Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Urzędnicy już wiedzą, ile osób złamie nogę

Dorota Stec-Fus
Fot. Archiwum
Zdrowie. NFZ określił, ile osób potrzebuje interwencji chirurga w przychodni, a których należy skierować do szpitala. – To Himalaje głupoty! – twierdzą eksperci.

Kontrakty większości małopolskich poradni chirurgicznych na pierwszy kwartał tego roku zostały już wyczerpane – alarmują lekarze. Oznacza to, że pacjenci z mniej skomplikowanymi urazami, złamaniami lub oczekujący na zdjęcie szwów muszą liczyć się z tym, że będą odsyłani do szpitali, którym za takie usługi NFZ zapłaci znacznie więcej niż poradniom.

Problem jest bardzo poważny. Z końcem minionego roku centrala NFZ ustaliła, ile osób w danym miesiącu złamie rękę, ile osób zrani się itp. Urzędnicy funduszu doszli do wniosku, że na ich zaopatrzenie wystarczy 40 procent wartości kontraktu, przyznawanego poradniom chirurgicznym, które zaopatrują lżejsze przypadki. Pozostałe 60 procent to tzw. konsultacje.

Przyczyną wprowadzenia sztywnych regulacji miały być rzekome nad­użycia chirurgów, którzy w sprawozdaniach do NFZ mieli wykazywać większą, niż miało to miejsce, liczbę lepiej płatnych zabiegów, kosztem gorzej wycenianych porad. Podobne regulacje dotyczą – jak podkreśla biuro prasowe małopolskiego oddziału NFZ – 12 innych specjalności zabiegowych.

Problem jednak w tym, że o ile pacjentów ze schorzeniami laryngologicznymi czy dermatologicznymi można „przesunąć” na kolejny miesiąc – w ramach racjonalizowania kolejek, jak definiuje to biuro prasowe NFZ – to w nagłych przypadkach chirurgicznych nie jest to możliwe. – Pacjenta ze złamaną ręką czy otwartą raną nie możemy odsyłać na kolejny miesiąc. A to właśnie radzą nam urzędnicy NFZ przekonując, że wartość kontraktu należy rozplanować równomiernie na 12 miesięcy – oburzają się chirurdzy.

Wiele przychodni chirurgicznych zrealizowało już 40 procent kontraktu „zabiegowego” za pierwszy kwartał. Równocześnie jednak nie było w stanie wyrobić 60 procent konsultacji. Za nad­wykonania w „zabiegówce” fundusz nie zapłaci, natomiast w przypadku niezrealizowanych konsultacji nie ma możliwości przerzucenia nadwyżki na rzecz zabiegów i przyznane pieniądze przepadają.

Finał? Ucierpi pacjent, który – wobec wyczerpania budżetu na zabiegi – zostanie odesłany do innej placówki. Ale i w niej poczeka na swoją kolej.

Dr Jerzy Radziszowski z Kolegium Zakładów Lecznictwa Otwartego ocenia tę sytuację jako skandaliczną. – NFZ dysponuje sprawdzonymi narzędziami, które pozwolają na wyłapanie nieprawidłowości i ukaranie ich autorów. Nie ma zatem żadnych powodów, by karać wszystkich administracyjnie ustalonymi , bezsensownymi regulacjami – mówi dr Radziszowski. W jego ocenie, narzucone odgórnie 60 procent kontraktu na konsultacje chirurgiczne to Himalaje głupoty. – Do chirurga pacjent nie idzie po to, by pogadać – komentuje.

To samo mówi dr Krzysztof Łanda, ekspert do spraw systemów ochrony zdrowia z Businness Center Club.– Nikt nie łamie nóg dla przyjemności. Takie świadczenia nie mogą być limitowane, to nonsens – podkreśla. Według niego NFZ zachowuje się jak sternik, który ręcznie kieruje systemem opieki zdrowotnej, nie mając o nim żadnego pojęcia.

Prof. Andrzej Matyja, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej, wprowadzone przez Fundusz zasady określa krótko: idiotyzm! – Ucierpi pacjent, a NFZ nic na tym nie zyska! – dodaje.

Proszący o niepodawanie nazwiska lekarz podstawowej opieki zdrowotnej powiedział nam, że pacjentów, których powinien wysłać do szpitala, kieruje do znajdującej się nieopodal przychodni chirurgicznej. – Wiem, że jej rola polega wyłącznie na wypisaniu skierowania do lecznicy. Ale każda taka wizyta zwiększa szanse na wyrobienie przez nią 60 proc. konsultacji. Dzięki temu jej straty, wynikające z przekroczenia puli na zabiegi, będą mniejsze. A wszystko to oznacza, że system jest skrajnie patologiczny – komentuje.

NFZ podkreśla, że w czasie podpisywania aneksów na rok 2014 informowano przychodnie chirurgiczne, że po pierwszych miesiącach tego roku zostanie przeanalizowane, jak się ma rzeczywiste wykonanie planu do zakładanego i jeśli będzie rozbieżność, na wniosek poradni, NFZ będzie przesuwał fundusze. Ale chirurdzy nie dowierzają tym deklaracjom.

– Pomimo monitów, nie otrzymaliśmy na ten temat żadnych konkretnych informacji. A z własnej kieszeni do pacjentów dopłacać nie zamierzamy – podkreślają.

Napisz do autora:
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski