Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Winien śmierci pacjenta

Dorota Stec-Fus
Fot. Anna Kaczmarz
Prawo. Dr Mieczysław S. został skazany. Nie pracuje już w Szpitalu Żeromskiego w Krakowie, ale nadal pełni dyżury na oddziale ratunkowym, tyle że w Szpitalu św. Łukasza w Tarnowie.

Jesienią 2012 roku Krystyna S., żona zmarłego, zrozpaczona po nagłej śmierci męża, pojawiła się w naszej redakcji.

Kobieta relacjonowała, że mąż źle się poczuł i zgłosił się do lekarza podstawowej opieki, który skierował go do Oddziału Ratunkowego Szpitala im. Stefana Żeromskiego w Krakowie. Tutaj jednak pomocy nie otrzymał. Dr Mieczysław S. odesłał go do specjalisty urologa w przychodni. Ten wyznaczył mu termin badania USG za trzy dni, ale już w nocy Jan. S. zmarł z powodu pęknięcia tętniaka tętnicy biodrowej.

Sprawa trafiła do sądu. Mecenas Andrzej Majdan, pełnomocnik rodziny zmarłego, zażądał, aby sąd wyznaczył biegłych z drugiego końca Polski. Pomorski Zakład Medycyny Sądowej stwierdził, że gdyby dr Mieczysław S. przeprowadził niezbędne badania, pacjent miałby szansę na przeżycie. Ale lekarz zaniechał podjęcia jakichkolwiek działań.

Pomimo tej, zdawałoby się jednoznacznej ekspertyzy, Sąd Rejonowy Kraków – Nowa Huta lekarza uniewinnił. Tej bulwersującej decyzji sądu nie mogła zaakceptować Krystyna S., żona zmarłego, która jeszcze wczoraj w rozmowie z naszą reporterką nie potrafiła ukryć żalu z powodu niespodziewanej śmierci męża.

Podjęła walkę o sprawiedliwość. Gdyby nie jej stanowczość oraz doświadczenie pełnomocnika, sprawa prawdopodobnie zatrzymałaby się na orzeczeniu pierwszej instancji. Ale kilka tygodni temu Sąd Okręgowy w Krakowie uznał Mieczysława S. za winnego śmierci Jana S. i skazał go na 8 miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na 3 lata. Ponadto musi zapłacić grzywnę w wysokości 3 tys. zł oraz 2 tys. zł na rzecz Funduszu Pokrzywdzonych i Pomocy Postpenitencjarnej.

Sam skazany nie poczuwa się do winy. W rozmowie z „Dziennikiem Polskim” podkreśla, że szansa uratowania Jana S. była bliska zera. – Na 100 tysięcy osób z tętniakiem odcinka biodrowego tylko 4 zapadają na tętniaka tętnicy biodrowej wewnątrzoponowej. 80 procent z nich nie przeżywa. Szansa wykrycia tej choroby w warunkach SOR-u była praktycznie niemożliwa – przekonuje. Lekarz dowodzi, że niezależnie od jego decyzji, pacjent nie miał szans na przeżycie.

Podkreśla, że od prawomocnej decyzji sądu będzie odwoływała się w drodze kasacji do Sądu Najwyższego. – Nie chodzi o moją osobę, bo ja swoje przeżyłem. Ale podobna trauma może stać się udziałem każdego lekarza SOR-u – przekonuje.

Po śmierci Jana S. dr Mieczysław S. przestał pracować w Szpitalu im. St. Żeromskiego w Krakowie. Ale dziś pełni dyżury na oddziale ratunkowym Szpitala św. Łukasza w Tarnowie. Jego dyrektor, dr Anna Czech podkreśla, że dr Mieczysław S. nie dyżuruje samodzielnie, a do jego pracy – jak dotąd – nie ma zastrzeżeń. Dodaje, że praca na oddziale jest wyjątkowo trudna i chętnych do podejmowania dyżurów nie ma zbyt wielu. Dalsze kroki wobec skazanego lekarza uzależnia od decyzji Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Okręgowej Izby Lekarskiej. Ale pani rzecznik, dr Anna Kot, sprawy nie zna. – Dotąd nie otrzymaliśmy żadnej informacji z sądu. Dopiero po zapoznaniu się z treścią wyroku podejmiemy decyzje – mówi.

Napisz do autora:
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski