W małej niby pszczeli ul palarni knajpy pod Teatrem im. Juliusza Słowackiego Halina Jarczyk, znana w świecie kapłanka swojej podkrakowskiej pasieki, zaś w wolnych od doglądania miodu chwilach muzyk wybitny, z dwuznaczną powagą prawiła, że kobiety powinny czule głaskać trzmiele, a mężczyźni z identyczną delikatnością winni brać palcem pod włos pasiaste kupry pszczół.
Było jak kilkanaście minut wcześniej na Salonie Poezji „Niebieskie nitki”. Podobna bliskość między gadającą a słuchającymi, porównywalna swoboda gestów i rechotów, ta sama, prywatna naturalność w byciu razem przez chwilę, kojąca bezpretensjonalność.
Na Salonach rzadko tak bywa, czemu trudno się dziwić. W końcu jeśli z małej sceny pod oknami foyer paść mają słowa Mickiewicza, Becketta, Dantego lub innego Szekspira – i aktorzy, i słuchacze jednak spinają się trochę. Czują powagę chwili, chcą być na poziomie, więc godzą się na dystans i odświętność, na oficjalność, na rolę trybiku w godzinnym seansie celebrowania artyzmu.
Żeby jasność była – nic w tym złego, zwłaszcza że wszystkie, by tak rzec, „elegancje” zachowania z reguły dyskretne są. Tym razem dyskrecja ta nie była potrzebna. I nie tylko dlatego, że serwowano teksty Rafała Dziwisza – świetnego aktora, który na domiar dobrego umie pisać – a nie Goethego. Głównie dlatego, że jeśli o nienapinanie się na odświętność chodzi – wszyscy byli w formie olimpijskiej.
Jarczyk ze skrzypcami, Jacek Bylica przy fortepianie, Jacek Hołubowski z akordeonem na kolanach, Grzegorz Piętak oparty o kontrabas, Przemysław Sokół chłodzący policzek na trąbce. I mówiący oraz śpiewający utwory Dziwisza aktorzy: sam autor, Karolina Kazoń, Małgorzata Kochan, Katarzyna Zawiślak-Dolny, Grzegorz Łukawski i Krzysztof Zawadzki. Wszyscy oni mieli „dzień bliskości”, „godzinę bezpretensjonalnej swobody gadania”, „czas publicznej prywatności”. Gdyby nie smak tandety, który po imprezach typu „Piosenka biesiadna” nieuchronnie zostaje na podniebieniu, można by oznajmić, że ostatni Salon Poezji był Biesiadą Świetną. Zostańmy więc przy określeniu „Seans na wyciągnięcie ręki”.
Tak. Artyści i utwory wszystkie – od satyrycznych drobiazgów, przez subtelną lirykę, po doskonałość zachwycająco plugawych limeryków – byli i były niczym bajanie Jarczyk w palarni, albo jak dla dłoni Jarczyk ukochany jej trzmiel. Bliscy, bliskie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?