hiacynt” miało być przeciwdziałanie rozwojowi chorób, m.in. AIDS, a także kontrola, jak mówiono, „kryminalnego środowiska” i walka z prostytucją. W rzeczywistości jednak mogło chodzić o zbieranie kompromitujących materiałów, którymi komunistyczne organy mogły szantażować ludzi czy zmuszać ich do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. I wyciągać od nich informacje o działaczach opozycji.

Akcję, na rozkaz Kiszczaka, rozpoczęto 15 listopada 1985 r. Funkcjonariusze MO urządzali łapanki na homoseksualistów wszędzie: w szkołach, na uczelniach, w fabrykach czy miejscach spotkań. Zatrzymywano ich, aresztowano, zakładano „karty homoseksualisty”, pobierano odciski palców. Wszystko trwało do 1987 r., choć kartoteki „Hiacynta” uzupełniano jeszcze co najmniej rok dłużej.

W 2008 r. IPN odmówił wszczęcia postępowania, stwierdzając, iż akcja „Hiacynt” była legalna i nie doszło do naruszenia niczyich praw. W uzasadnieniu napisano, że czynności przeprowadzone w ramach tej operacji związane były z ustawowymi zadaniami ówczesnej MO, określonymi w ustawie o powołaniu tej służby. Bo przecież do obowiązków milicji należała m.in. ochrona porządku i bezpieczeństwa, wykrywanie przestępstw, ściganie sprawców i przeciwdziałanie przestępczości.

Ustalono też, że operacja „Hiacynt” miała charakter prewencyjny. To znaczy, że jej celem było rozpoznanie zagrożeń kryminalnych w dość hermetycznych środowiskach osób homoseksualnych, a w konsekwencji zapobieganie i zwalczanie przestępczości. „Z powyższego powodu działaniom przedsięwziętym przez funkcjonariuszy MO nie sposób przypisać cech bezprawności” – uznał w efekcie IPN. Kiszczak więc znów się sprawiedliwości wywinął.

Z kolei w kwietniu 2008 r. szczeciński oddział IPN wysłał do sądu akt oskarżenia o wyrzucenie z pracy w 1985 r. pracownika podlegającego Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. Powodem zwolnienia miało być posłanie córki do Pierwszej Komunii Świętej.

10 lipca 2008 r. sąd uznał, że były minister spraw wewnętrznych generał Czesław Kiszczak ponosi „winę nieumyślną” za przyczynienie się do śmierci górników z Kopalni „Wujek”, i umorzył sprawę.

Ale w lutym 2010 r. rozpoczął się czwarty proces Kiszczaka oskarżonego o przyczynienie się do śmierci 9 górników z Kopalni „Wujek”. Ostatecznie 26 kwietnia 2011 r. warszawski sąd okręgowy generała uniewinnił.

Dwa lata temu, 12 stycznia 2012 r., Sąd Okręgowy w Warszawie w procesie dotyczącym stanu wojennego uznał winę Czesława Kiszczaka z tytułu członkostwa w związku przestępczym o charakterze zbrojnym. I wymierzył generałowi karę 4 lat pozbawienia wolności, łagodząc ją jednak na podstawie amnestii z 1989 r. o połowę. No i warunkowo zawiesił jej wykonanie, z uwagi na wiek i stan zdrowia oskarżonego, na 5 lat. Ten wyrok nie jest prawomocny – bo generał Kiszczak się od niego odwołał. A rok temu, 5 czerwca 2013 r., sąd apelacyjny zawiesił proces z powodu rzekomo złego stanu zdrowia oskarżonego.

Nie ma żadnych wątpliwości, że wymiar sprawiedliwości jest bezradny, a generał Kiszczak w spokoju może dożywać swoich dni, z dobrą emeryturą, w willi na warszawskim Mokotowie bądź w letnim domu na Mazurach.

Sprawiedliwości wymknął się też generał Wojciech Jaruzelski. W miniony czwartek sąd okręgowy umorzył dwa procesy generała, oskarżonego o wprowadzenie stanu wojennego i masakrę robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. Te dwie sprawy były zawieszone od 2011 r., także ze względu na zły stan zdrowia generała.

Dwa lata temu Sąd Okręgowy w Warszawie uznał co prawda, że stan wojenny nielegalnie wprowadziła tajna grupa przestępcza pod wodzą Jaruzelskiego – w celu likwidacji Solidarności i zachowania wpływów we władzy, jednak do dziś nie udało się rozliczyć zbrodni aparatu władzy PRL ani osądzić winnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski