– Latał Pan z Janem Pawłem II podczas pielgrzymki w 1999 r. Wracają wspomnienia, szczególnie teraz?
– To była najdłuższa pielgrzymka papieża do Polski. Przelecieliśmy cały kraj w dwa tygodnie. Nasza wspólna podróż rozpoczynała się w Sopocie. Zupełnie nieoczekiwanie dowiedziałem się, że to właśnie ja mam powitać papieża na pokładzie śmigłowca.
Dowódca powiedział, że nie informował mnie wcześniej, bo pewnie całą noc bym nie spał, a tak w 5 minut coś sobie sensownego ułożę. Na tremę nie było więc czasu, po prostu przywitałem Ojca Świętego na pokładzie śmigłowca i obiecałem, że dołożymy wszelkich starań, aby lot był bezpieczny i przyjemny. Papież podał mi rękę, przywitał się i... tak się zaczęło.
– Podczas lotu miał jakieś nieoczekiwane życzenia?
– Wszystko odbywało się zgodnie z protokołem dyplomatycznym. Kabina pilotów jest oddzielona od salonki drzwiami, więc w czasie lotu nie kontaktowaliśmy się. Pamiętam jednak, że w Ełku popsuła się pogoda i razem z papieżem w śmigłowcu musieliśmy czekać na ziemi na możliwość startu.
Wtedy mogliśmy zamienić parę słów. Poprosił nas o mapę z trasą podróży. Drugi pilot dokładnie ją narysował i wykreślił najważniejsze punkty. Potem podarował tę mapę papieżowi. Zdarzyło się także, że towarzyszący Janowi Pawłowi II ks. Dziwisz poprosił nas o rozrzucenie nad Warszawą świętych obrazków z dedykacjami dla pielgrzymów.
Nie mogliśmy jednak tej prośby spełnić. Na wyrzucanie czegokolwiek ze statku powietrznego potrzebne są specjalne zgody.
– Jan Paweł II nie bał się latać?
– Nie bał się, loty znosił dobrze. Nie używał nawet ochronników słuchu, które wręczamy pasażerom. W 1999 roku był już starszym, schorowanym człowiekiem. Widzieliśmy, szczególnie wieczorami, jak bardzo był zmęczony. W czasie lotu udało mi się podpatrzeć, jak się modli, odpoczywa lub obserwuje Polskę przez okno. Gdy lecieliśmy nad ważnymi dla niego miejscami, staraliśmy się lecieć wolniej.
– Podobno miał Pan też szczególne zadanie w śmigłowcu?
– Zawsze dbałem o to, aby Ojciec Święty, wchodząc na pokład śmigłowca, nie uderzył się głową o framugę. Najpierw tylko uprzedzałem, aby uważał. Śmiał się, że nawet papież musi się pochylić, wchodząc do tej maszyny. Zdarzało się jednak, że zapominał i zbyt pewnie wchodził.
Nie chciałem być natrętny, przypominając po raz kolejny, więc usiłowałem go osłonić przed zderzeniem – ręką. I wtedy przekonałem się jak twarda i ciężka jest papieska piuska. Przesunąłem ją delikatnie, a sądziłem, że to leciutki skrawek materiału.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?