Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Krakowie działy się nieprawdopodobne rzeczy

Rozmawiała Małgorzata Mrowiec
Mariusz Wollny
Mariusz Wollny FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Rozmowa. MARIUSZ WOLLNY opowiada, jak powstawały książki o detektywie Kacprze Ryksie, który tropił kryminalne zagadki i afery XVI-wiecznego Krakowa, a teraz będzie też oprowadzał po mieście.

– Nie kołyszą się już wisielcy na szubienicach i nie ma alchemików podejrzewanych o to, że mordują dzieci, by zdobyć ich krew do eksperymentów. Ale XVI-wieczny Kraków, opisywany przez Pana w książkach o Ryksie, całkiem nie przeminął, nadal można dotknąć tych samych murów.

– Tak. Kraków niewiele się zmienił, Ryx aż tak by się tu dziś nie pogubił, wiele zakątków byłoby dla niego rozpoznawalnych.

– Ryksa i Kraków uczynił Pan bohaterami kryminałów historycznych. Jak pracuje Pan nad takimi powieściami?

– Skoro już sobie nieszczęśliwie wybrałem taki kierunek, a nie jak inni fantasy – gdzie tworzy się rzeczywistość nierzeczywistą – to muszę cierpieć: przygotowując swoje książki, połowę czasu tracę na grzebanie w źródłach, żeby znaleźć prawdziwe informacje. Cała filozofia mojego pisania polega na tym, że zbieram fakty i fakciki jak korale do naszyjnika i buduję z tego scenerię historyczną. Dopiero gdy mam ten szkielet skonstruowany z faktów, wymyślam fabułę.

– A od strony technicznej jak ta praca wygląda?

– Generalnie chwała Bogu, że jest internet (i Wikipedia), bo na początek, żeby ogarnąć temat, jest bardzo przydatny i z niego korzystam. Oczywiście wszystko trzeba potem sprawdzić. Gdy dochodzę do detali, zaczyna się kopanie. Idę do Jagiellonki, innych bibliotek, robię notatki. Mam ich całą stertę, na luźnych kartkach, i wykorzystuję w pisaniu.

Jak zaczynałem pisać o Ryksie, musiałem też sobie zrekonstruować renesansowy Kraków, w którym go umieściłem. Wtedy przygotowałem wielką planszę, na której był zaznaczony sam Rynek i ulice starego Krakowa – i nanosiłem na postawie wszystkich czytanych książek, co się w którym miejscu działo w XVI wieku.

– Musiał się Pan wgłębić również w ówczesną medycynę...

– To była spora trudność. Ale tak sobie wymyśliłem: że mój bohater detektyw będzie też medykiem. Opisywałem Kraków, do tego XVI-wieczny, więc trzeba było wykorzystać uniwersytet. Dlatego bohater został studentem. A studiował medycynę, bo praktycznie tylko ona dawała swobodę – wszystkie pozostałe kierunki w zasadzie były dla duchownych, tylko medycyna nie wiązała się z karierą kościelną.

Przy okazji zadałem sobie horrendalne zadanie zbadania, jak wyglądała medycyna XVI-wieczna. Musiałem kupić mnóstwo książek, jak też zagonić do galopu przyjaciela, słynnego krakowskiego medyka profesora Skalskiego ze szpitala w Prokocimiu. On służył mi radą, pożyczał książki i na bieżąco udzielał konsultacji medycznych.

– Jaki jest Pana przepis na język tego typu powieści?

– To była kolejna trudność, z którą musiałem się zmierzyć. Jeżeli książka ma mieć walor historyczny, ma wprowadzać w ówczesny klimat, nie może być pisana językiem współczesnym. Ale też nie można przesadzić w drugą stronę – z odtwarzaniem dawnego języka. Stwierdziłem, że jest potrzebny kompromis. Trzeba sobie wybrać kilkanaście kluczowych, fajnych słówek, które już kompletnie nie istnieją, nie funkcjonują, ale są do skojarzenia – przynajmniej niektóre. Takie słówko to np. turbacja zamiast: kłopot czy problem.

– Strażników miejskich nazywa Pan drabami miejskimi.

– Bo takie było autentyczne określenie na nich. To, że później mówiło się o kimś odrażający drab, też chyba od nich pochodzi. Nikt nigdy nie przepadał za stróżami prawa, choć byli i są niezbędni.

– Książki o Ryksie zapewne nieco dezaktualizują się wraz z odkryciami archeologów i konserwatorów.

– Tak, tak, mnie to też uderzyło. Pisząc je, korzystałem również z artykułów o nowych odkryciach, wydzieranych z gazet. Ale jednak nie za wszystkim się nadąża. Dlatego teraz, gdy przygotowałem przewodnik, w którym to książkowy Ryx będzie nas oprowadzać po Krakowie, wiele rzeczy tam wyprostowałem. Archeolog Dariusz Niemiec, który prowadzi badania w Krakowie, zajął się taką aktualizacją.

– Ten przewodnik jest specyficzny, nie opisuje np. szczegółów dotyczących architektury.

– Nie jestem ani architektem, ani historykiem sztuki – od tego są wszystkie inne przewodniki. Całe moje pisanie opiera się na tym, że korzystam z ciekawostek, anegdotek, i to faktycznych, które się zdarzyły i zostały opisane. I mnie w kościele Mariackim nie interesują fazy powstania czy rodzaj sklepienia, tylko to, że kaplica św. Antoniego po lewej stronie to dawna kaplica Złoczyńców.

Tam czekała ich ostatnia spowiedź, ostatnia modlitwa, a potem byli prowadzeni na plac straceń, przed kościół i – ciach – tracili łeb. Takich ciekawostek jest mnóstwo, a kto dziś o nich wie? Tak jak w innych moich książkach udowadniam, że historia to nie nudziarstwo, przedstawiam wszystko od strony sensacyjnej i ciekawostkowej, przypominam legendy. Pokazuję, że w Krakowie działy się nieprawdopodobne rzeczy.

– Ryx pojawia się w przewodniku, a co z kontynuacją kryminalnych tomów, których jest bohaterem?

– Kontynuacją są ukazujące się już „Kroniki dymitriad”, z synem Ryksa w roli głównej. A jeśli chodzi o starego Ryksa, to dla fanów, bo strasznie mnie zamęczają, wydam jeszcze 4–5 opowiadanek o nim. Przystępuję natomiast do całkiem nowego cyklu: o postaci krakowskiego Sherlocka Holmesa z końca XIX i początku XX wieku. Nowy Kraków! Będę musiał się uczyć tego nowego Krakowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski