Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jedyne takie muzeum w Krakowie, do którego aż strach wchodzić

Marcin Banasik
Doktor Tomasz Konopka z jednym z najbardziej tajemniczych eksponatów tej mrocznej galerii
Doktor Tomasz Konopka z jednym z najbardziej tajemniczych eksponatów tej mrocznej galerii Andrzej Banaś
Przez dziesiątki lat trafiały tu przedmioty służące do popełniania najbardziej drastycznych i tajemniczych zbrodni. Ze starych, drewnianych półek Komnaty makabry zieje strach i przerażenie. Włosy stają dęba od samego patrzenia na „specjalistów” od zadawania śmierci

Na półkach leżą przebite nożami serca, obok czaszki z dziurami po kulach. Ze słojów wypełnionych formaliną straszą płody, a w najbardziej mrocznej gablocie jak węże wiją się pętle wisielców. To nie są sceny z filmowego horroru. Te makabryczne eksponaty istnieją naprawdę w muzeum Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie.

Zbiór eksponatów dydaktycznych wykorzystywany był dawniej przy nauczaniu medycyny sądowej. Sala bywała świadkiem badań nad ludzkim ciałem, śmiercią i zbrodnią. Miejsce to otwarte jest dziś dla studentów i pracowników uczelni. Nie jest oficjalnym muzeum i raczej nigdy nim się nie stanie. Dlaczego?

– Bo charakter zbiorów jest dość drastyczny – wyjaśnia dr Tomasz Konopka, kierownik zakładu.

W budynku przy ul. Grzegórzeckiej 16 w Krakowie znajduje się kilka przedmiotów, które kilkadziesiąt lat temu posłużyły do popełniania zbrodni, o których głośno było w całej Polsce. Wśród nich między innymi kilof, którym w latach 30. Rita Gorgonowa miała zabić córkę swojego kochanka. Kilka półek dalej leży sztylet domowej roboty, który prawdopodobnie posłużył jednemu z członków rodziny Zakrzewskich do zamordowania sąsiadów. Brutalnego mordu Józef Zakrzewski i jego dwóch synów dokonali w nocy z 2 na 3 listopada 1969 r. we wsi Rzepin (woj. świętokrzyskie).

W tej osobliwej galerii znajdziemy także przedmioty, które stały się elementem mrocznych legend miejskich. Jednym z nich jest siekiera, którą Franz Tham, zwany ludożercą z Krakowa, mordował swe ofiary.

Mężczyzna ten został skazany na karę śmierci za zabójstwo dwóch Polek. Legenda jednak mówi, że Niemiec zamordował 38 kobiet, ich ciała ćwiartował siekierą, a z mięsa sporządzał kiełbasy, którymi handlował na „Tandecie”, czyli największym w mieście targowisku.

Gablota wisielczych pętli
Jednym z najbardziej ponurych miejsc muzeum jest gablota wisielczych pętli, która przypomina terrarium. Roi się w niej od śmiercionośnych węży. Z gwoździ, jak z gałęzi zwisają paski od spodni, kable, smycze, chusty, łańcuchy. Okazuje się, że pętlę na własną szyję można skonstruować praktycznie ze wszystkiego.
Wiele tutejszych eksponatów pomogło wytłumaczyć tajemnicę zbrodni lub nieszczęśliwych wypadków. – Mamy tu kask, znaleziony w latach 70. na głowie górnika, który zginął w kopalni wskutek urazu głowy. Dziwne jest jednak to, że nie ma na nim żadnych śladów po uderzeniu – mówi dr Konopka.

Rozwiązanie tajemnicy okazało się bardzo proste. – Górnik pracował pod ziemią bez kasku. Zaraz po wypadku koledzy założyli mu go na głowę, żeby jego rodzina mogła dostać ubezpieczenie za śmierć w pracy wyjaśnia medyk sądowy.

Kilka półek dalej leży kierownica, dowód w sprawie kolejnego nieszczęśliwego wypadku. Ofiara tragedii zginęła od uderzenia w głowę metalową rączką kierownicy. – Prawdopodobnie wyglądało to tak, że przejeżdżający motocyklista uderzył rączką w głowę kogoś, kto zbyt mocno wychylił się na ulicę. Wiemy to stąd, że rączka dokładnie odbiła się na głowie ofiary – tłumaczy kierownik zakładu.

Na jednej z górnych półek z dowodami zbrodni leży uszkodzona czaszka i żelazko. Przyczynę nietypowego sąsiedztwa szybko wyjaśnia nam dr Konopka. Kształt jednego z tylnych rogów przedmiotu służącego do prasowania idealnie pasuje do dziury w czaszce. – Ktoś po prostu zabił ofiarę żelazkiem – mówi medyk sądowy.

Guzik lekarstwem na wiewióra
Wśród narzędzi do zadawania śmierci trafiają się również niepozorne przedmioty, choćby 7-milimetrowy guzik z przyczepioną karteczką, na której czytamy: „Guzik z damskiego trzewika, który sobie wepchnął do cewki moczowej mężczyzna cierpiący na wiewióra (red. rzeżączka), jako rzekome lekarstwo.”

Pokaźną kolekcję stanowią słoje z fragmentami ludzkich skór pokrytych tatuażami. Na jednym znalazł się wizerunek cesarza Franciszka Józefa I, na kolejnym Indianin na koniu. Inny właściciel nosił na ramieniu z kolei wizerunek Napoleona.

\Medyk sądowy wyjaśnia, że po wizerunkach na ciele można było również określić gdzie jego właściciel odbywał karę więzienia lub w której jednostce wojskowej służył.

Swoje miejsce w ponurym muzeum mają również pseudokibice, a dokładnie narzędzia, które noszą ze sobą, kiedy idą wyrównać porachunki z fanami innej drużyny. Noże, bagnety, pałki teleskopowe, a nawet nunczako, czyli dwie pałki połączone łańcuchem. Były tu również maczety, które nie mieściły się w gablocie, więc wyniesiono je do zamkniętego magazynu.

Tajemnicza czaszka
Prawdopodobnie najstarszym, a z pewnością najbardziej tajemniczym eksponatem muzeum jest czaszka z namalowanym krzyżem i sentencjami o ludzkim przemijaniu pisanymi po łacinie i w języku staropolskim. – Na czaszce nie ma żadnych uszkodzeń. Nie wiemy, skąd się tu wzięła, z jakiego okresu pochodzi, ani jaka była jej funkcja__ – pokazuje dr Tomasz Konopka.

Medyk sądowy podejrzewa, że czaszka mogła służyć do wywoływania duchów lub odprawiania czarnych mszy. – Mogła również pochodzić z celi mnicha zakonu kontemplacyjnego. Prawdy chyba już nigdy nie poznamy – dodaje dr Konopka.

***

– Wśród zbiorów muzeum wiele jest zapomnianych eksponatów. Jeszcze do niedawna jednym z nich był mózg kobiety, z charakterystycznymi ubytkami w korze mózgowej.

W rozwiązaniu zagadki, do kogo należał i dlaczego znalazł się w muzeum, pomogli studenci medycyny UJ, którzy cztery miesiące temu przeprowadzili rekonstrukcję zbrodni z lat 30 (doszło do niej w podkrakowskim Karniowie).

82 lata temu doszło tam do strzelaniny, w której śmierć poniosło dwóch rabusiów i ekspedientka sklepowa. Podczas lektury protokołów sądowych studenci natrafili na notkę, z której wynikało, że mózg ofiary znajduje się w Zakładzie Medycyny Sądowej.

– Kiedy znaleźliśmy eksponat, okazało się, że ubytki mogą świadczyć o upośledzeniu kobiety. Być może dlatego rabusie uznali, że łatwo będzie okraść sklep. Zaskoczył ich jednak właściciel lokalu, który wyjął broń i zaczął strzelać. Ekspedientka stała się prawdopodobnie przypadkową ofiarą strzelaniny – mówi Anna Wendreńska, studenta II roku medycyny na UJ, która brała udział w rekonstrukcji zbrodni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski